W 2012 r. okręt marynarki filipińskiej podjął próbę aresztowania chińskich rybaków na ławicy Scarborough, około 222 km od wybrzeży Filipin, pod zarzutem nielegalnego połowu ryb oraz kłusownictwa (rzadkie korale, gigantyczne małże i rekiny). W sukurs przyszła jednostka chińskiej straży przybrzeżnej. Dopiero po 10 tygodniach udało się osiągnąć porozumienie przewidujące wycofanie się obydwu stron. Tymczasem po odpłynięciu Filipińczyków Chińczycy pozostali na miejscu, przejmując de facto kontrolę nad ławicą.

Niszczycielskie jest również przekopywanie raf w poszukiwaniu małży. Jest to bezpośrednią przyczyną znakomitej większości udokumentowanych zniszczeń rafy. To z kolei wpływa na zasoby ryb. Zniszczona rafa powoduje zanikanie ekosystemu. Ryby rafowe tracą siedliska, zaś ryby pelagiczne, np. tuńczyk – ważne źródło pożywienia. Larw ryb z jednej rafy nie uzupełnią już łowiska na innych.
– Mamy do czynienia z poważnym spadkiem populacji w połowie raf na Morzu Południowochińskim – twierdzi McManus. – Być może stoimy w obliczu katastrofy.

Zdaniem ekspertów wspólne zarządzanie regionalne, obejmujące radykalne ograniczenie liczby kutrów i wyłączenie niektórych metod połowu, byłoby początkiem długiej drogi w kierunku osiągnięcia stanu zrównoważonego rybołówstwa na Morzu Południowochińskim. Poling jest tu jednak pesymistą.

– Należałoby zacząć od odsunięcia kwestii spornych na bok – przekonuje. – To oczywiście możliwe, ale mało prawdopodobne. Ustanowienie wspólnego systemu zarządzania obszarem wymaga przede wszystkim określenia jego granic.

Jeśli Chiny nie zrezygnują z rozszerzonej strefy roszczeń, a pozostałe kraje będą powoływać się na postanowienia międzynarodowych konwencji, to nie ma pola do porozumienia. I tak ryby – główny zasób Morza Południowochińskiego – znikają, bo choć część państw zajmuje bierną postawę, to inne zachęcają rybaków do intensyfikowania połowów.