Odra, 2019 r.

Do źródeł

Od 2008 r. pracuję nad projektem fotograficznym o Odrze i ludziach w jakiś sposób z nią związanych. Przez te dwanaście lat pływałem po Odrze statkami, barkami, motorówkami, jachtami, kajakiem i wpław. W lipcu zeszłego roku miałem dla odmiany ochotę przejechać się wzdłuż całego biegu rzeki samochodem. Mój wybór miejscowości, w których się zatrzymuję i miejsc, które odwiedzam, był całkowicie subiektywny – dałem sobie w tym zakresie całkowitą wolność.

Kiedy docieram do źródła Odry w Czechach, jestem zdruzgotany. Znałem już to miejsce w Górach Odrzańskich w okolicy miasteczka Libavá, pośrodku czeskiego poligonu wojskowego. Byłem tam dwa razy od 2014 roku. Spodziewałem się zobaczyć piękny, mistyczny las świerkowy. Zamiast tego zobaczyłem pojedyncze drzewa sterczące wśród ciągnących się po horyzont gołoborzy. W wyniku globalnego ocieplenia i corocznych susz prawie na całym obszarze poligonu pod Libawą w ciągu kilku lat uschły niemal wszystkie świerki na powierzchni 25 000 hektarów. Z trudem, nie poznając tego miejsca, odnalazłem strumyczek, który jest początkiem rzeki.


Droga oświetlona światłami stopu samochodu i pojedyncze drzewa pozostałe po katastrofie ekologicznej. Góry Odrzańskie, Czechy. Fot. Mikołaj Nowacki, fotograf National Geographic i ambasador Lumix.

Jadę rowerem górskim ze wsi Spálov w górę strumienia. Na szczęście klęska suszy nie dotknęła lasów liściastych, przez które przepływa Odra. Wody jednak jest tak mało, że można swobodnie przechodzić po kamieniach z brzegu na brzeg. – W lecie zawsze było mało wody w Odrze, ale w wyniku susz i tak rok po roku wody ubywa  –  mówi mi Lubomir Milata, właściciel hotelu Maria Skala we wsi Spálov, który mieszka w tej okolicy od dzieciństwa.


Odra w Czechach, w pierwszych kilometrach swojego biegu. Fot. Mikołaj Nowacki, fotograf National Geographic i ambasador Lumix.

Z Czech ruszam do Raciborza, pierwszego większego polskiego miasta przez które przepływa Odra. Nad rzeką spotykam Waldemara Pudlaka wraz z drapieżnym ptakiem, myszołowcem towarzyskim o imieniu Karol. Pan Waldemar jeździ regularnie nad Odrę z Karolem w samochodzie. Nad rzeką ptak może swobodnie polatać. Z Karolem jest jak z psem, który musi się wybiegać. Tereny przy Odrze za miastem są dla niego idealne, żeby rozprostować skrzydła. Pan Waldemar traktuje swojego myszołowca, tak jak inni ludzie psy czy koty  –  Karol jest pupilem i przyjacielem.


Waldemar Pudlak wraz z myszołowcem Karolem. Odra przed Raciborzem. Fot. Mikołaj Nowacki, fotograf National Geographic i ambasador Lumix.
 

„Lubecki"

Ruszam dalej do największego miasta nad Odrą i zarazem mojego miasta rodzinnego –  Wrocławia. W stoczni rzecznej Malbo jest remontowany historyczny statek "Lubecki". To bocznokołowiec, napędzają go dwa koła po obu stronach burt. Historia "Lubeckiego" jest bogata. Zbudowany w 1911 r. w Petersburgu holował barki na Wiśle. Był uszkodzony w czasie wojny polsko-bolszewickiej, a po odparciu bolszewików – wyremontowany. Pływał znów po Wiśle, transportując naftę. Po wybuchu drugiej wojny światowej został zatopiony przez załogę, a potem znów wyremontowany, by mógł dalej pracować. W 1977 r. został wyciągnięty na ląd. Obecnie należy do miasta Warszawy, a remont był zrobiony we Wrocławiu.

"Lubecki" nareszcie rusza w swój pierwszy rejs po gruntownym remoncie. Towarzyszę kapitanowi Andrzejowi Podgórskiemu w nowoczesnej sterówce statku. Na pokładzie jest wielu specjalistów. Panuje dość nerwowa atmosfera: jak "Lubecki" da sobie radę po remoncie, czy będzie sterowny, jak zadziałają zamontowane na nim różne nowoczesne systemy?

  ­Prowadzenie bocznokołowca, jednego ze statków, które zniknęły, kiedy ja się urodziłem i wychowałem ,to przyjemne doświadczenie  – mówi kapitan Podgórski.  –Pomieszała się historia ze współczesnością. Prowadzenie takiego statku to jak poruszanie się samochodem z poślizgiem kontrolowanym - jest pewna bezwładność. Tak duży statek jak „Lubecki" bardzo też reaguje na boczny wiatr – dodaje kapitan. Jednak prowadzi pewnie, bez cienia niepokoju. Od razu czuję, że statek rytmicznie i stale przechyla się z burty na burtę. Czuję się trochę jak na morzu. Okazuje się, że łopatki kół napędowych nie są jeszcze właściwie ustawione. W kolejnych rejsach próbnych tego kiwania na boki już nie będzie.


Kapitan Andrzej Podgórski w sterówce "Lubeckiego". Odra, Wrocław. Fot. Mikołaj Nowacki, fotograf National Geographic i ambasador Lumix.

W tym roku, sto lat po ostrzelaniu w czasie wojny polsko-bolszewickiej, "Lubecki" wróci do Warszawy. Będzie płynął Odrą - z Wrocławia do Szczecina. Stamtąd popłynie na Bałtyk i będzie holowany wzdłuż brzegów do Gdańska. Z Gdańska z kolei popłynie w górę biegu Wisły do Warszawy, gdzie będzie statkiem wycieczkowym.

Odwiedzam też we Wrocławiu Wyspę Opatowicką. To cudownie dzikie miejsce. Część Wyspy jest porośnięta lasem, część to łąka. Dziki charakter Wyspa zawdzięcza wielu starym, ponadstuletnim drzewom a także zwalonym, porośniętym mchem pniom, które są pożywieniem dla chrząszczy, co wzbogaca bioróżnorodność tego lasu. Na Wyspie Opatowickiej jest też częściowo zarośnięte starorzecze Odry, które w lecie przypomina widoki znane z filmów o Amazonii. To prawdziwa przyrodnicza perła w obrębie granic Wrocławia.


Starorzecze Odry na Wyspie Opatowickiej. Wrocław. Fot. Mikołaj Nowacki, fotograf National Geographic i ambasador Lumix.
 

Między Polską a Niemcami

Ruszam dalej nad Odrę graniczną między Polską a Niemcami. Lubię myśleć, że rzeka nie dzieli, ale łączy oba kraje. Odwiedzam Słubice i Frankfurt po drugiej stronie mostu granicznego – Mostu Przyjaźni. Wielu Polaków czuje się we Frankfurcie jak u siebie w domu, spacerując po nabrzeżu, uprawiając jogging czy grając w piłkę nożną. Wielu Niemców po polskiej stronie robi zakupy, jada w restauracjach. Te dwa miasta - Słubice i Frankfurt, łączy o wiele więcej niż Most Przyjaźni.

Zaczepiam Polaka, ojca chłopca grającego w piłkę pod niemiecką częścią mostu. Pytam go, jacy są Niemcy jako sąsiedzi. – Zwyczajni – odpowiada – tacy sami jak my.


Chłopiec grający w piłkę pod Mostem Przyjaźni. Frankfurt nad Odrą. Fot. Mikołaj Nowacki, fotograf National Geographic i ambasador Lumix.

Spacerując po frankfurckim nabrzeżu, moją uwagę zwraca dzwon wiszący na nowoczesnej, lśniącej jak lustro dzwonnicy. To Dzwon Pokoju –  pomnik uznania granicy Odra-Nysa. Dzwon ma napis „Friede und Freundschaft mit allen Völkern” (Przyjaźń i pokój ze wszystkimi narodami). Tradycyjnie dzwon bije 1 września w Światowy Dzień Pokoju.

Ruszam dalej wzdłuż rzeki. Po drodze mijam jeszcze rozlewiska dolnej Odry - między Krajnikiem Dolnym a niemieckim miastem Schwedt, które ciągną się aż do Szczecina. Słychać piękny klangor żurawi i gęgania gęsi. To raj dla wodnych ptaków. Sprawdzam na mapie i z zazdrością konstatuję, że po niemieckiej stronie jest Park Narodowy Dolnej Odry, u nas natomiast, na terenach niczym nie różniących się od tych po niemieckiej stronie, zaledwie Park Krajobrazowy.

Jadąc od źródła rzeki (a także pływając barkami po niej przez ostatnich jedenaście lat), nie mogę się nadziwić, że tyle drzew w dzikich, nadodrzańskich lasach jest bezlitośnie wycinanych, a ochrona wielu tych niezwykle pięknych terenów to zaledwie Natura 2000, gdzie także prowadzi się wycinki. Zdecydowanie takie przyrodnicze skarby zasługują na silniejszą ochronę. Także u nas powinien powstać Park Narodowy Dolnej Odry. Skandalem jest, że ostatni park narodowy utworzono w naszym kraju 19 lat temu.

 

„Już nie rzeka, jeszcze nie morze”

W Szczecinie płynę pasażerską motorówką na Wyspę Grodzką. Większość wyspy w centrum miasta zajmują ogródki działkowe, co jest uroczym pomysłem na zagospodarowanie przestrzenne. Snuję się po ścieżkach między ogródkami, podjadam ukradkiem (przyznaję się!) dojrzałe jeżyny. Nad samą Odrą spotykam starszego mężczyznę zarzucającego wędkę. To Fryderyk Franczak, lat 78. Po krótkiej rozmowie zaprasza mnie na swoją działkę. Pijemy piwo, pan Fryderyk opowiada mi o swoim związku z działką i Odrą.  – Działka to zdrowie i relaks. Latem jestem tu prawie codziennie, czasem tu śpię. Wkoło jest teren wędkarski, więc jak coś złowię, to robię paprykarz szczeciński albo do octu, do słoika. W Czaplinku pan Fryderyk ma łódź, którą sprowadzi do Szczecina. – Będę ją cumował obok działek i pływał po okolicy zwiedzając dzikie szczecińskie wyspy.


Pan Fryderyk Franczak. Wyspa Grodzka, Szczecin. Fot. Mikołaj Nowacki, fotograf National Geographic i ambasador Lumix.

Ze Szczecina ruszam do wsi Trzebież. Odra kończy swój oficjalny bieg w Roztoce Odrzańskiej na południu Zalewu Szczecińskiego. O 5. rano spotykam się z rybakami łowiącymi na Zalewie tradycyjną metodą – na żaki. To rodzaj sieci na okrągłych obręczach. Wsiadam do niewielkiego kutra bez kabiny. Towarzyszę trzem rybakom, którzy od wielu lat pływają ze sobą, tworząc zgraną drużynę. To Andrzej Kowalik, Ryszard Popakul i Artur Marszał. Wraz z kilkoma innymi załogami wypływamy na Zalew.


Rybacy ze wsi Trzebież wypływają na połów na Zalew Szczeciński. Fot. Mikołaj Nowacki, fotograf National Geographic i ambasador Lumix.

Mija około pół godziny aż dopływamy do pierwszych tyczek oznaczających miejsce zatopienia żaków. Z dużą wprawą, ale też z ogromnym wysiłkiem trzej rybacy wyciągają ciężką sieć i opróżniają ją z ryb. Małe, niewymiarowe rybki wracają do wody, większe do skrzyń. Trafią do sprzedaży w Szczecinie i do okolicznych smażalni. W ciągu siedmiu godzin pływania od jednych żaków do kolejnych mija nas kilka pełnomorskich kontenerowców. Mam poczucie znajdowania się w szczególnym miejscu Odry –  to już nie rzeka ale też jeszcze nie morze.


Rybacy na Zalewie Szczecińskim wyciągają ciężkie sieci. Od lewej Ryszard Popakul, Artur Marszał, Andrzej Kowalik. Fot. Mikołaj Nowacki, fotograf National Geographic i ambasador Lumix.
 

Rzeka świadkiem

Następnego dnia ruszam do Świnoujścia. Ujście Świny jest jednym z "wylotów" wód Odry z Zalewu Szczecińskiego do Bałtyku, największym po polskiej stronie.

W Świnoujściu jeszcze z plaży widzę ogromny statek transportujący gaz, wpływający ostrożnie między główki falochronów, do portu w ujściu Świny. Sprawa musi być poważna skoro gazowcowi towarzyszy okręt Marynarki Wojennej. Ogromny statek wzbudza ciekawość turystów i spacerowiczów na Falochronie Zachodnim. Następnego dnia ogłoszono, że do Świnoujścia zawitał amerykański gazowiec "Oak Spirit" z dostawą skroplonego gazu dla Polski.

Następnego dnia znów udaję się na Falochron Zachodni. Stoi tam Stawa Młyny- charakterystyczny dla Świnoujścia znak nawigacyjny wyglądający jak wiatrak. Obserwuję dyskretnie z aparatem w ręku parę młodych ludzi. Dziewczyna siedzi na kamieniach a chłopak nerwowo obchodzi ją wkoło. Po chwili dziewczyna wstaje i oboje idą kawałek dalej. W pewnej chwili chłopak klęka przed nią i podaje jej pudełeczko z pierścionkiem! Robię zdjęcie i nie mogę uwierzyć, że udaje mi się uchwycić taki moment. Podchodzę do nich i rozmawiamy. Tym chłopakiem był Adam Zapała, a dziewczyna to Zuzanna Pasińska.  

Adam Zapała: – Nie wiedziałem, jak to powiedzieć i dlatego byłem taki zdenerwowany. Miałem wszystko zapisane na karteczce, ale i tak wszystko zapomniałem. Kiedy już uklęknąłem słowa przyszły same. Kiedy Zuzanna powiedziała "tak" czułem radość.  Zuzanna tak opisuje ten moment:  – Szliśmy na kolację, a potem mieliśmy iść na imprezę. Ta kolacja skończyła się trochę wcześniej i Adam zaproponował spacer. Nie bardzo mi się chciało iść, bo to było dość daleko. Zapach glonów też mi nie sprzyjał. Ale kiedy doszliśmy pod "Młyn" i Adam klęknął przede mną i się oświadczył, poczułam, że moje wszystkie marzenia się spełniły. Jestem romantyczką, a Adam jest miłością mojego życia.


Oświadczyny na Falochronie Zachodnim. Świnoujście, 2019 r. Fot. Mikołaj Nowacki, fotograf National Geographic i ambasador Lumix.
 

Projekt „Odra” w 2019 r. mogłem zrealizować dzięki wsparciu Panasonic Lumix Europe, z aparatem Lumix G90.

Mikołaj Nowacki