– Im więcej się jej daje, tym ona więcej chce – powiedział mi kiedyś.
– Myślę, że chciałaby, abym odwiedzał ją codziennie. Złości się na mnie, gdy nie odbieram telefonu lub wyjeżdżam z miasta. Tak samo postępowała ze swoimi lekarzami.

Gdy to usłyszałam, stwierdziłam, że jest biedna. – Pewnie – przytaknął. – Jak większość z nas. Prawie każdy by chciał, żeby ktoś go trzymał za rękę.

Spitzer mówił jej, że może odwołać swoją decyzję w każdej chwili.

– Nigdy nie przekroczyłem linii i nie chciałem, by umarła – powiedział mi. – Wiedziała, co robi. Uważałem, że dostosowuję się do jej życzeń. I przez te wszystkie lata nigdy się nie zawahała.

Z zasady ofiarowane ciało pozostaje anonimowe. W prosektorium lista dawców ujawnia wiek i przyczynę śmierci, nigdy nazwiska. Głowa i twarz – które najłatwiej wywołują reakcje emocjonalne – są cięte jako ostatnie i pozostają zawinięte do końca. Ale ta darowizna była sprawą publiczną. Potter pojawiła się ze Spitzerem na konferencji poświęconej projektowi Visible Human i występowała przed grupami studentów medycyny. Raz pracownik jej przychodni geriatrycznej oskarżył ją o szukanie rozgłosu.

– Chodzi ci tylko o uznanie – powiedział.

Potter zjeżyła się. – Jeżeli mogę pomóc młodym ludziom zostać lepszymi lekarzami, to jest to mój cel – odpowiedziała.

Była kobietą nieprzyjemną, narcystyczną, czasami złośliwą, ale przy tym hojną i troskliwą. Robiła na drutach czapeczki dla wcześniaków ze szpitala, pracowała społecznie w szpitalnym sklepiku z upominkami i „adoptowała” grupę studentów pierwszego roku medycyny, których zapraszała na lunche, obdarowywała prezentami i pouczała na temat potrzeby współczucia.

Ta nienasycona potrzeba uwagi otoczenia miała swoje powody. Potter przez całe życie była opuszczana. Jej rodzice wyjechali do USA, zostawiając córeczkę w hitlerowskich Niemczech pod opieką dziadków, w mieście, które podczas II wojny światowej miało zostać doszczętnie zbombardowane. Kiedy Potter miała cztery lata, jej ukochany dziadek zmarł na zawał serca. Dziesięć lat później zmarła także babcia i dziewczynka wylądowała w sierocińcu, z którego po jakimś czasie zabrała ją ciotka. Kiedy po wojnie dotarła wreszcie do Nowego Jorku, żadne z rodziców – już wtedy rozwiedzionych – nie powitało jej na lotnisku Idlewild.

Cena emocjonalna tych przeżyć była wysoka.

– Mam skórę jak hipopotam – powiedziała mi kiedyś.

Podczas jednej z pierwszych wizyt zapytałam, jaka jest jej ulubiona opera.

– Faust – odpowiedziała.

A kogo obsadziłaby w roli diabła, gdyby to miała reżyserować?

– Moją matkę – stwierdziła. – Nigdy nie potrafiłam wybaczyć tej kobiecie.

Młodsza z dwóch córek Potter miała z nią kontakt przed śmiercią, ale żadna nie wzięła udziału w nabożeństwie żałobnym. Sądząc z tego, co opowiadała mi starsza pani, to były skomplikowane, cierniste relacje. Potter zabroniła mi kiedykolwiek dzwonić do jej córek.

Układ, który Susan Potter zawarła z człowiekiem mającym pokroić ją na plasterki, niewątpliwie przydał znaczenia ostatnim latom jej życia. I zapewne to życie wydłużył. W tym okresie byłam przekonana, że z powodu licznych problemów zdrowotnych umrze w ciągu roku, a żyła jeszcze 10 lat.

Jak można się było spodziewać, Potter próbowała kontrolować projekt także po swojej śmierci. Chciała, żeby podczas cięcia odtwarzano muzykę klasyczną, a pomieszczenie było wypełnione czerwonymi różami. I żeby jej pluszowy miś został zamrożony i pokrojony wraz z nią. Spitzer powiedział jej, żeby o tym zapomniała.

 Współpraca między naukowcem i dawczynią dobiegła końca w piątek 7 kwietnia 2017 r. Spitzer próbował zapewnić finansowanie swemu projektowi, ale Narodowa Biblioteka Medycyny i potencjalni sponsorzy nie byli zainteresowani. Finansował więc prace samodzielnie, korzystając z pomocy dyplomantów anatomii. Pokrojenie Sue było obietnicą, której należało dotrzymać. Dlatego dwa lata po jej śmierci Spitzer z kilkorgiem studentów stanął  w pokoju NG 004, tym samym, który 17 lat wcześniej zwiedziła Potter, przygotowując się na tę chwilę. W schłodzonym pomieszczeniu Spitzer umieścił tułów zamknięty w niebieskim bloku polialkoholu winylowego, na stole z nierdzewnej stali. Węglikowe ostrze wielkości obiadowego talerza zaczęło ścierać tkankę cienkimi jak włos, 63-mikronowymi warstwami.

Po każdym przejściu ostrza cyfrowy aparat fotografował odsłoniętą powierzchnię bloku. Wyobraź sobie stopniowe ścieranie bryły drewna i fotografowanie powierzchni słojów odsłoniętych przy każdym cyklu. Tak jak w przypadku drewna to, co zostawało z Susan Potter, było pyłem.

Spitzer zlecił dwójce studentów namalowanie czerwonych róż nad drzwiami pomieszczenia.

 


Spitzer bada ciało Potter w chłodni przylegającej do jego laboratorium. Początkowo odrzucił jej propozycję ofiarowania ciała, ale potem uświadomił sobie, jaką wartość dla studentów będą miały zapisy audio i wideo wykonane przed jej śmiercią. W pomieszczeniu znajdują się też inne ofiarowane zwłoki, wykorzystywane do zaawansowanego szkolenia i badań.