Podróże były treścią życia Reginy Salomei. Z wyjątkowym sprytem i kupieckim zmysłem pomnażała zgromadzony kapitał. Lubiła bogactwo, pieniądze uzyskane z leczenia lokowała chętnie w „spekulacjach handlowych” w nadziei zysków ze sprzedaży tureckich towarów, bakalii czy beczkowanego wina. Potrafiła doskonale zadbać o siebie i mimo spotykających ją czasem niepowodzeń zawsze osiągała swój cel. Nie leczyła za darmo, więc jej fortuna szybko rosła. A przy okazji nie przestrzegała konwenansów, co wielokrotnie się opłaciło. Kiedy trzeba, nosiła męskie ubranie. Świetnie posługiwała się bronią palną. Gdy raz doszło do konfrontacji z uzbrojonym w pistolet tureckim rozbójnikiem, który chciał ją ograbić, ze śmiechem wyjęła parę „krucic nabitych”, ostrzegając go: I mnie stanie na proch dla przysługi waćpana. Oddaj waćpan, co mnie należy, a potem niech będzie, co Pan Bóg da! Z „parą krucic” nie rozstawała się zresztą już od wczesnej młodości, demonstrując czasem zdumionym mężczyznom, jak skuteczny potrafi zrobić z nich użytek. 
 

Swoje przygody opisała w dziele Proceder podróży i życia mego awantur. Ze względu na język nie jest to łatwa lektura, choć pełna szczegółów z epoki. Pamiętnik ukazał się drukiem na jej własny koszt i zadedykowany został Ludwice z Mniszchów Potockiej, żonie hetmana Józefa Potockiego, na którego dworze pozostała jej córka Konstancja. Pod dedykacją podpisała się jako: „medycyny doktorka i okulistka Regina Salomea Makowska”. Do dziś nie wiadomo, skąd pochodziło nazwisko, które w całym rękopisie zostało wymienione tylko ten jeden raz. Mogło być ono śladem opisywanego przez nią „amorata”, którego inicjały „J.M.C.Z.” pojawiały się już w treści pamiętnika i który, być może, był jej jedyną prawdziwą miłością. 
 

Co się z nią działo dalej? Pamiętnik urywa się w 1760 r., gdy Regina miała 52 lata. Czy dalej jeździła po świecie? Czy może odbyła ostateczną podróż? Nie wiadomo.