Sprawdziłam każdy punkt, żeby poznać całą prawdę. Zauważyłam z zaskoczeniem, że mój żołądek kurczy się w proteście. Pielęgniarki zrobiły wymazy z wnętrza mojego nosa i policzków i pobrały 16 fiolek krwi. Kiedy czekałam na wyniki badań genetycznych, przypominało mi się czasem, jak mój ojciec przez 10 lat popadał w demencję. Jaka jest moja genetyczna spuścizna? Aby przerwać te rozmyślania, kierowałam uwagę na matkę. Mając 94 lata, mieszka sama w Nowym Jorku, tańczy i gra w madżonga w klubach seniora. Badania genomu obiecują ludziom większą kontrolę nad ich zdrowiem. Ale ja po raz pierwszy zaczęłam myśleć o swoim jako o dziedzictwie, być może szczęśliwym, być może nie, ale dziwnie wymykającym się mojej kontroli.

Test DNA nie wykazał niczego złego, powiedziała mi z miejsca Dagan-Rosenfeld, kiedy przeglądałyśmy wyniki na wideo. Dziękowałam Bogu. Ale nie poczułam takiej ulgi, jak się spodziewałam. Do tego czasu zdążyłam już dowiedzieć się, jak długa droga czeka jeszcze naukę, zanim zrozumie, co DNA może nam powiedzieć. Dowiedziałam się, że słabo metabolizuję pewne leki, w tym clopidogrel, więc powinnam poprosić o zamiennik, jeśli jakiś lekarz mi je zaleci.

Snyder doszedł do ważnych genetycznych wniosków u mniej więcej 17 proc. swoich ochotników. Jeden od lat zażywał lek na cukrzycę typu 2 – niepotrzebnie, jak się okazało, bo cierpiał na rzadką dziedziczną postać tej choroby. Przez pięć lat Snyderowi udawało się trzymać swoją cukrzycę pod kontrolą. Potem poziom jego cukru wzrósł. Choć badacz próbował różnych diet i podnoszenia ciężarów, cukier rósł nadal.

Snyder zaczął zażywać leki. Po kilku miesiącach wyglądało na to, że one też nie działają. Jego zdaniem zmiany stylu życia, które wprowadził, uprzedziły problem. Ale jego historia zawiera przestrogę. Nawet najnowsze, precyzyjne technologie medyczne – i niemal religijne poświęcenie dla zachowania zdrowia – mogą nie przezwyciężyć podatności zakorzenionych w DNA.