Jeśli jesteście tacy jak większość ludzi, zapewne nigdy nie spotkaliście robota. Ale spotkacie. 

Ja spotkałem swojego w jasny wietrzny dzień na porośniętej niską trawą prerii w pobliżu granicy stanów Kolorado i Kansas. Towarzyszył mi Noah Ready-Campbell, chudy jak patyk 31-latek z San Francisco. Na południe od nas po horyzont nierównymi szeregami ciągnęły się turbiny wiatrowe. Przede mną ziała w ziemi dziura, która miała się stać fundamentem kolejnego wiatraka.

Sztuczna inteligencja w pracy

To zagłębienie – o średnicy 19 m, ze ścianami opadającymi pod kątem 34 stopni i niemal idealnie poziomym dnem na głębokości 3 m – drążyła koparka Caterpillar 336. Urobek składowała w miejscu, w którym nie przeszkadzał. Każde zagłębienie łyżki, jej uniesienie, obrót 37-tonowej maszyny i zrzucenie tego, co zostało nabrane, wymagało precyzyjnej kontroli i oceny sytuacji. W USA wykwalifikowani operatorzy koparek zarabiają czasem i 100 tys. dolarów rocznie.

Ale w kabinie tej koparki fotel był pusty. Operator leżał na dachu. Był bez rąk. Trzy kręte, czarne kable łączyły go bezpośrednio z systemem kontrolnym koparki. Nie miał też oczu ani uszu, gdyż używał laserów, GPS-u, kamer wideo oraz żyroskopowych czujników. Ustalały one jego położenie w przestrzeni, aby nadzorować pracę koparki. Ready-Campbell, współzałożyciel firmy Built Robotics z San Francisco, przeszedł wielkimi krokami po nierównym terenie, wspiął się do kabiny i podniósł wieko fikuśnego bagażnika na dachu. W środku znajdował się produkt jego firmy – 90-kilogramowe urządzenie wykonujące pracę, do której kiedyś potrzebny był człowiek.

Tutaj mamy AI (artificial intelligence, sztuczna inteligencja). – Powiedział, wskazując zestaw obwodów drukowanych, przewodów i metalowych skrzynek składających się na tę maszynę. To były sensory mające jej mówić, gdzie jest, kamery pozwalające jej widzieć, sterowniki wysyłające polecenia do koparki, przyrządy komunikacyjne pozwalające ludziom ją monitorować oraz procesory, dzięki którym AI podejmuje decyzje będące dawniej domeną człowieka. – Te sygnały kontrolne zostały przekazane komputerom, które zazwyczaj reagują na ruchy dźwigni i pedałów w kabinie.


ANYmal to robot, który potrafi wchodzić po schodach, przemieszczać się po gruzie i pełzać w ciasnych przestrzeniach. Kroczy ulicą Zurychu w pobliżu biura swego producenta, firmy ANYbotics. W odróżnieniu od robotów na kółkach, urządzenia posiadające nogi mogą się poruszać prawie wszędzie tam, gdzie potrafią to robić ludzie – a także w miejscach, gdzie ci nie mogą chodzić, np. na obszarach skażonych radioaktywnie lub chemicznie. fot. Spencer Lowell

Co potrafią roboty

Dziś miliony przemysłowych maszyn skręca, spawa, maluje i wykonuje inne powtarzalne czynności z linii montażowych. Często są odgrodzone, żeby zapewnić bezpieczeństwo ludzkim pracownikom. Ale urządzenie Ready’ego-Campbella takie nie jest. To nowy rodzaj robota, niepodobny
do człowieka, ale mimo to bystry, wprawny i mobilny. Te rzadkie niegdyś urządzenia – zaprojektowane z myślą o tym, by „żyły” i pracowały z ludźmi, którzy nigdy nie spotkali robota – bezustannie wkraczają w nasze codzienne życie.

Już w 2020 roku roboty potrafiły:

  • prowadzą inwentaryzacje i czyszczą posadzki,
  • rozkładają towary na półkach w hurtowniach i przygotowują je do wysyłki,
  • pomagają autystycznym dzieciom w nawiązywaniu kontaktów, a ofiarom udarów w odzyskiwaniu sprawności kończyn,
  • patrolują granice, a nawet, w przypadku izraelskiego drona Harop, atakują cele, które uznają za wrogie,
  • układają kwiaty,
  • odprawiają ceremonie religijne,
  • wykonują komediowe monologi,
  • służą jako partnerzy seksualni.

Tak było już przed pandemią COVID-19. I nagle idea zastąpienia ludzi robotami – którą według sondaży większość traktuje niechętnie – wydaje się, od strony medycznej, rozsądna, a może wręcz niezbędna.

Dziś roboty dostarczają żywność w angielskim Milton Keynes, przenoszą zaopatrzenie w szpitalu w Dallas, dezynfekują sale pacjentów w Chinach i Europie, a także przemierzają singapurskie parki, upominając spacerowiczów, żeby zachowywali dystans społeczny.

Pandemia sprawiła, że więcej ludzi uświadamia sobie, iż automatyzacja będzie częścią pracy – jak powiedział mi w maju Ready-Campbell. – Kiedyś bodźcami były skuteczność i wydajność, ale teraz dochodzą kolejne czynniki, którymi są zdrowie i bezpieczeństwo.

Jak zrobić robota

Jeszcze zanim kryzys COVID przydał temu impetu, nasilały się trendy technologiczne zmierzające do tworzenia robotów, które mogłyby upowszechnić się w naszym życiu. Elementy mechaniczne stawały się lżejsze, tańsze i mocniejsze. Elektronika pozwalała umieszczać coraz większą moc obliczeniową w coraz mniejszych zestawach. Przełomowe odkrycia doprowadziły do instalowania w obudowach robotów potężnych narzędzi do przetwarzania danych. Lepsza komunikacja cyfrowa umożliwiała umieszczanie „mózgów” robotów w komputerach mieszczących się poza nimi – albo łączenie prostego robota z setkami innych, by korzystać ze zbiorowej inteligencji, jak pszczoły w ulu.


Niektórzy pracownicy noszą roboty na sobie. Egzoszkielet to połączenie czujników, komputerów i silników pomagających człowiekowi w wykonywaniu ciężkich prac. Ramiona z hakami, które prezentuje Fletcher Garrison z Sarcos Robotics, mogą podnieść do 90 kg, wspierając np. bagażowych na lotnisku. fot. Spencer Lowell

– W niedalekiej przyszłości miejsce pracy będzie ekosystemem ludzi i robotów działających razem w celu zwiększenia wydajności – powiedział Ahti Heinla, jeden z twórców firmy Starship Technologies. Sześciokołowe, autonomiczne roboty dostawcze tej firmy krążą dziś po miastach w Europie i USA.

– Przyzwyczailiśmy się do posiadania maszynowej inteligencji, którą możemy nosić ze sobą. – Powiedziała Manuela Veloso, specjalistka od robotyki z Carnegie Mellon University w Pittsburghu, unosząc swojego smartfona. – Teraz będziemy musieli przyzwyczaić się do inteligencji, która ma własne ciało i porusza się bez nas.

Po korytarzach przed jej biurem krążą „koboty” – kooperujące roboty – które wskazują drogę osobom z zewnątrz i przenoszą dokumenty. Wyglądają jak iPady na stojakach wystawowych wyposażonych w kółka, ale poruszają się samodzielnie, a gdy zachodzi taka potrzeba, korzystają z wind (wydają sygnał dźwiękowy i wyświetlają uprzejmą prośbę do znajdujących się w pobliżu ludzi, by nacisnęli dla nich odpowiedni guzik).

– Jest nieuchronne to, że będziemy mieli maszyny, sztuczne stworzenia, które staną się częścią codziennego życia – stwierdziła Veloso.
– Ludzie muszą zrozumieć, że to nie science fiction – wyjaśniła badaczka. – To nie jest coś, co się zdarzy za 20 lat. To już zaczęło się dziać.

Automatyzacja pracy: szansa czy zagrożenie

Vidal Pérez lubi swojego nowego współpracownika. Przez siedem lat pracy w firmie Taylor Farms w kalifornijskim Salinas ten 34-latek ścinał sałatę za pomocą 18-centymetrowego noża. Zginając się pasie, raz za razem odcinał główkę rzymskiej lub lodowej, obrywał brzydkie liście i wrzucał sałatę do pojemnika. 

Jednak od 2016 r. robi to za niego robot. To kombajn, który mierzy 8,5 m, jest podobny do traktora i sunie wzdłuż rządków w chmurze mgiełki z wody pod wysokim ciśnieniem, za pomocą której ścina główki sałaty wykrywanej przez jego czujniki. Obcięta sałata spada na przenośnik taśmowy, który przesuwa ją na platformę kombajnu, gdzie zespół liczący ok. 20 osób sortuje ją do pojemników.

Poznałem Péreza wczesnym rankiem w czerwcu 2019 r. na 9-hektarowym polu, kiedy robił sobie przerwę w zbiorach rzymskiej sałaty dla sieci fast foodów. Kilkaset metrów dalej inna brygada zbieraczy pracowała w starym stylu, sprzed ery robotów. Ostrza ich noży połyskiwały w słońcu.


Chwytanie przedmiotów oraz manipulowanie nimi to kluczowe umiejętności dla robotów pracujących z ludźmi. Nasze dłonie są bardziej wrażliwe i sprawne, ale maszyny stają się coraz lepsze. Ten robot z Uniwersytetu Technicznego w Berlinie podnosi jabłko, używając palców wypełnionych sprężonym powietrzem, naśladujących miękki dotyk ręki człowieka. fot. Spencer Lowell

– To jest lepsze, bo ścinanie sałaty nożem męczy o wiele bardziej niż za pomocą tej maszyny – powiedział Pérez. Jadąc robotem, zmie- nia pojemniki przy przenośniku taśmowym. Ale nie wszyscy robotnicy preferują nowy system. – Niektórzy wolą się trzymać tego, co już znają. A innych nudzi stanie na maszynie.

Taylor Farms to jedna z pierwszych dużych kalifornijskich firm rolniczych, które zainwestowały w robotykę.

Przechodzimy zmianę pokoleniową w rolnictwie – powiedział mi Mark Borman, prezes Taylor Farms California. W miarę jak starsi pracownicy odchodzą, młodzi nie palą się do podejmowania katorżniczej pracy. Ogólnoświatowy trend do ograniczania migracji transgranicznej, nasilony przez obawy przed koronawirusem, też nie poprawia sytuacji. Zdaniem Bormana rolnictwo na całym świecie pod- lega robotyzacji. – My się rozrastamy, a nasza siła robocza maleje, więc roboty stwarzają możliwość uzupełnienia niedoborów.

To był refren, który w 2019 roku słyszałem często od pracodawców z sektorów rolnictwa, budownictwa, wytwórczości i opieki zdrowotnej: powierzamy zadania robotom, bo nie możemy znaleźć ludzi do ich wypełniania.

Usunąć powtarzalne zadania

Na farmie wiatrowej w Kolorado członkowie kierownictwa Mortenson Company, firmy budowlanej z Minneapolis, która wynajmuje roboty Builta od 2018 r., mówili mi o dotkliwym braku wykwalifikowanych pracowników w swojej branży. Maszyny Built Robotics wykopały na tej farmie 21 fundamentów.

Operatorzy mówią rzeczy typu „O, to nam odbierze pracę” – powiedział Derek Smith, menedżer ds. innowacji w firmie Mortenson. – Ale gdy widzą, że roboty przejmują mnóstwo powtarzalnych czynności, a im i tak zostaje wiele do zrobie- nia, to nastawienie szybko ulega zmianie.
Kiedy zrobotyzowana koparka zakończyła pracę, patrzyliśmy, jak spychacz kierowany przez człowieka wygładza powierzchnie.

– Mamy tu 229 fundamentów i wszystkie są zasadniczo takie same – powiedział Smith. – Chcemy usunąć zadania, które są powtarzalne. Potem nasi operatorzy koncentrują się na sprawach wymagających więcej myślenia. Wytwórcy i użytkownicy robotów powiedzieli mi, że pandemiczne tsunami na rynku pracy nie zmieniło tego poglądu.

Nawet przy bardzo wysokim wskaźniku bezrobocia nie można tak po prostu pstryknąć palcami, zapełniając posady, które wymagają bardzo specjalistycznych umiejętności, bo nie mamy odpowiednio wyszkolonych ludzi – stwierdził Ben Wolff, prezes Sarcos Robotics.

Ta firma z Utah produkuje nakładane na ciało roboty zwane egzoszkieletami, przydające ruchom pracownika siły i precyzji maszyny. Linie lotnicze Delta rozpoczęły właśnie testy urządzenia Sarcos wśród mechaników samolotowych, kiedy pandemia wygasiła ruch lotniczy. Minionej wiosny, kiedy dotarłem do Wolffa, patrzył na sprawy optymistycznie.

– Na razie mamy spowolnienie, ale na dłuższą metę oczekujemy rozwoju biznesu – powiedział. Wolff zdradził mi, że od początku pandemii w Sarcos odnotowano wzrost liczby zapytań, czasami od firm, których się nie spodziewał, takich jak duże przedsiębiorstwo elektroniczne, pro- ducent leków i przetwórca mięsa. Elektronicy i farmaceuci chcieli przemieszczać ciężkie zasoby, korzystając z mniejszej liczby osób, firmę mięsną interesowało rzadsze rozmieszczenie pracowników.

Roboty opiekujące się ludźmi

W świecie, który obawia się dziś kontaktów międzyludzkich, obsadzenie posad związanych z opieką nad dziećmi i osobami starszymi nie będzie łatwe. Maja Matarić, informatyczka z University of Southern California, pracuje nad „robotami wspomagającymi społecznie”, czyli maszynami, które nie tyle wykonują fizyczną pracę, co zapewniają wsparcie socjalne. Jednym z jej projektów jest np. robot-nauczyciel, który prowadzi starszą osobę przez program ćwiczeń, a następnie zachęca ją do wyjścia na spacer.

– Mówi: „Ja nie mogę wyjść na zewnątrz, ale może ty się przejdziesz i potem mi o tym opowiesz” – wyjaśniła Matarić. Robot składa się z białej, plastikowej głowy, torsu i ramion na jeżdżącym metalowym stojaku. Sensory i oprogramowanie umożliwiają mu wykonywanie części tego, co mógłby robić terapeuta człowiek. Może np., zalecać w trakcie ćwiczeń: „Zegnij lewe przedramię trochę bardziej do środka”, a potem pochwalić: „Dobra robota!”.

Obeszliśmy jej laboratorium – labirynt boksów, w których młodzi ludzie pracowali nad technologiami, które mogą, przykładowo, podtrzymywać rozmowę podczas spotkania grupy wsparcia albo odpowiadać w sposób pozwalający sądzić, że maszyna wczuwa się w sytuację rozmówcy. Zapytałem Matarić, czy ludzie nie wzdragali się na myśl, że jakaś maszyna będzie opiekowała się ich dziadkiem.

– My nie zastępujemy opiekunów – odparła. – Wypełniamy tylko lukę. Dorosłe dzieci nie mogą być ze starszymi rodzicami. A osoby zajmujące się innymi osobami są słabo wynagradzane i niedoceniane. Dopóki to się nie zmieni, będziemy musieli korzystać z robotów.


Funt, maszyn wyprodukowana przez Kawada Robotics, pomaga w montażu bankomatów bilonowych w fabryce w japońskim Kazo. Każdy robot wchodzi w skład ekipy złożonej z ludzi i maszyn, która wspólnie montuje produkt. fot. Spencer Lowell

Kto protestuje przeciwko robotom

Kilka dni po moich odwiedzinach w laboratorium pani Matarić w innym świecie, 30 km na południe od uniwersytetu, setki portowców maszerowało w proteście przeciw robotom. To było w San Pedro, tej części gdzie ponad krajobrazem złożonym z magazynów, nabrzeży i skromnych uliczek mieszkalnych dominują dźwigi do transportu kontenerów. W tej zżytej społeczności całe pokolenia pracowały w dokach jako robotnicy. Dlatego obecnej generacji nie podoba się plan sprowadzenia do największego terminalu portu zrobotyzowanych urządzeń przeładunkowych, choć takie maszyny są już pospolite na świecie.

Dokerzy nie oczekują, że świat przestanie się zmieniać, powiedział Joe Buscaino reprezentuący San Pedro w radzie miejskiej Los Angeles. Ta dzielnica przeżywała wstrząsy gospodarcze już wcześniej, gdy rybołówstwo, przetwórstwo i przemysł stoczniowy rozkwitały, a potem podupadały. Problem z robotami, powiedział mi Buscaino, polega na szybkości, z jaką praco- dawcy zastępują nimi robotników.
– Przed laty mój tata zobaczył, że połowy ryb powoli zbliżają się do końca, więc mógł się przestawić. A automatyzacja potrafi pozbawiać pracy z dnia na dzień.

Ekonomiści mają różne zdania na temat tego, do jakiego stopnia i jak szybko roboty wpłyną na przyszłe miejsca pracy. Ale wielu ekspertów zgadza się co do jednego: części robotników będzie trudno dostosować się do robotów.

– Jest jasne, że w branżach stosujących roboty będzie o wiele, wiele mniej stanowisk robotniczych przy produkcji i montażu – powiedział Daron Acemoglu, ekonomista z MIT. – Co nie oznacza, że przyszła technologia nie może tworzyć miejsc pracy. Jednak pogląd, że będziemy implementować techniki automatyzacyjne z lewej, z prawej i pośrodku, tworząc zarazem mnóstwo miejsc pracy, to fantazja, która celowo wprowadza w błąd i jest fałszywa.

Przy całym optymizmie inwestorów, badaczy i przedsiębiorców ze startupów wiele osób, takich jak Buscaino, obawia się przyszłości pełnej robotów. Boją się, że przejmą one nie tylko czarną robotę, ale także całe stanowiska, w tym te, które stawiają wysokie wymagania, są prestiżowe i dobrze opłacane. Ludzie obawiają się także, że przez roboty praca stanie się bardziej stresująca, a może nawet niebezpieczna.

Beth Gutelius, urbanistka i ekonomistka z University of Illinois w Chicago, opowiedziała mi o pewnym magazynie, który odwiedziła krótko po wprowadzeniu robotów. Maszyny szybko dostarczały towary do pakowania, co oszczędzało robotnikom mnóstwo chodzenia tam i z powrotem, ale też sprawiało, że czuli się zaganiani i nie mieli okazji, by ze sobą porozmawiać. Pracodawcy powinni uznać ten rodzaj stresu pracowników za niezdrowy, rzeczywisty i wpływający na ich dobrostan, jak powiedziała Dawn Castillo, epidemiolożka kierująca badaniami nad robotami w amerykańskim Narodowym Instytucie Bezpieczeństwa i Higieny Pracy.

W San Pedro, kiedy już Buscaino skłonił radę miejską do przegłosowania blokady planu automatyzacji, Międzynarodowy Związek Pracowników Portowych i Magazynowych wynegocjował z prowadzącym terminal kontenerowy duńskim konglomeratem Maersk coś, co miejscowy przewodniczący związku uznał za gorzko-słodkie porozumienie. Pracownicy portowi zgodzili się zakończyć protest w zamian za „podniesienie kwalifikacji” 450 mechaników i umożliwienie im pracy z robotami. Kolejnych 450 miało się „przebranżowić” i nauczyć pracy na nowych stanowiskach przyjaznych nowoczesnej technice.

Jak powiedział Buscaino, trzeba będzie jeszcze poczekać, żeby się przekonać, na ile skuteczne okażą się te szkolenia, zwłaszcza
w przypadku robotników w średnim wieku. Jego przyjaciel jest mechanikiem, ma doświadczenie z samochodami, więc pewnie dość łatwo poszerzy swoje kwalifikacje o konserwację robotów. – Ale mój szwagier Dominik, który jest dziś dokerem, nie ma pojęcia, jak się pracuje z robotami. A skończył 56 lat – dodaje Buscaino.

Kto wymyślił słowo „robot"

Słowo „ROBOT” niedawno skończyło 100 lat. Wymyślił je w 1920 r. czeski pisarz Karel Čapek w sztuce R.U.R., która na całe stulecie wy-
znaczyła wzorce marzeń i koszmarów związanych z maszynami. Roboty w tym dramacie wyglądają i zachowują się jak ludzie, wykonują całą ludzką pracę – a nim opadnie kurtyna, likwidują rodzaj ludzki. Od tamtej pory wyimaginowane roboty, od Terminatora, poprzez japońskiego Astro Boya, aż po droidy z „Gwiezdnych wojen", wywierały ogromny wpływ na plany twórców robotów. Kształtowały też oczekiwania społeczeństwa co do tego, jakie powinny być roboty i co winny robić.

Tensho Goto jest mnichem z Rinzai, szkoły japońskiego buddyzmu zen. Przyjął mnie w prostym, eleganckim pokoju Kodaiji, XVII-wiecznej świątyni w Kioto, gdzie jest głównym zarządcą. Wyglądał na uosobienie tradycji, a jednak od wielu lat marzył o robotach. To się zaczęło dawno temu, kiedy przeczytał o sztucznych umysłach i pomyślał o odtworzeniu samego Buddy z silikonu, plastiku i metalu. Mając do dyspozycji androidalne wersje mędrców, buddyści mogliby słuchać ich słów bezpośrednio.

Lecz kiedy Goto zaczął współpracować ze specjalistami z Uniwersytetu Osaka, robotyczna rzeczywistość ostudziła jego marzenia. Dowiedział się, że w ramach istniejącej dzisiaj technologii AI nie jest możliwe stworzenie ludzkiej inteligencji, a tym bardziej osobowości tych, którzy osiągnęli oświecenie. Lecz ów mnich, podobnie jak wielu entuzjastów robotów, nie poddał się, poprzestając na tym, co jest możliwe dzisiaj. 

Na terenie świątyni stoi metalowo-silikonowe wcielenie Kannon, bogini, która w japońskim buddyzmie ucieleśnia współczucie i litość. Świątynie i sanktuaria od stuleci korzystały z posągów, aby przyciągnąć ludzi i skłonić ich do skupienia się na buddyjskich zasadach. – Teraz po raz pierwszy posąg się porusza – mówi Goto.

Mindar, jak nazywa się robot, wygłasza nagrane wcześniej kazania silnym, nie do końca ludzkim głosem kobiecym, delikatnie gestykulując i obracając głowę, żeby przypatrywać się widowni. Kiedy jej oczy spoczną na tobie, coś czujesz – ale to nie jest jej inteligencja. W Mindar nie ma sztucznej inteligencji. Goto ma nadzieję, że to z czasem się zmieni i poruszająca się figura będzie w stanie prowadzić rozmowy z ludźmi, odpowiadając na ich religijne pytania.

Po drugiej stronie Pacyfiku, w niepozornym budynku na przedmieściu San Diego, miałem okazję poznać człowieka, który próbuje umożliwić inny rodzaj intymnych relacji z robotami. Matt McMullen jest dyrektorem firmy Abyss Creations produkującej realistyczne lalki erotyczne naturalnych rozmiarów. McMullen kieruje zespołem programistów, robotyków, ekspertów od efektów specjalnych, inżynierów i artystów tworzących roboty do towarzystwa, które potrafią pobudzać zarówno serca, jak i narządy płciowe.

Od ponad dekady firma wytwarza RealDolls, lalki o silikonowej skórze i stalowym szkielecie. Sprzedaje je po ok. 4 tys. dol. Ostatnio jednak, za dodatkowe 8 tys. dol., klient otrzymuje lalkę z głową napakowaną elektroniką pozwalającą jej robić miny i mówić. Dostaje też sztuczną inteligencję, którą można programować przez aplikację na smartfona.

Tak jak w funkcjach Siri albo Alexa, AI lalki poznaje swojego użytkownika lub użytkowniczkę poprzez wydawane polecenia i zadawane pytania. Na razie od szyi w dół robot jest nadal zwykłą lalką – nie porusza samodzielnie rękami ani nogami.

Nie mamy dziś sztucznej inteligencji przypominającej ludzki umysł – przyznaje McMullen. – Ale myślę, że będziemy ją mieli. Sądzę, że to nieuniknione. – McMullen jest przekonany, że będzie na to popyt. – Uważam, że istnieją osoby, którym roboty wyglądające jak ludzie mogą przy- nieść wiele pożytku.

Czego robot nie potrafi?

Już teraz przywiązujemy się do tych, które za bardzo nas nie przypominają. Jednostki wojskowe przeprowadzały pogrzeby robotów do usuwania bomb, które wyleciały w powietrze podczas akcji. Pielęgniarki w szpitalach żartują sobie z robotów, które im pomagają. Uczestnicy eksperymentów odmawiali donoszenia na roboty wchodzące w skład ich zespołów. W miarę jak maszyny będą coraz bardziej przypominać istoty żywe, ludzie będą okazywać im więcej sympatii i zaufania. Roboty ze świata fantazji skłaniają ludzi do myślenia, że dzisiejsze maszyny potrafią o wiele więcej, niż jest w isto- cie. Przystosowanie do ich obecności pośród nas musi się zaczynać od realistycznych oczekiwań.

Roboty można zaprogramować lub nauczyć wykonywania jasno określonych czynności – kopania fundamentów, zbierania sałaty. Będą to robić lepiej, a przynajmniej bardziej konsekwentnie niż ludzie. Ale żaden nie dorówna zdolności ludzkiego umysłu do wykonywania wielu różnych zadań, zwłaszcza nieoczekiwanych. Żaden nie nabył dotąd zdrowego rozsądku. Dzisiejsze roboty nie mogą się też równać z dłońmi człowieka, powiedział Chico Marks, kierownik produkcji z fabryki Subaru w Lafayette w amerykańskim stanie Indiana. Ten zakład, podobnie jak wszystkie wytwórnie samochodów, korzysta ze standardowych robotów przemysłowych od dekad. Teraz stopniowo dodaje nowe typy, np. do prowadzenia samojezd- nych wózków, które rozwożą części po fabryce. Marks pokazał mi wiązkę przewodów, która miała się zmieścić w zakrzywionej sekcji karoserii w pobliżu tylnych drzwi przyszłego samochodu. – Umieszczanie w pojeździe wiązek przewodów niełatwo poddaje się automatyzacji – powiedział. – Żeby mieć pewność, że wszystko jest na właściwym miejscu, dobrze podłączone, trzeba ludzkiego mózgu i zmysłu dotyku.

Nogi robotów nie są lepsze. W 1996 r. Veloso, specjalistka od AI robotów w Carnegie Mellon, stanęła do współzawodnictwa, którego celem było stworzenie do roku 2050 maszyn grających w futbol lepiej od ludzi. Należała do grupy badaczy, którzy w tamtym roku stworzyli turniej RoboCup, aby przyśpieszyć postęp. Dziś te zawody są lubianą tradycją wśród inżynierów, ale nikt nie oczekuje, że w nieodległej przyszłości
roboty będą grały w piłkę lepiej od ludzi.

To zdumiewające, jak wyrafinowanymi maszynami są nasze ciała – powiedziała badaczka. – Bardzo dobrze radzimy sobie z grawitacją, z siłami, którym podlegamy podczas chodzenia. Potrafimy zachować równowagę, kiedy zostaniemy popchnięci. Minie wiele lat, zanim dwunożny robot będzie umiał chodzić równie dobrze jak człowiek. 

Roboty nie będą sztucznymi ludźmi. Veloso stwierdziła, że musimy się do nich przystosować jak do innego gatunku. Większość wytwórców bardzo się stara stworzyć roboty biorące pod uwagę nasze ludzkie uczucia. Na budowie farmy wiatrowej dowiedziałem się, że „walenie” zębatym czerpakiem wielkiej koparki o ziemię jest oznaką braku doświadczenia operatora. (Związane z tym szarpnięcie może doprowadzić do urazu osoby w kabinie). Zrobotyzowanej koparce nie robi to różnicy, ale firma Built Robotics zmieniła algorytmy swych urządzeń, by unikać takich odbić, bo wyglądają źle w oczach ludzi, a firma Mortenson chce, żeby wszyscy pracownicy dogadywali się ze sobą.

Nie tylko ludzie zmieniają się w miarę pojawiania się robotów. Borman powiedział mi, że firma Taylor Farms pracuje nad nową sałatą, w kształcie żarówki z dłuższą łodygą. Nie będzie różniła się w smaku od dotychczasowej, chodzi tylko o to, by robot mógł ją łatwiej ścinać.

Bossa Nova Robotics produkuje robota, który przemierza tysiące północnoamerykańskich sklepów, w tym 500 supermarketów Walmart, skanując półki, aby na bieżąco prowadzić inwentaryzację. Inżynierowie zadawali sobie pytanie, na ile przyjaźnie powinien wyglądać ich robot. W końcu stworzyli coś, co wygląda jak przenośny klimatyzator z dwumetrowym peryskopem. Nie ma twarzy ani oczu. 

– To narzędzie – wyjaśnił Sarjoun Skaff, współzałożyciel i główny technolog Bossa Novy. Wraz ze swymi inżynierami chciał, żeby klienci i pra- cownicy polubili tę maszynę, ale nie za bardzo. Gdyby była zbyt przemysłowa lub dziwaczna, kupujący by uciekli. Gdyby okazała się zbyt przyjazna, ludzie gawędziliby z nią, bawili się i spowalniali jej pracę.

W końcu roboty i ludzie ustalą zestaw zasad regulujących ich wzajemne interakcje, co uświadomi ludziom, jak mają interpretować to, co robi robot, i jak z tym postępować – powiedział mi Skaff. Na razie jednak i producenci, i zwyczajni ludzie poruszają się po omacku.
Niedaleko Tokio, w fabryce Glory wytwarzającej urządzenia obsługujące obrót pieniężny, zatrzymałem się przy stanowisku, na którym pracował dziewięcioosobowy zespół montujący maszynę służącą do wymiany bilonu. Laminowany plastikiem arkusz papieru prezentował zdjęcia trzech kobiet, dwóch mężczyzn i czterech robotów. 

Połyskujące bielą urządzenia o dwóch ramionach, wyglądające jak potomostwo robota i lodówki, nosiły imiona od nazw walut. Kiedy patrzyłem, jak ekipa szybko dodaje kolejne części do maszyny, robot o imieniu Dolar kilkakrotnie potrzebował pomocy – raz nie potrafił odkleić nalepki od podłoża. Zapaliło się czerwone światło przy jego stanowisku i któraś z osób natychmiast odeszła od swego miejsca na linii, żeby usunąć problem.

Dolar ma kamery na „nadgarstkach”, ale też głowę z parą kamer pełniących rolę oczu.
W założeniu ma to być robot w kształcie człowieka, więc posiada głowę – wyjaśnił kierownik Toshifumi Kobayashi.
Shota Akasaka, uśmiechnięty chłopięco szef zespołu, stwierdził, że to małe przystosowanie nie od razu przekonało prawdziwych ludzi.
– Nie byłem pewien, czy to potrafi wykonywać ludzką pracę, czy zdoła wkręcić śrubkę – powiedział. – Ale kiedy zobaczyłem, że śrubka wchodzi idealnie, uświadomiłem sobie, że jesteśmy u zarania nowej ery.

Jak żyć z robotami

W sali konferencyjnej na północny wschód od Tokio przekonałem się, jak to jest współpracować z robotem w najbliższy z możliwych sposobów, nosząc go na sobie. 

Egzoszkielet wytwarzany przez japońską firmę Cyberdyne składał się z dwóch połączonych białych rur, które wyginały się na moich plecach, pasa w talii oraz dwóch pasków na udach. Czułem się tak, jakbym miał na sobie spadochron albo był przypięty do jakiegoś urządzenia w parku rozrywki. Zgiąłem się w pasie, żeby podnieść 18-kilogramowy pojemnik z wodą, co powinno wywołać ból w dolnej części moich pleców. Zamiast tego komputer w rurach na podstawie zmiany pozycji domyślił się, że będę coś podnosił, i włączył silniki, aby mi pomóc. (Bardziej zaawansowani użytkownicy muszą mieć zamontowane elektrody, żeby urządzenie mogło odczyty- wać sygnały wysyłane przez mózg do mięśni). Ten robot był zaprojektowany jedynie z myślą o wspieraniu moich pleców. Kiedy kucałem, obciążając nogi, tak jak powinno się robić, urządzenie niewiele pomagało. Lecz gdy działało, wyglądało to jak magiczna sztuczka – czułem ciężar, a potem nagle go nie było. 

Cyberdyne dostrzega ogromny rynek w sferze rehabilitacji medycznej – produkuje też egzoszkielet kończyn dolnych pomagający ludziom odzyskiwać władzę w nogach. Dla wielu innych produktów firmy rynkiem będą robotnicy mogący pracować dłużej, bez ryzyka urazów, twierdzi rzecznik Cyberdyne, Yudai Katami.

Sarcos Robotics, kolejny producent egzoszkieletów, myśli w podobny sposób. Jak mówi dyrektor Wolff, jednym z zadań jego urządzeń jest umożliwienie ludziom osiągania większej wydajności, żeby mogli nadążyć za maszynami pozwalającymi na automatyzację.

Czy przystosujemy się do maszyn w większym stopniu, niż one do nas? Możemy zostać o to poproszeni. Robotycy marzą o maszynach, które czynią życie lepszym, ale firmy miewają motywacje do instalowania robotów, które tego nie robią. W końcu roboty nie potrzebują płatnych urlopów i ubezpieczeń zdrowotnych. Ponadto wiele państw czerpie ogromne dochody z podatków od pracy, zachęcając zarazem do automatyzacji poprzez ulgi podatkowe oraz inne bodźce. Dlatego firmy oszczędzają, zmniejszając liczbę pracowników, a zwiększając pulę stanowisk dla robotów.

Wielu menedżerom swoisty duch czasu każe sądzić, że ludzie są kłopotliwi. Są przekonani, że ich nie potrzebują. Bo popełniają błędy, mają żądania. Chcą więc stawiać na automatyzację.

Praca dla ludzi, praca dla robotów

Kiedy już Noah Ready-Campbell postanowił zająć się robotami budowalnymi, jego ojciec, Scott Campbell, przez ponad trzy godziny jazdy samo-chodem wypytywał go delikatnie, czy to naprawdę dobry pomysł. Starszy z Campbellów, który sam pracował w budownictwie, reprezentuje dziś miasteczko St. Johnsbury w zgromadzeniu ogólnym stanu Vermont. Szybko zaczął wierzyć w pracę swego syna, ale – jak mi powiedział – jego wyborców martwią roboty, i nie chodzi tu tylko o ekonomię. Być może któregoś dnia będzie można przekazać robotom całą pracę – nawet posługi religijne, nawet usługi seksualne. Ale wyborcy Campbella chcieliby jednak zachować coś dla ludzkości – pracę, która sprawia, że ludzie czują się doceniani.

– W pracy ważne jest nie to, co za nią dostajesz, tylko to, czym się stajesz dzięki niej – powiedział Campbell. – Uważam to za głęboką prawdę. To najważniejsza strona wykonywania pracy. W sto lat po wymyśleniu ich dla potrzeb scenicznych prawdziwe roboty ułatwiają życie niektórym ludziom i czynią je bezpieczniejszym. A także odrobinę bardziej zautomatyzowanym. To stanowi część uroku wielu firm.

Obecnie każda budowa wygląda inaczej, a każdy operator jest artystą – powiedział Gaurav Kikani, wiceprezes ds. strategii, działań i finansów firmy Built Robotics. Operatorzy lubią różnorodność, pracodawcy nie za bardzo. Wiedzą, że oszczędzają czas i pieniądze, kiedy jakieś zada- nie jest za każdym razem wykonywane w ten sam sposób i nie zależy od indywidualnych decyzji.

Kiedy ktoś musi zadecydować, czyje preferencje powinny przeważyć, sama technologia nie ma odpowiedzi. Bez względu na cały postęp, jaki w nich zajdzie, roboty nie pomogą nam rozwiązać jednego problemu: decyzji o tym, jak, gdzie i kiedy ich używać.

Źródło: NationalGeographic.com The robot revolution has arrived

Czytaj więcej fascynujących artykułów: