Większość tych zmian nie była ani pomocna, ani szkodliwa. Ale czasem pojawiała się mutacja, która w nowym otoczeniu okazywała się korzystna i w wyniku doboru naturalnego szybko szerzyła się w danej populacji. Czasami jest jasne, że dobór naturalny faworyzował jakąś mutację, ale nie bardzo wiadomo dlaczego. Jest tak w przypadku genu o nazwie EDAR. Większość ludzi pochodzących ze wschodniej Azji lub mających przodków wśród rdzennych Amerykanów ma co najmniej jedną kopię wariantu tego genu, oznaczaną jako 370A. Wielu ma dwie kopie. Natomiast wśród osób pochodzenia afrykańskiego i europejskiego jest ona rzadka. W Szkole Medycznej Perelmana na Uniwersytecie Pensylwanii genetyczka Yana Kamberov wyposażyła myszy we wschodnioazjatycki wariant EDAR, licząc na to, że zrozumie, co on daje.

– Milutkie są, prawda? – mówi, otwierając klatkę, żeby mi je pokazać.

Myszy wyglądają zwyczajnie, mają gładkie futerka i lśniące oczka. Lecz gdy bada się je pod mikroskopem, wychodzą na jaw minimalne, ale znaczące różnice między nimi i ich równie milutkimi kuzynkami. Pasma ich sierści są grubsze, gruczoły potowe liczniejsze, a poduszeczki tłuszczowe wokół sutków mniejsze.

Badane przez Kamberov myszy tłumaczą, dlaczego wschodni Azjaci i rdzenni Amerykanie mają grubsze włosy i więcej gruczołów potowych, jednak wpływ genu EDAR na ludzkie piersi pozostaje niejasny. Ale nie dostarczają powodów ewolucyjnych. Być może, domyśla się Kamberov, przodkowie współczesnych Azjatów ze wschodu w jakimś momencie natrafili na warunki klimatyczne, w których liczniejsze gruczoły potowe były przydatne. A może grubsze włosy pomagały im w ochronie przed pasożytami.

Niewykluczone, że wariant 370A dawał inne pożytki, których badaczka jeszcze nie odkryła, a rozpoznane przez nią zmiany były tylko na doczepkę. Geny często działają w ten sposób: maleńka zmiana może przynosić różne skutki, z których tylko jeden jest korzystny. I taki skutek może trwać dłużej niż warunki, które go wytworzyły. To tak jak ze starymi fotografiami przekazywanymi w rodzinie nawet wtedy, gdy nikt już nie pamięta, kto na nich jest.

– Dopóki nie będziemy mieć wehikułu czasu, nie dowiemy się tego – wzdycha Kamberov.