W czerwcowym numerze Travelera można było przeczytać Twoje wspomnienia z podróży rowerowej z żoną po Ameryce Południowej. Napisałeś, że nigdy nie przeżyliście tylu przygód, co wtedy. Pomyślałam sobie, że to całkowite przeciwieństwo samotnego wędrowania przez pustynię.

Ja nigdy się ze sobą nie nudziłem, więc dla mnie przybywanie w samotności na pustyni nie stanowi problemu, wręcz przeciwnie – ja to lubię. Lubię wszystko, co się przydarza w samotności. To jest dla mnie odtrutka na to codzienne przebodźcowanie – ilość informacji i  codziennych spraw do załatwienia. Na pustyni wszystko zredukowane jest do podstaw: spania, jedzenia i marszu. Początkowo to może uwierać, bo brakuje nam pewnych rzeczy do których byliśmy przyzwyczajeni, ale potem zaczynamy rozumieć, że nie potrzebujemy w życiu niczego więcej oprócz tych podstaw, aby być szczęśliwymi.

A jednak wiele osób przed samotnością ucieka.

Myślę, że osoby które czują się samotne wśród innych ludzi, niekoniecznie czułyby się samotne na pustyni. Korzenie mojego wędrowania sięgają czasów liceum, gdy czułem się osamotniony. To jest chyba taki czas w życiu młodego człowieka, kiedy się zastanawia nad tym, co chciałby robić, w czym może się realizować. Wtedy pojąłem, że odkrywanie świata dla siebie stanowi dla mnie wielką frajdę. Ciekawi mnie. Niestety nie znalazłem wśród moich bliskich i otoczenia aprobaty dla tych śmiałych pomysłów. Zacząłem więc uciekać nad pobliskie jezioro. Tu przyznam się, że czasem wagarowałem. To wtedy odkryłem, że dobrze mi jest w tym miejscu pośród natury. Że to miejsce rozumie mnie, a ja rozumiem je.

Potem na kursie przewodników górskich poznałem Agnieszkę, założyliśmy rodzinę i dobrze mi z tym. Gdy zastawiam się, jak wyglądałoby moje życie, gdybym nie miał rodziny, to czuję pustkę. Oczywiście to nie wyklucza tego, że czasem jestem zmęczony. I tak jak kiedyś uciekałem nad jezioro, tak teraz ruszam na pustynię. Ale teraz nie nazwałbym już tego ucieczką. Więc pomimo tego że lubię swoją rodzinę, realizuję się w niej, potrzebuję też pobyć w ciszy i samotności.

Chyba wielu z nas brakuje takiego pobycia ze sobą przez dłuższy czas. Wtedy możemy się o sobie dużo dowiedzieć, zaakaceptować siebie, choć to czasem trudne. Pustynie dają czas na analizę, a chodzenie to doskonały katalizator myślenia.

Wędrowców można podzielić na dwa typy: "Niektórzy wszędzie czują się jak w domu, inni nie czują się tak nigdzie” (Robyn Davidson). Z którym utożsamiasz się bardziej?

Z tym drugim. I może to być kłopotliwe. Bo będąc w domu tęsknię za pustynią, a na pustyni za domem. I być może dotąd ma mnie doprowadzić moja droga - do poczucia, że będąc w danym miejscu i czasie jestem dokładnie tam, gdzie chciałem być.