– Musimy znaleźć jakiś sposób na rezygnację z węgla, to oczywiste – mówi Jochen Flasbarth, sekretarz stanu w ministerstwie środowiska – Ale to dość trudne. Jesteśmy państwem, które nie ma zbyt wielu surowców, a tym, którego mamy najwięcej, jest węgiel brunatny.

Zmniejszenie zużycia tego źródła energii jest tym trudniejsze, że wielkie spółki energetyczne w Niemczech ostatnio borykają się z dużymi trudnościami finansowymi. Wszystko przez Energiewende, twierdzą przedstawiciele energetyki węglowej. Wszystko przez to, że spółki energetyczne nie potrafią się przystosować do Energiewende, ripostują ich krytycy. Największa firma energetyczna w Niemczech, E.ON, do której należy m.in. Grafenrheinfeld, odnotowała w ubiegłym roku straty w wysokości 3 mld euro.

– Spółki energetyczne w Niemczech mają tylko jedną strategię – narzeka Flasbarth – A polega ona na obronie tradycyjnych źródeł energii, energii nuklearnej i energii z paliw kopalnych.

Nie mają planu B. Spóźniły się na pociąg przemian, a teraz, gdy dawno już odjechał, próbują go gonić. E.O.N rozdziela się na dwie spółki, jedna ma się zajmować węglem, gazem i energetyką jądrową, a druga energią odnawialną. Dyrektor generalny, niegdyś wielki krytyk przestawiania systemu na źródła odnawialne, poszedł do tej odnogi, która się zajmie energetyką odnawialną. Vattenfall, państwowa spółka szwedzka, jedna z czterech wielkich firm energetycznych działających w Niemczech, próbuje podobnej ewolucji.

Olaf Adermann, kierownik ds. aktywów kopalni Vattenfalla, wyjaśnia mi w salce konferencyjnej, że ani jego koncern, ani inne spółki energetyczne nie spodziewały się tak błyskawicznego rozwoju energetyki odnawialnej.

– Bez wątpienia wiele przedsiębiorstw wypadnie z rynku – zastrzega Adermann. Ale podkreśla, że nie powinno to dotyczyć węgla brunatnego, bo to „godny zaufania i elastyczny partner”, gdy nie świeci słońce i nie wieje wiatr.

Adermann jest przekonany, że kopalnie będą działały do 2050 r., a może i dłużej. Vattenfall jednak planuje sprzedać swoje kopalnie, przynoszące najpopularniejsze źródło energii – węgiel brunatny i oparte na nim elektrownie. Chce się skupić na energetyce odnawialnej. Inwestuje miliardy w dwie nowe elektrownie wiatrowe na Morzu Północnym. Na morzu mocniej wieje i łatwiej tam założyć wielką farmę wiatrową, a wielkie korporacje muszą działać na wielką skalę, by finansować swoje duże koszty ogólne. Vattenfall nie jest jedyną dużą spółką, która rzuciła się na energetykę odnawialną.

Energetyka wiatrowa przesuwa się na Morze Północne i Bałtyk i w coraz większym stopniu znajduje się w rękach spółek energetycznych. Rząd Merkel zachęca do tej przemiany w źródłach energii, ograniczając budowę kolektorów słonecznych i lądowych siłowni. Zmieniając reguły gry, utrudnia działanie spółdzielniom obywatelskim. Krytycy twierdzą, że pomaga wielkim spółkom i podcina skrzydła ruchowi obywatelskiemu, który zapoczątkował przemiany w źródłach energii.

Pod koniec kwietnia Vattenfall oficjalnie uruchomił DanTysk, pierwszą niemiecką siłownię wiatrową na Morzu Północnym, na którą składa się 80 wiatraków położonych około 80 km od brzegu. Uroczystość otwarcia, która odbywała się w sali balowej w Hamburgu, była okazją do świętowania również w Monachium. Miejska spółka energetyczna Stadtwerke München ma w tym przedsięwzięciu 49 proc. udziałów. W efekcie Monachium wytwarza dziś tyle elektryczności ze źródeł odnawialnych, że wystarcza jej do zasilenia wszystkich odbiorców domowych, metra i sieci tramwajowej. Miasto planuje, że do roku 2025 całe zapotrzebowanie na energię zaspokoi ze źródeł odnawialnych. 

Niemiecka transformacja energetyczna wzorem dla całego świata?

– Po Fukushimie mieliśmy krótką chwilę Aufbruchstimmung, przez pół roku trwała prawdziwa euforia – wspomina Gerd Rosenkranz. 
Aufbruchstimmung znaczy po niemiecku „radość z wyjazdu”. Niemcy tym słowem określają uczucie, jakie ogarnia kogoś, kto np. wyrusza na długą pieszą wycieczkę z przyjaciółmi. W taki stan wpadli Niemcy na początku Energiewende; zapanowała pełna zgoda i chęć do działania. Niestety nie trwało to długo. Dziś górę biorą sprzeczne niekiedy interesy gospodarcze.

Ale Niemcy są uparci. Wiedzieli, że transformacja w źródłach energii to nie będzie spacerek, a mimo to podjęli wyzwanie. Z ich dokonań możemy chyba czerpać natchnienie i nadzieję, że Energiewende jest możliwe także w innych krajach. Niedawno William Nordhaus, ekonomista z Yale zajmujący się od dziesięcioleci problemem walki z ociepleniem klimatu, opisał w artykule zjawisko, które uważa za główną przeszkodę w rozwiązaniu problemu: maruderstwo.

Ponieważ ocieplenie jest problemem globalnym, a kroki zaradcze są bardzo kosztowne, większość krajów nic nie robi, licząc, że coś zrobią inni. Większość krajów to maruderzy. Niemcy zachowały się inaczej: ruszyły przed siebie, nie oglądając się na nikogo – zaczęły od zmian w źródłach energii. I w ten sposób przetarły szlak nam wszystkim.