Naturalna medycyna chińska: czy jej preparatami leczniczymi są tylko chińskie leki ziołowe?

Każdego dnia 10 tys. kupców sprzedaje w Bozhou tysiące różnych produktów 30 tys. nabywców z całej Azji Południowo-Wschodniej. Wszyscy tłoczą się w kolosalnej budowli przypominającej kryty kopułą stadion piłkarski. Tego ranka, kiedy odwiedzam Bozhou, na targowisku huczy już jak w ulu. Idę zygzakiem niekończącymi się przejściami, mijając kolejne przepastne stoiska, z których każde wypełnione jest po brzegi beczkami, workami, paletami i taczkami z całym mnóstwem towarów, wytworzonych, jak się wydaje, z niemal każdej rośliny, minerału i stworzenia, jakie istnieje na naszej planecie.

Są tam tak egzotyczne chińskie preparaty lecznicze, jak penisy jeleni, ludzkie łożyska, kości bawołów i suszone koniki morskie. Jest tam wielki dział poświęcony leczącemu wszelkie choroby korzeniowi żeń-szenia – czerwonemu i białemu, dzikiemu i uprawianemu, świeżemu i suszonemu, kosztującemu od kilku do kilku tysięcy dolarów. W dziale owadów przestaję liczyć różne gatunki pareczników, kiedy dochodzę do 11.

Przyjechałem tu, żeby zobaczyć źródło większości chińskich leków ziołowych sprzedawanych na całym świecie. Wygląda na to, że można tu znaleźć każdy składnik, ale niewiele wiadomo o tym, jak albo gdzie został wyhodowany. Oczywiście bez trudu znajduję wszystkie cztery komponenty PHY906 – ale wszystkie są sprzedawane przez pośredników, którzy mało wiedzą o ich pochodzeniu. Kiedy mam już opuścić targowisko, moją uwagę zwraca pewna substancja. W dziale ze scypułem z jelenich poroży dostrzegam szklaną gablotkę z rzędem buteleczek zawierających żółtawy płyn. Pytam sprzedawcę, co to jest, a on prosi sąsiada, żeby tłumaczył.

– Zabrać z niedźwiedzia – mówi ten człowiek. – Bardzo dobre.

 

Jak wzmocnić wątrobę dzięki medycynie chińskiej?

Paul Iaizzo, szef laboratorium Visible Heart (Widoczne Serce) na Uniwersytecie Minnesoty, jest szczególnie zainteresowany wyjątkową fizjologią niedźwiedzi. Wraz ze stanowym Departamentem Zasobów Naturalnych bada ich sen zimowy. Iaizzo, wysoki i szczupły, z grzywą siwych włosów, wylicza tajemnice otaczające te zwierzęta, które spędzają do sześciu miesięcy w zupełnej bezczynności, a mimo to nie doznają żadnych niepożądanych skutków. Oddychają zaledwie dwa razy na minutę. Ich temperatura spada o 10 proc., co u ludzi wywołałoby hipotermię. Regularnie tracą ponad połowę tkanki tłuszczowej, ale nie ubywa im mięśni. Ich serca potrafią zatrzymać się na 20 s, ale krew im nie krzepnie.

Ludziom grożą śmiertelne zakrzepy już po kilku sekundach zatrzymania akcji serca. A mimo to, jeśli zbliża się drapieżnik, niedźwiedź potrafi się ocknąć, żeby bronić legowiska. Iaizzo wyjaśnia, że serce niedźwiedzia nie doznaje uszkodzeń.

Najwcześniejsza wzmianka o żółci niedźwiedzia pojawia się w książkach medycyny chińskiej w 40-tomowym traktacie z VIII w. zatytułowanym Medyczne sekrety urzędnika. Zaleca on żółć na problemy z wątrobą, a także gorączkę, hemoroidy i inne dolegliwości. W 1902 r. pewien szwedzki naukowiec wyodrębnił jeden ze związków żółci niedźwiedzia, nazwany później kwasem ursodeoksycholowym, używany dziś w lekach na choroby wątroby i kamienie żółciowe. Ale Iaizzo i inni badacze uważają, że żółć niedźwiedzia, produkowana przez wątrobę, przechowywana w woreczku żółciowym i wydzielana w postaci hormonów do krwiobiegu, może skrywać jeszcze wiele innych tajemnic. Chcą opracować szereg terapii, m.in. leczących dystrofię mięśni u przykutych do łóżka pacjentów, którzy mogą stracić połowę masy mięśniowej w ciągu trzech tygodni.