Człowiek zdobił ją od zawsze. Odnaleziony w lodzie Ötzi, który zmarł ponad 5000 lat temu w południowym Tyrolu, nosił tatuaże, które uchodzą za najstarsze. Było ich 50 i układały się w linie i krzyżyki. Powstały poprzez nacinanie skóry i wcieranie w rany węgla drzewnego. Gdy skóra jest  tak ciemna, że nie widać na niej rysunków, rozwiązaniem jest modyfikacja  jej faktury. Dla antropologów ludzkie ciało jest jak tekst, który zawiera informacje o kulturze danej społeczności. Swój socjokulturowy kontekst mają nie tylko tak ekstremalne ingerencje, jak tatuaże, skaryfikacje, przebijanie skóry czy zabiegi chirurgii plastycznej, ale także fryzury, malowanie ciała, strój, a nawet odchudzanie i rozwijanie muskulatury. Terence S. Turner, antropolog z Uniwersytetu Cornella, nazwał to „społeczną skórą”, która to koncepcja w takim samym stopniu odnosi się do współczesnych implantów, jak i do XIX-wiecznych gorsetów czy krążków w wargach mężczyzn z plemienia Kayapo z Amazonii, których obyczaje badał. Turner twierdzi, że skóra, owa zewnętrzna warstwa ciała, jest wszędzie na świecie traktowana jako granica w sensie biologicznym i granica społecznego „ja”.
 

– U plemion żyjących w ekstremalnie trudnych warunkach, wymagających odwagi i umiejętności znoszenia bólu, inicjacja do dorosłości wiązała się zwykle z przejściem granicy cierpienia i pozostawieniem trwałych śladów na ciele: tatuaży lub skaryfikacji – mówi etnolog Robert Andrzej Dul. – U australijskich Aborygenów skaryfikacje otrzymywane podczas inicjacji były zarazem znakami tożsamości, bowiem każdy klan miał własny wzór kojarzony z określonym totemem. Ale zdeformowane ciało w pewnych kulturach zyskuje też na erotycznej atrakcyjności. Dekoracyjne blizny są popularne wśród wielu afrykańskich plemion. U Hotentotek ideałem jest tzw. fartuszek hotentocki, gdzie wargi sromowe mniejsze znacznie wystają spomiędzy warg sromowych większych. To cecha genetyczna zaobserwowana u członkiń plemion grupy Khoisan, ale efekt ten osiągano również sztucznie – cztero-, pięcioletnim dziewczynkom rozciągały  genitalia ich dorosłe krewne.

Cierpienie jest opłacalne. David Turton, antropolog z uniwersytetu  w Oxfordzie, badacz kultury afrykańskiego plemienia Mursi, z dezaprobatą obserwował upokarzające sceny, gdy jego członkinie z groteskowymi krążkami wepchniętymi w wargi dla marnego zarobku pozowały turystom do zdjęć. – We wzajemnym kontakcie turystów i Mursi nie ma nic  z „normalnego” społecznego współżycia – twierdzi Turton.
 

Mursi żyją w południowo-zachodniej części Etiopii, w dolinie rzeki Omo. Jest ich niecałe 10 tys. To jedna z ostatnich grup w Afryce, której kobiety noszą w dolnej wardze ogromne drewniane lub ceramiczne krążki, zwane  też kłódkami wargowymi (praktykuje to również sąsiednie plemię Suri).  Ten zwyczaj uczynił z nich turystyczną atrakcję. Nie rezygnują z niego nawet mimo nacisków ze strony rządu.
 

Dolna warga jest przecinana przez matkę lub inną kobietę z rodzinnej  wsi, gdy dziewczynka ma 15–16 lat. W otwór wkłada się drewnianą zatyczkę, która pozostanie w nim, aż rana się zagoi. Przez kolejne miesiące wymienia się zatyczki na coraz większe, nawet codziennie. O ich rozmiarze decyduje sama dziewczyna. W skrajnych przypadkach talerzyk ma nawet do 30 cm średnicy. W podtrzymywaniu go pomaga wybicie czterech dolnych zębów, co następuje jeszcze w dzieciństwie. Antropolodzy nie mają pewności, jakie były powody powstania tej tradycji. David Turton twierdzi, że zapytane   o krążki w wargach Mursi odpowiadają: „Bo to jest nasz zwyczaj”. Teorii jest kilka, każda prawdopodobna i każda do podważenia. Podobno rozciągnięta warga z wetkniętym krążkiem czyni dziewczynę piękną i podnosi jej wartość matrymonialną. Niektórzy badacze przyjmują wyjaśnienie, że kobieta, która go nosi, dowiodła swojej dzielności i wytrzymałości na ból, będzie zatem dobrą żoną. Narzeczony za taką pannę młodą zapłaci tym więcej krów, im okazalszy jest jej krążek. Z drugiej strony małżeństwa Mursi często aranżuje się już w dzieciństwie, jeszcze zanim dziewczęta zaczną nosić krążki... Inna teoria mówi, że ta specyficzna „ozdoba” pojawiła się w epoce kolonialnej i miała zniechęcać handlarzy niewolników. Dlaczego jednak tylko kobiety z doliny Omo broniły się przed nimi w ten sposób? Wargi panów pozostawały przecież całe. I dlaczego podobne krążki noszą starsi mężczyźni z plemienia Kayapo w Brazylii? Tuż po urodzeniu dziecka dziurawi się jego dolną wargę, przeciągając przez nią sznurek z koralikami. Po inicjacji chłopcy stopniowo powiększają otwór za pomocą drewnianych kołeczków. Dojrzały mężczyzna, ojciec licznej rodziny, ma prawo  do „spodka” w wardze.

Popularne do niedawna w Afryce (w chłodnym klimacie się nie rozpowszechniły, bo trudno byłoby je wyeksponować) skaryfikacje stają  się coraz rzadszą formą ozdabiania ciała. Nadal takim zabiegom poddają się – dla urody – dziewczyny z plemienia Thembu w bantustanie Transkei, w południowej Afryce. Ich brzuchy pokryte są bliznami, które tworzą wzór zaczynający się pomiędzy piersiami, ciągnący się do pępka i na boki, a czasami przechodzący na plecy. Starsze, doświadczone kobiety najpierw zaostrzonym patyczkiem rysują im wzór na ciele. Potem podnoszą skórę  igłą co kilka milimetrów i nacinają ją żyletką. Ciało spływa krwią. Gdy się  ją zmywa, wzór staje się widoczny w całej okazałości. Świeże rany  smarowane są krowim łajnem, które zabezpiecza przed dostępem powietrza,   a tym samym przed zakażeniem. Po paru dniach usuwa się strupki,  a rany zabliźniają się, formując guzki.
 

Mangbetu z Konga aż do lat 50. XX w. krępowali główki niemowląt,   żeby nadać ich czaszkom szlachetny w ich przekonaniu, wydłużony kształt. Z kolei kobiety z żyjącego w Birmie i Tajlandii plemienia Padaung od dziecka deformują ciało, by optycznie wydłużyć szyje nawet do 24 cm. W tym  celu przez całe życie noszą na nich 10-kilogramowe mosiężne obręcze.
 

W Chinach nikt już na szczęście nie łamie dziewczynkom kości stóp, by ukształtować je w „kwiat lotosu”, za to pełne ręce roboty mają chirurdzy plastyczni. To, z czego rezygnują plemiona pierwotne, starając się dołączyć do „cywilizowanego” świata, paradoksalnie pojawia się właśnie w nim. Salony piercingu i tatuażu nie narzekają na brak klientów, tuszem pokrywa się nawet gałki oczne. Jakby tego było mało, ludzie Zachodu sięgają już  po to, co ich kulturze było dotąd obce – skaryfikacje i... piętnowanie. Tyle  że znacznie częściej niż rozpalonego metalu używa się do tego laserów.

Jak to się robi?
 

W Beninie skaryfikację zwykle otrzymuje się przed osiągnięciem dojrzałości. Ceremonia jest krwawa. dzieciom wycina się na twarzach najczęściej taki sam wzór, jaki noszą ich ojcowie. u członków jednych plemion nacięcia mogą biec od nozdrzy pod brodę. u innych wykonuje się ich więcej lub mniej, przez skronie, czoło lub nos.
 

Czytanie z kodu blizn
 

W XVIII w. tereny dzisiejszego Beninu wrzały od międzyplemiennych konfliktów. To wtedy upowszechniła się tam skaryfikacja. skomplikowane wzory z blizn pokrywające ciała wojowników pozwalały podczas walki odróżnić swoich od wrogów. a także oddzielić ciała poległych członków własnego plemienia i pochować je zgodnie z obyczajami. uważa się,  że blizny pomagały też uniknąć losu niewolnika, ponieważ dla handlarzy gładkie twarze i ciała oznaczały zdrowie. Pewne rodzaje blizn nosili wyznawcy konkretnych bóstw, czasem skaryfikacje wykonywano w podzięce dla nich. Na przykład kobiety, które poroniły, błagały bogów o szczęśliwe donoszenie ciąży. gdy dziecko przychodziło na świat, dla upamiętnienia nieżyjącego rodzeństwa na jego twarzy wycinano małą horyzontalną bliznę pośrodku lewego policzka. zakochane dziewczęta prosiły, by wykonać im na brzuchu skaryfikację zwaną puuwari, która była sygnałem, że chcą wyjść za mąż. młode mężatki z plemienia Bétamarribe zanim zajdą w ciążę po  raz pierwszy, dokonują na pośladkach skaryfikacji w kształcie pionowych  linii, co ma zapewnić poród bez komplikacji. Tradycja skaryfikacji w Beninie powoli zanika. ludzie nie chcą już kaleczyć swoich dzieci. obawiają się też zakażeń, bo narzędzia używane do świętego rytuału skaryfikacji nie bywają sterylizowane.
 

Czarny uśmiech
 

Przeprowadzone w 1938 r. przez Francuzów badanie wśród wietnamskiej ludności wykazało, że zęby czerni 80 proc. wieśniaków. Dziś lśniący czarny uśmiech widuje się rzadko – jedynie u kobiet ze starszego pokolenia. Barwienie zębów na czarno to rytuał, który jest dowodem, że dziewczyna dorosła i może wyjść za mąż. Zwykle odbywa się po pierwszej miesiączce, gdy wszystkie zęby są już stałe. „Lakier” aplikowany jest trzykrotnie, co drugi dzień przez tydzień. Przez ten czas nie można nic jeść, a pić  tylko przez słomkę. Zabieg teoretycznie nie jest bolesny,  ale zdarza się, że usta puchną, a dziąsła pieką przez wiele dni. Biorąc pod uwagę skład chemiczny „lakieru” – nic dziwnego. Czerwony szelak jest gumilaką uzyskiwaną  z wydzieliny Laccifer lacca, pluskwiaka podobnego do mszycy. Wysysa on sok spod kory drzew zwanych szelakowymi, produkując w ten sposób ochronną skorupkę dla larw. Szelak służy za barwnik. Rozcieńcza się go sokiem   z cytryny albo ryżowym alkoholem, trzyma w ciemności kilka dni, a potem taki lak nakłada na wszystkie zęby. Reaguje on z opiłkami żelaza lub żelazem z ałunu oraz taninami, uzyskując niebieskoczarną barwę i trwałość. Dlaczego to robiono? Uważano, że długie białe zęby mają tylko barbarzyńcy, zwierzęta i demony. Częściowo zatem zabieg miał zapobiegać wzięciu dziewczyny za złego ducha. W wietnamskich świątyniach można spotkać wyobrażenia mandarynów, którzy trzymają przed twarzą prostokątną tabliczkę. Zasłaniała ona usta mówiącego, gdy zwracał się do króla, który nie powinien widzieć zębów poddanego. Zwyczaj zasłaniania dłonią ust podczas rozmowy jeszcze gdzieniegdzie się zachował. Nie wypada pokazywać  zębów, które wyglądają, jakby należały do dzikusa. W Japonii zwyczaj lakierowania zębów na czarno nosił nazwę ohaguro. Jego najstarsze świadectwa pochodzą z III w. n.e. Używano do tego roztworu o kwaśnym odczynie zmieszanego z opiłkami żelaza i taninami roślinnymi, którym zawdzięczał właściwości czerniące. Zabieg  trzeba było powtarzać codziennie lub co kilka dni. Lakierowanie zębów, popularne nigdyś w całej  Azji Południowo-Wschodniej, służyło nie tylko szczególnie pojmowanej urodzie – zapobiegało też próchnicy.  


 

Na wzór rekina
 

Pigmeje z afryki Środkowej, m.in. z plemion: Aka, Baka, Mbuti, Efé i Twa, uważają piłowanie zębów za zabieg estetyczny, który zwiększa zainteresowanie płci przeciwnej. Rytuału dokonuje się za pomocą prymitywnych narzędzi, takich jak patyk, nóż,  młotek. jest bardzo bolesny i czyni zęby bardziej podatnymi na urazy. Pacjent leży na plecach, w ustach ma patyk, który utrzymuje je w rozwarciu. „dentysta” przykłada do jego zęba nóż, w który uderza młotkiem, odłupując fragmenty i nadając rzeźbie zaostrzony stożkowaty kształt. Trwa to ok. 45 minut, po czym zabiera się za następny ząb. zabieg bywa krwawy. ofiara pogoni za pięknem przez kilka dni może jedynie pić.
 

Nos na zatyczki

 

Rozpoznanie etnicznej przynależności kobiet apatani długo nie stanowiło żadnego problemu. Przedstawicielki tego ludu żyjącego w indyjskiej prowincji arunaćal Pradeś nosiły bowiem tatuaże na twarzach  i charakterystyczne zatyczki yaping hurlo w nosach. Co skłaniało plemię apatani  do wtykania w nozdrza ogromnych  (do 5 cm średnicy) zatyczek czyniących organ powonienia monstrualnie zniekształconym? Nie istnieją żadne historyczne świadectwa, które by to wyjaśniały. Niektórzy antropolodzy uznają teorię, według której owe antyozdoby miały służyć zniechęcaniu mężczyzn z sąsiednich plemion do porywania wyjątkowo urodziwych kobiet apatani. dziś dziewczyny z tego plemienia wolą wyglądać atrakcyjnie i nienaturalnie rozepchane nozdrza  można zobaczyć już tylko u ich babek.

W skórę wpisane
 

Tatuaż całego ciała jest popularny w kulturach polinezyjskich. jego przyjęcie było elementem inicjacji. Tatuaż u maorysów, tzw. moko, powstający techniką rycia, był niczym dowód osobisty na twarzy – w jego spiralnych elementach zapisanych jest osiem informacji, w tym imię, zajęcie, siła duchowa, nazwa rodzinnej wioski, pozycja społeczna. mężczyzna z obliczem porytym moko wyglądał groźnie podczas walki z wrogiem, ale był też atrakcyjny w oczach kobiet, które z kolei tatuowały sobie głównie brody i języki. Na Nowej zelandii, gdzie ostatnio nastąpiło odrodzenie kultury i tożsamości maoryskiej, wybrane wzory tradycyjnego tatuażu przyjmują także biali mieszkańcy, którzy chcą podkreślić przynależność do rodzinnej ziemi. Twarze zdobią też kobiety z etnicznej grupy Czin. Większość członków  tego ludu żyje na zachodzie Birmy, część w indiach. Kobiety Czin słynęły  z tatuaży pokrywających całe twarze. Podobno oszpecały się w ten sposób, by zniechęcać do siebie birmańskich królów. jednak to tylko legenda. Pewne jest zaś, że przyjęcie tatuażu było elementem rytuału przejścia. zabieg był bardzo bolesny, dziewczynkom nakłuwano nawet powieki. Ten rytuał został zakazany w latach 60. xx w. i odtąd rzadko praktykowany. starsze kobiety, które noszą tradycyjne tatuaże, twierdzą, że dodają im one kobiecości i atrakcyjności.  są też lukratywne, bo jako rzecz niezwykła przyciągają do wiosek turystów.

Danuta Śmierzchalska