- Pomiar temperatury nastąpił w pobliżu centrum informacyjnego dla odwiedzających dolinę od strony Furnace Creek przy pomocy automatycznej stacji pogodowej należącej do amerykańskiej narodowej służby meteorologicznej (NWS). Zapis temperatury należy uważać za wstępny i nieoficjalny – podała NWS w komunikacie dla mediów.

 

Według amerykańskiej służby meteo, tak ekstremalne temperatury podlegają zawsze skrupulatnej ocenie ekspertów. Na oficjalne potwierdzenie, lub jego zaprzeczenie, przyjdzie chwilę poczekać. Tymczasem historyczne dane, do których odnosi się obecne rekordy ciepła, nie są zbudowane na solidnych fundamentach. Wielu ekspertów nie jest przekonanych, że dawne techniki pomiarów spełniłyby współczesne rygorystyczne reguły.

 

 

Świadoma braku pełnej zgody co do prawdziwości tych danych, pogodowa agencja ONZ, czyli Światowa Organizacja Meteorologiczna (WMO) za najcieplejszy dzień w znanej nam historii objętej badaniami wskazuje 10 lipca 1913 roku. W tym samym Furnace Creek w Dolinie Śmierci odnotowano wówczas 56,7 st. C. Z kolei najcieplejszym dniem na wschodniej półkuli Ziemi był jeden z dni lipca 1931 roku, gdy w tunezyjskiej Kebili odnotowano 55 st. C. 

Wśród najwyższych temperatur na Ziemi poddanych dokładnej ocenie ekspertów są wskazania termometrów z Mitribah w Kuwejcie z 21 lipca 2016 roku (53,9 st. C, margines niepewności +/- 0,1 st. C) oraz 28 maja 2017 roku w Turbat, Pakistanie (53,7 st. C, margines niepewności +/- 0,4 st. C).

Dolina Śmierci jest najniżej położonym i najbardziej suchym miejscem w Stanach Zjednoczonych. Niewiele miejsc na półkuli północnej jest tak gorących w ciągu letnich miesięcy. W 2013 roku odnotowano tam niewiele niższą temperaturę, niż obecnie, bo 53,9 st. C (129 F). 

Aktualnie przez Stany Zjednoczone przetacza się fala gorąca i swoje lokalne rekordy odnotowują służby meteorologiczne z większości stanów w południowo-wschodniej części kraju. Konsekwencją są liczne pożary, jak ten na północ jeziora Tahoe w Kalifornii. Pożar w hrabstwie Loyalton pochłonął ponad 20 tys. akrów łąk i lasów, a ze względu na silny wiatr całą niedzielę 16 sierpnia nie dawał się ugasić. 

 

 

Poza gwałtownymi pożarami w Północnej Kalifornii służby pogodowe musiały wydać ostrzeżenia przed tornadami powstającymi nieraz bezpośrednio nad obszarami zajętymi ogniem. Wszystko przez pyrocumulonimbusy, chmury którym towarzyszą gwałtowne burze.

 

Obłoki typu flammagenitus (ogniopochodne) powstają, gdy ogień wypycha ogrzane masy powietrza do góry. Te, zmieszane z dymem, unoszą się wystarczająco wysoko, by ulec schłodzeniu. Po nasyceniu pary wodnej dalsze schładzanie powoduje kondensację obłoków. W taki sposób mogą powstać właśnie pyrocumulonimbusy. 

 

 

Warunki jakie wytworzyły się na wschód od Loyalton [link] https://www.independent.co.uk/news/world/americas/fire-tornado-california-loyalton-fire-weather-wildfire-lake-tahoe-a9673366.html  [/LINK] doprowadziły do powstania przynajmniej jednego płonącego tornada (ang. firenado) o sile odpowiadającej tornadom EF-1 lub EF-2 ( maksymalna prędkość wiatru odpowiednio 177 km/h i 217 km/h).
[LINK] https://twitter.com/That1GirlTasha/status/1294810824993734656 [/link]