Co roku przybywa 170 tys. nowych publikacji – także broszur, dokumentów, rękopisów czy zapisów nut. Strona po stronie, tom po tomie wszystkie trafiają do otwartego cyfrowego repozytorium Polona (www.polona.pl).

„Na warsztat” biorą je automatyczne skanery Biblioteki Narodowej w Warszawie, wykonujące do 2,5 tys. cyfrowych kopii na godzinę. Takich urządzeń jest w Polsce kilka, każde warte 700 tys. zł. Książkę rozkłada się w nich grzbietem do dołu, a moduł skanujący za pomocą elektronicznego palca lub podmuchu sam przewraca kolejne kartki.

Są jednak sytuacje, w których skaner się nie sprawdza. Wtedy do pracy przystępują urządzenia oparte na tradycyjnej fotografii. Pozwalają wyciągnąć z książek informacje niewidoczne gołym okiem. Tak stało się na przykład z kilkusetletnim starodrukiem, na którym ktoś ręcznie zamazał cały akapit tekstu i rycinę jednego z władców. Sfotografowana pod odpowiednim kątem książka ujawniła oryginalną treść (na zdjęciu). Wspomniane urządzenia wykorzystywane są też w przypadku dagerotypów czy złoconych zdobień. Zdradzają one swoją urodę dopiero w trójwymiarze, którego nie da się uzyskać za pomocą płaskiego skanera.

– Gdy 20 lat temu pracowałem w Zakładzie Rękopisów, często zostawałem po godzinach w magazynie. Chodząc od regału do regału, przeglądałem skarby, o których marzy każdy zainteresowany literaturą. Polona to realizacja tego marzenia przez wszystkich – mówi Tomasz Makowski, dyrektor BN.