Początek 2020 roku nie był łaskawy dla Antarktydy. Padły tam historyczne rekordy ciepła, a termometry – jak wynika z potwierdzonych pomiarów – pokazały nawet 18,3 stopnia Celsjusza. Niedawno pisaliśmy, że na skutek nagłego i długotrwałego jak na te rejony ocieplenia, stopniało blisko 20 proc. sezonowej pokrywy śnieżnej na wyspie Eagle, a ok. 1,5 kilometra kwadratowego twardej pokrywy śnieżnej nasiąknęło wodą.

Jednak topnienie to nie jedyny negatywny i poważny skutek uboczny rosnących temperatur. Innym jest zabarwiony na czerwono lód.

Zdjęcia czerwonego lodowca zamieścił na Facebooku ukraiński biolog Andrij Zotow. Chociaż obrazy przypominają scenerię z krwawego horroru, to powstanie „krwawych” kałuż ma naturalne wytłumaczenie.

 

 

Za czerwone zabarwienie śniegu odpowiadają glony Chlamydomonas nivalis. Glony kwitną w lodowatej wodzie, a teraz w związku ze wzrostem temperatur, zaczęły rozsiewać zarodniki, które mają czerwony kolor.

Samo kwitnienie czy powstawanie zarodników nie martwi jednak naukowców tak bardzo, jak fakt, że zmiana koloru lodowców przyczyni się ich do dalszego topnienia. Czerwony śnieg nie będzie bowiem tak skutecznie odbijać promieni słonecznych, jak czysto biała warstwa lodu.

Co za tym idzie – namnożenie glonów przyczyni się do zmian klimatu. – Ze względu na czerwono-szkarłatny kolor śnieg odbija mniej światła słonecznego i topnieje szybciej. W rezultacie glony rozmnażają się jeszcze szybciej – czytamy w poście na Facebooku.

Z podobnym problemem mieliśmy niedawno do czynienia w przypadku lodowców w Nowej Zelandii, która po wielkich pożarach w Australii pokryły się rdzawym pyłem. Drobinki piasku osiadłe na lodzie sprawiły, że warstwa śniegu pochłaniała więcej promieni słonecznych i więcej ciepła.

 

Katarzyna Grzelak