– Następne danie to mięso karibu duszone w cedrowym wywarze – oznajmia Echo-Hawk rzeszy ponad 50 gości, gdy na stoły wjeżdża czwarta z potraw. – Karibu podarował nam przyjaciel rodziny z Alaski, a przywiozła je moja mama, która siedzi tu, obok – dodaje, wskazując na promieniejącą z dumy Yvonne Echo-Hawk. Talerze pustoszeją w szybkim tempie.

Piąte danie to wędzona czawycza nazywana też łososiem królewskim. Szóstym jest alaski gulasz z łosia. Natomiast na deser podano sorbet z jagód drobnolistnych z miodem przyprawiony miejscową kuzynką pietruszki i solą wędzoną w olchowym dymie. Echo-Hawk mówi, że gości, którzy nie są stąd, często zadziwia jej gotowanie. Przede wszystkim dlatego, że myślą, iż dieta rdzennych Amerykanów sprowadzała się do kilku podstawowych składników.

Przypomina też biesiadnikom, że część potraw na ich talerzach wydaje się obca, bo 500 lat kolonializmu i niszczenia rdzennej kultury doprowadziło do ich zaniku. Echo-Hawk przyznaje, że dla niektórych uczestników słuchanie o ludobójstwie i kolonizacji nie wydaje się najlepszym tematem do rozmów przy kolacji, ale wierzy, że zrozumienie doświadczeń miejscowych ludów wymaga poznania także niewygodnych prawd.

– Ludzie niechętnie używają słowa „ludobójstwo” – mówi Kim TallBear (Wysoki Niedźwiedź), wykładowczyni rdzennej kultury na Uniwersytecie Alberta. – Gdy jednak przyjrzysz się definicji ludobójstwa przyjętej przez ONZ, zobaczysz, że mieści się w niej każde z działań podejmowanych przez rząd federalny względem miejscowej ludności.