Reżyser zaproponował im bowiem odtworzenie przed kamerą dawnych zbrodni, nakręcenie filmu, w którym zagrają samych siebie.

Nie taki był pierwotny zamiar. Oppenheimer jeździł po Indonezji w poszukiwaniu krewnych ofiar masowych egzekucji. Ci opowiadali mu, że oprawcy wciąż żyją i mają się dobrze – są szanowanymi obywatelami cieszącymi się względami władzy. Reżyser do do nich wybrał się więc z kamerą.

Ku zdumieniu widza zabójcy bez cienia wstydu przystali na jego ofertę, krok po kroku demonstrując swoje metody zabijania. W XXI w. pozostają bezkarni, bo ich działania pośrednio ukonstytuowały współczesną władzę azjatyckiego kraju. - Indonezja potrzebuje gangsterów, bo są wolnymi ludźmi nieprzestrzegającymi reguł. Gdybyśmy wszyscy tych reguł przestrzegali, bylibyśmy nudnym krajem biurokratów  – słowa padające w filmie z ust wiceprezydenta wprawiają zresztą w nie mniejsze osłupienie niż kamienne serca morderców. Czy to jest właśnie prawda o wyspiarskim raju na granicy Azji i Oceanii, celu podróży milionów turystów?

Werner Herzog nazwał film Oppenheimera najważniejszym dokumentem ostatnich lat.