– Po trzęsieniu nie mieliśmy co jeść. Tradycyjnie zapasy jedzenia trzyma się w Nepalu na parterze. Żeby móc coś włożyć do garnka, trzeba było wyłuskiwać ryż z gruzów ziarenko po ziarenku – opowiada. Teraz mają małe poletko przy kanale i jedzą głównie to, co sami wyhodują: szpinak, ziemniaki, marchewkę. Plus dużo ryżu. I przypraw: kuminu, kurkumy i chili. To nimi pachnie tu powietrze. I pyłem potłuczonych cegieł.

Man devi maharjan, tak jak miliony innych Nepalczyków, nie ma szans na to, by wrócić do swojego domu przez kolejne kilka lat. Musi zaprzyjaźnić się z blaszakiem, z chłodem zimą, wilgocią w trakcie monsunu, upałem latem. Przewiduje, że może za 3–4 lata uda im się wybudować coś lepszego. Czy będzie odporne na trzęsienie? Ona kręci głową. Choć rząd stworzył projekty domów, które mają wytrzymać wstrząsy, i nakazuje, by każdy nowy budynek spełniał te normy, nie spotkałam nawet jednej osoby, którą byłoby stać na postawienie czegoś takiego. – Może za kilkanaście lat – wyrokuje Man Devi. Inżynierowie apelują, żeby nie popełniać błędów dziadków. Ci po trzęsieniu w 1934 r. odbudowali Nepal, używając niewypalanych cegieł (a według specjalistów nawet zamoczenie ich w wodzie poprawiałoby ich wytrzymałość), bez fundamentów i odpowiednich wzmocnień. Ale koszt zbudowania odpornego na trzęsienia ziemi domu to nawet 10 mln rupii. Suma dla większości mieszkańców kraju nieosiągalna.

Siedmioletnia Monika z przyjaciółką bawią się tym, co pozostało na ulicach po trzęsieniu. Gruzy to dla nich teraz plac zabaw. W tle mama Moniki robi pranie w misce. Za chwilę wykąpie w niej swoją córkę.

Jeżeli rząd nie pomoże teraz w wybudowaniu takich domów, tragedia się powtórzy. Naukowcy ostrzegają, że trzęsienia na tych terenach będą się zdarzać coraz częściej. O tragedię sprzed roku obwiniają ulewne deszcze, które wypełniły wodą koryta rzek w Indiach i Bangladeszu. Spowodowało to wzrost nacisku na płyty tektoniczne, którego rezultatem było trzęsienie. Badania opublikowane w magazynie Science wskazują jednak, że nie cała energia skumulowana pod ziemią została uwolniona. Przesunęła się jedynie na zachód od miasta Pokhary, aż do indyjskiego Delhi, i ciągle czeka na ujście. Nie wiadomo też, kiedy ono nastąpi. Do tego zmiany klimatu uruchamiają procesy geologiczne, które do tej pory były uśpione. Co sprawia, że jeszcze trudniej jest takie kataklizmy przewidzieć.

Stuk-puk, stuk-puk, stuk-puk. To teraz dźwięk Nepalu. Gdziekolwiek się pojedzie, słychać uderzenia młotków. Efektów pracy jeszcze nie widać, bo ta jest bardzo mozolna. Stuk-puk. Przenoszenie pojedynczych cegieł. Stuk-puk, wykonywanie robót, do których przydałby się dźwig i koparka, a nie kawałek worka i sklecony naprędce kilof. Mimo to Nepalczycy nie tracą zdolności do pozytywnego myślenia.

Jest 25 stycznia 2016 r. Katmandu. Rama stoi na placu Durbar w miejscu, gdzie kiedyś stała dziewięciopiętrowa wieża Basantapur z XVIII w. Ikona Nepalu. Rama z tą samą energią co kiedyś opowiada o najwspanialszym placu świata. Nie ma piękniejszego, zapewnia. Dileep bawi się właśnie ze swoją 10-miesięczną córką Mahirą w domu dyrektora szkoły, który pozwolił mu mieszkać u siebie, dopóki nie wybuduje czegoś lepszego dla swojej rodziny. Mahira już raczkuje, zaczyna nawet wstawać. A Sherpa Pega zajada tybetańskie pierożki momo z ostrym sosem obok zburzonej stupy Buddhanath. W tym sezonie zamierza po raz kolejny wybrać się pod, a może wreszcie na Mount Everest. – Skoro dwa lata z rzędu udało mi się przeżyć, teraz też mi się uda – kwituje pytanie, czy się nie boi.

Dziewięć miesięcy po trzęsieniu moi rozmówcy pytani o traumę patrzą na mnie ze zdziwieniem. I odpowiadają, że przecież takiego wydarzenia nie da się przewidzieć. Koszmary nocne? Nie mają. Lęki? Nie słyszeli o nich. „To nie trzęsienie ziemi, a budynki zabijają” – powtarzają jak mantrę, która wydaje im się pomagać zrozumieć to, co się stało.

 

Przed trzęsieniem ziemi na plac Durbar w Katmandu codziennie przychodziły tłumy, by podziwiać tutejsze zabytki: Pałac Królewski, strzeżony przez boga-małpę Hanumana, wieża Basantapur, której jak widać na zdjęciu już nie ma; rezydencję żywej bogini kumari czy świątynię Wisznu. W Nepalu znajdują się trzy place Durbar. W Patanie, Bhaktapurze i Katmandu. I wszystkie trzy figurują na liście UNESCO. 

Pomoc psychologiczna tutaj nie istnieje. – I, ku mojemu zaskoczeniu, nie jest potrzebna. Nepalczycy zupełnie inaczej sobie z takimi wydarzeniami radzą. Tam gdzie nasza psychika się załamuje, oni potrafią żyć, wierząc, że tak właśnie miało być. Pomaga im religia, ale też bardzo bliskie więzi rodzinne – mówi Magdalena Pietruszka-Pandey, która z zawodu jest psycholożką i psychoterapeutką. Jej mąż Sujan Pandey dodaje: my przegadujemy to ze sobą i nie potrzebujemy do tego specjalistów. Ta umiejętność patrzenia pozytywnie na teraźniejszość i nierozpamiętywanie przeszłości daje Nepalowi ogromną siłę. Większą niż jakiekolwiek dotacje i pomoce międzynarodowe. Jednak gdy chodzi się po gruzach sprzed roku, chciałoby się Nepalczykom życzyć, by starczyło im jej także do patrzenia w przyszłość.

Zobacz wideo: