Kłusownictwo w Afryce: jak bardzo zagrożona jest populacja słoni? 

Gdy Amerykańskie Muzeum Historii  Naturalnej postanowiło odrestaurować ekspozycję ssaków Ameryki Północnej, zwróciło się do preparatora zwierząt George’a Dantego, który należy do najbardziej cenionych na świecie preparatorów zwierząt. Ma mnóstwo trudnych i nietypowych zleceń. Jednak moje było szczególne. Zażyczyłem sobie mianowicie, żeby Dante zaprojektował i wykonał sztuczny cios słonia, łudząco podobny w wyglądzie i dotyku do autentycznych. Chciałem ponadto, żeby wewnątrz tego fałszywego ciosu zainstalował specjalnie wykonane urządzenie GPS umożliwiające śledzenie lokalizacji atrapy. Miał wyprodukować dla mnie więcej takich ciosów. W świecie przestępczym kość słoniowa pełni funkcję waluty, więc w pewnym sensie prosiłem Dantego, aby drukował fałszywe banknoty, których wędrówkę będę mógł śledzić.

Chciałem wykorzystać słoniowe ciosy, aby tropić ludzi, którzy zabijają słonie. Aby odkryć drogi, którymi wędruje łup kłusowników, porty, skąd wyruszają wiozące go statki, miasta i kraje, przez które jest przewożony, a wreszcie miejsce przeznaczenia. Czy sztuczne ciosy słoni podrzucone w środkowej Afryce powędrują na wschód – ku wybrzeżu, skąd zostaną przerzucone na rynek azjatycki? Na północ, najbardziej naznaczonym przemocą szlakiem Czarnego Lądu? A może nie pojadą nigdzie, bo trafią na kogoś uczciwego i zostaną przekazane w ręce władz? Gdy opowiedziałem Dantemu, o co mi chodzi, jego brązowe oczy rozbłysły jak u chłopca, który usłyszał, że dostanie prezent. Wiedział, że handlarze kością słoniową będą skrobali ją nożem, podgrzewali ogniem zapalniczki; kość słoniowa nie może się stopić, przecież to kość. Moje ciosy miały wyglądać jak prawdziwe.

 – W jaki sposób uzyskać ten blask? – zastanawiał się Dante, mając na myśli szklisty połysk oryginału. Cały świat wie, że afrykańskie słonie są w opałach.

Bogacąca się chińska klasa średnia o nienasyconym apetycie na kość słoniową, słabe oraz skorumpowane władze państw afrykańskich i jeszcze wiele innych czynników sprzysięgło się przeciwko słoniom. Skutek? 30 tys. tych zwierząt pada rocznie z rąk kłusowników. W latach 2009–2012 zginęło ich ponad 100 tys. Większość kości słoniowej trafia do Chin, gdzie para pałeczek do jedzenia z niej wykonanych kosztuje ponad tysiąc dolarów. A cały rzeźbiony cios potrafi osiągnąć cenę setek tysięcy.

Centrum kłusownictwa znajduje się w Afryce Wschodniej. W czerwcu rząd Tanzanii ogłosił, że w ciągu ostatnich pięciu lat kraj utracił 60 proc. pogłowia słoni – jest ich obecnie mniej niż 44 tys. (a było 110 tys.). W sąsiednim Mozambiku wybito 48 proc. populacji. Miejscowi ubodzy wieśniacy i nisko opłacani strażnicy parków narodowych zabijają słonie dla pieniędzy. Nie wiąże się to z wielkim ryzykiem, bo kary w razie schwytania rzadko są dotkliwe. W Afryce Środkowej za rzezią słoni stoją jeszcze mroczniejsze siły: zbrojne milicje i ugrupowania terrorystyczne, dla których kość słoniowa stanowi źródło finansowania. Zabijają słonie nie na terenie własnych państw, ale w krajach ościennych, niektóre z nich stale rezydują w parkach narodowych. Rabują rolników, porywają ludzi, zabijają strażników leśnych, jeśli ci próbują wchodzić im w drogę.

Sudan Południowy, Republika Środkowoafrykańska, Demokratyczna Republika Konga, Sudan i Czad to według Funduszu Pokoju pięć najbardziej niestabilnych państw świata. To z nich wyruszają na kłusownicze wyprawy do krajów ościennych. Tropy sprawców wielu rzezi słoni z ostatnich lat wiodą do Sudanu, który nie ma własnych słoni, ale zapewnia schronienie terrorystom i kłusownikom. Często jedyną siłą, która próbuje się im przeciwstawić, są strażnicy parków narodowych. Ustępują liczebnie kłusownikom i są gorzej uzbrojeni. Ale to oni biją się w pierwszej linii tej walki.

Kto odpowiada za polowania na słonie dla ich kości? 

Park Narodowy Garamba znajduje się w północno-wschodnim zakątku Demokratycznej Republiki Konga – przylega do granicy z Sudanem Południowym. Figuruje na liście światowego dziedzictwa UNESCO i słynie ze stad słoni i niezmierzonych zielonych przestrzeni.

Ksiądz Ernest Sugule, proboszcz wioski, mówi mi, że wiele dzieci z jego parafii widziało śmierć rodziców z rąk bojówkarzy z Armii Bożego Oporu (Lord’s Resistance Army, LRA) ugandyjskiej organizacji rebelianckiej, którą dowodzi Joseph Kony, zbrodniarz wojenny, jeden z najbardziej poszukiwanych terrorystów Afryki. Ksiądz Sugule jest założycielem grupy, która niesie pomoc ofiarom armii Kony’ego.

Kony swego czasu był ministrantem. Uznał się za proroka, którego misją jest obalenie rządu Ugandy w imieniu plemienia Acholi z północy kraju, a także sprawowanie władzy według własnej wersji dziesięciu przykazań. W 1994 r. Kony ze swoimi oddziałami wycofał się z Ugandy do Sudanu. Potem przeskakiwał z jednej strony granicy na drugą, co utrudniało jego wytropienie. W tamtych latach w Sudanie toczyła się wojna między częścią północną a południową i Kony zaproponował rządowi w Chartumie, że będzie destabilizował południe kraju.

Gdy w 2005 r. północ i południe Sudanu podpisały porozumienie pokojowe, Kony utracił sudańskie poparcie. W marcu 2006 r. przeniósł się do Dem. Rep. Konga i rozlokował swoje wojsko w Parku Narodowym Garamba, gdzie w owym czasie żyło około 4 tys. słoni. Z Garamby zaczął dawać do zrozumienia, że chciałby zawrzeć pokój z rządem Ugandy. Wysłał emisariuszy do neutralnego plemienia Juba w południowym Sudanie z prośbą o rozpoczęcie negocjacji z władzami ugandyjskimi, a tymczasem żył ze swoimi ludźmi na terenie parku narodowego i w okolicach, chroniony przez porozumienie o rozejmie. Równocześnie jego ludzie wkraczali na terytorium Republiki Środkowoafrykańskiej, skąd uprowadzali setki dzieci, a także kobiet, z których robili niewolnice seksualne.

Ksiądz Sugule przedstawia mi trzy młode dziewczyny, które niedawno powróciły z niewoli LRA. Geli Oh ma 16 lat i w obozie armii Kony’ego przesiedziała dłużej niż jej dwie koleżanki – potworne dwa i pół roku. Na słowo „słoń” ożywia się. Tak, w Garambie, gdzie była przetrzymywana, widziała wiele słoni. 

– Tongo Tongo zastrzelili jednego dnia dwa słonie. Mówili, że im więcej zabiją, tym więcej będą mieć kości – opowiada.

Opowiadają, że karmiono je mięsem słoni, a bojówkarze wywozili dokądś ich ciosy. Ale dokąd? Jeśli chcę śledzić drogę sztucznych ciosów z puszczy do miejsca przeznaczenia, muszę mieć urządzenie, które będzie sygnalizowało lokalizację. Musi być trwałe i mieścić się w wydrążeniu wykonanym przez George’a Dante w bloku żywicy obciążonej ołowiem, z której uformuje ciosy słonia. Człowiekiem, którego szukam, jest 51-letni Quintin Kermeen z Concord w Kalifornii.

Zajmuje się budową obroży elektronicznych i urządzeń śledzących dla najróżniejszych zwierząt, od niedźwiedzi z Andów po kondory z Kalifornii. Urządzenie, które skonstruował dla mnie, jest zasilane baterią wystarczającą na ponad rok, składa się z odbiornika GPS, satelitarnego nadajnika i czujnika temperatury.

Dante może się zabrać do montowania lokalizatora Kermeena w fałszywym ciosie słonia. Trzeci członek ekipy, John Flaig, specjalista od suborbitalnej balonowej fotografii wysokościowej, przygotowuje się do śledzenia wędrówki kłów. Korzystając z rozwiązań technicznych Kermeena, opracuje harmonogram dzienny nawiązywania łączności z urządzeniem za pośrednictwem satelity i internetu. 

Kość słoniowa za amunicję: jak handlują kłusownicy w Afryce?

11 września 2014 r. Michael Onen, sierżant w wojsku Kony’ego, wymaszerował z Parku Narodowego Garamba ze swoim kałasznikowem i pięcioma magazynkami nabojów. Siedzi naprzeciwko mnie na plastikowym krzesełku w bazie sił Unii Afrykańskiej w Obo, w południowo-wschodnim zakątku Republiki Środkowoafrykańskiej, gdzie przebywa jako jeniec. Brał udział w operacjach kłusowniczych Armii Bożego Oporu w Garambie, był członkiem 41-osobowego oddziału, do którego należał również syn Kony’ego Salim. Według Onena w ciągu lata jego żołnierze zabili 25 słoni w Garambie, a kość przetransportowali do bazy Kony’ego. 

Onen został radiooperatorem, który odpowiadał za łączność Kony’ego. W latach 2006-2008, podczas nieudanych rozmów pokojowych z Ugandą, gdy Kony ukrywał się w Garambie, przydzielono go jako asystenta Vincenta Ottiego, wysłannika pokojowego Kony’ego. Otti lubił słonie, wspomina Onen, i nie pozwalał ich zabijać. Ale gdy wyjechał z Garamby, by prowadzić rozmowy pokojowe, Kony zaczął masowo mordować słonie dla ich kości. Według Onena Otti się wściekał. 

– Po co ci kość?! Jesteś zainteresowany zawarciem pokoju czy nie? – pytał Kony’ego. Jak relacjonuje Onen, Kony odpowiedział, że chce walczyć dalej, a kość słoniowa jest mu potrzebna do wymiany na amunicję. – Kość pełni funkcję lokaty oszczędnościowej Kony’ego – tłumaczy Marty Regan z amerykańskiego Departamentu Stanu. Żołnierze Kony’ego przybyli do Garamby w 2006 r. Nie mogli kontynuować walki, bo brakowało im amunicji, wyjaśnia mi Onen. 

Z Garamby, Kony, wysłał zwiad do Darfuru, aby nawiązać stosunki z Sudańskimi Siłami Zbrojnymi SAF, które wspierały go w walce przeciwko Ugandzie. Miał nadzieję na wymianę kości słoniowej na granatniki i inną broń. Tymczasem ludzie Kony’ego ukryli kość: zakopali w ziemi lub zatopili w rzekach. Rewelacje Onena potwierdził Caesar Achellam, były szef wywiadu Kony’ego, który wpadł w ręce władz Ugandy.

Wojsko ugandyjskie zaatakowało obozy Kony’ego w Garambie pod koniec 2008 r. Uderzenie lotnictwa pod kryptonimem Operation Lightning Thunder miało wsparcie sił Dem. Rep. Konga, Sudanu Południowego i USA. Niestety, Kony’ego nie udało się wyeliminować ani rozgromić jego sił. Odwet był natychmiastowy i okrutny. W Wigilię Bożego Narodzenia jego żołnierze podzielili się na małe oddziały, które zaczęły mordować ludność cywilną. W ciągu trzech tygodni bandyci Kony’ego zabili ponad 800 osób i porwali ponad 160 dzieci. 

Sześć lat później, 25 października 2014 r., jak opowiada mi Onen, kość słoniowa ma zostać w ramach kłusowniczej misji w Garambie dostarczona Kony’emu do Sudanu. Według Onena planowany jest transport do miejsca spotkania w Republice Środkowoafrykańskiej, a następnie do miasta targowego Songo w Darfurze, niedaleko koszar Sudańskich Sił Zbrojnych w miejscowości Dafaq. Tam, wciąż według Onena, ludzie Kony’ego wymienią u wojskowych sudańskich kość słoniową na sól, cukier i broń. Związki z sudańskim wojskiem są bliskie: – Zawsze ostrzeże ono Kony’ego przed kłopotami – mówi Onen.

Z tego co mu wiadomo, jego dawny kłusowniczy oddział nadal przemieszcza się na północ z Garamby przez terytorium Republiki Środkowoafrykańskiej do Sudanu. Może uda mi się dostarczyć Kony’emu także moje podrobione ciosy słoniowe.

 

Kłusownictwo dla kości słoniowych: największe zagrożenie dla populacji słoni

Wszędzie dookoła słyszę szczęk ładowanych karabinów. Przyleciałem z centrali Parku Narodowego Garamba na lotnisko w głębi parku, aby wziąć udział w patrolu. Najdalszą rubież wystawioną na ataki zarówno kłusowników z Sudanu, jak i bojowców Kony’ego. Po ataku sił Kony’ego na przełomie lat 2008/2009 straż parkowa zbudowała nową siedzibę, dostała też dwa samoloty i śmigłowiec. Niestety, wciąż brakuje amunicji. Karabin maszynowy co chwila się zacina. Strażnicy, z którymi idę na patrol, mają po garstce nabojów do zdezelowanych kałasznikowów.

Przedzieramy się osiem godzin przez rozplenicę słoniową, trawę tak gęstą i wysoką, że traci się z oczu towarzyszy. Schodzimy w głąb jarów, wdrapujemy się na wzgórza, wystawiając się na ostrzał przeciwnika; brodzimy zanurzeni do pasa w błotnistych sadzawkach. Wiem, że żołnierze Armii Bożego Oporu i inne zbrojne grupy wędrują setkami kilometrów z Sudanu w te niezmierzone trawy, by zabijać słonie. Zastanawiam się czy ludzie Kony’ego gdzieś tu są.

Liczba słoni zabitych ostatnio w Garambie jest przerażająca, nawet jak na środkowoafrykańskie normy. W ubiegłym roku kłusownicy zabili co najmniej 132 osobniki, a do końca czerwca tego roku strażnicy znaleźli kolejne 42 martwe zwierzęta. Uwzględniając wszystkie ofiary, populacja słoni w parku narodowym straciła więcej niż 10 proc. pogłowia (jej liczebność wynosiła w najlepszym razie półtora tysiąca).

Od marca 2014 do marca 2015 r. strażnicy Garamby zanotowali 31 potyczek z uzbrojonymi kłusownikami. Byli wśród nich zarówno przedstawiciele sił zbrojnych Sudanu Południowego, czyli Ludowej Armii Wyzwolenia Sudanu, (SPLA), jak i żołnierze wojsk Sudanu (północnego). Ponadto przypuszczalnie ktoś, nie wiadomo kto, strzela do słoni ze śmigłowców, czego dowodzą otwory po kulach w szczycie czaszek.

– Domyślam się – mówi Jean Marc Froment, ówczesny dyrektor parku – że to wojsko ugandyjskie prowadzi działania na obszarze parku i pozyskuje pewną ilość kości słoniowej. Ale – zastrzega zaraz – może tu chodzić o SPLA, bo oni mają śmigłowce tego samego typu jak te widziane nad parkiem. Rzecznik wojska ugandyjskiego odrzuca oskarżenia o użycie helikopterów.

Froment, który miał duże doświadczenie z Afryki Środkowej, został przeniesiony do Garamby na początku 2014 r., gdy strażnicy odkryli na terenie parku dużą liczbę zabitych słoni dla ich kości. Miała to być krótka delegacja, ale zbyt wiele zobaczył tu śmierci, żeby zaraz wyjechać. Wychował się niedaleko Garamby w czasach, gdy z samolotu można było zobaczyć 5 tys. słoni w jednym stadzie. Teraz rzadko widywało się 250 sztuk naraz. Froment na określenie walki 150 strażników parku narodowego z kłusownikami używa słowa „wojna”. Straż otrzymuje środki finansowe na wyposażenie, ale zakup broni wymaga formalnej zgody armii kongijskiej, a tego Fromentowi nie udało się uzyskać.

Mniej więcej w połowie patrolu napotykamy obszar wypalonej trawy nad rzeką Kassi. Niedawno doszło tam do bitwy strażników Garamby z kłusownikami z SPLA. Strażnicy chwalą się, że zabili dwóch kłusowników.

 – Walka z kłusownictwem to kwestia skuteczności sprawowania władzy – mówi Froment. – Chronimy słonie, by chronić park. Chronimy park, by dać ludziom coś cennego. Walczy w obronie słoni, bo wie, że bez tych zwierząt nikt nie będzie Garamby wspierał, a park narodowy – który nazywa „sercem Afryki” – zostanie stracony. 

Garamba to oblężona twierdza w kraju częstych wojen domowych, w regionie świata, który zapomniał, jak wygląda pokój. Po wizycie w Garambie dzięki zaufanym ludziom udaje mi się wprowadzić ciosy słoniowe na czarny rynek w wiosce Mboki w Republice Środkowoafrykańskiej. Wioska ta była celem napaści oddziałów Kony’ego, szukali tam również schronienia ludzie, którzy od Kony’ego uciekli. Znajduje się na szlaku, którym transportowana jest kość słoniowa do bazy Kony’ego w Darfurze.

Zabójstwa podczas polowań na słonie dla kości słoniowej

Było tuż po czwartej rano. Sześciu strażników leśnych z oddziału o kryptonimie „Antylopowiec” nie spało. Stacjonowali na wzgórzach Heban w Czadzie, 130 km od granicy sudańskiej i 100 km od granicy Parku Narodowego Zakouma, matecznika największego ocalałego, liczącego 450 sztuk stada słoni. Strażnicy byli ubrani w panterki i szykowali się do porannej modlitwy. To była pora deszczowa, dlatego też strażnicy, tak jak i słonie, których pilnowali, opuścili teren parku i przebywali na wyżynach.

Słonie z parku Zakouma oddalają się od parku i wracają w regularnym cyklu rocznym. W porze deszczowej park staje się wielkim rozlewiskiem, więc słonie – rozdzielając się na dwie grupy – wyruszają na wyżyny, by uciec przed powodzią. Jedna z grup udaje się na północ, na wzgórza Heban; druga – na zachód, do środkowego Czadu.

Strażnicy pilnujący stada w Hebanie nie mieli powodu, by się martwić o bezpieczeństwo. Właśnie zluzowali oddział straży, który trzy tygodnie wcześniej najechał obozowisko sudańskich kłusowników. Straż zdobyła ponad tysiąc sztuk amunicji, telefony komórkowe (ze zdjęciami wzdętych trupów słoni), dwa ciosy słoniowe, parę spodni w panterkę i mundur z odznakami Abu Tiry. Strażnicy znaleźli też ostemplowaną wojskowymi pieczęciami przepustkę dla trzech żołnierzy, pozwalającą im na podróż z Darfuru do miasta przy granicy z Czadem.

Park Narodowy Zakouma od 2002 r. stracił blisko 90 proc. pogłowia słoni. Największe masakry, które pochłonęły blisko 3 tys. sztuk zwierząt, miały miejsce w latach 2005–2008. W tamtym czasie sudańscy kłusownicy, aby zdobyć kości słoniowe, przybywali w kilkunastoosobowych zbrojnych oddziałach, biwakowali na terenie parku miesiącami i zabijali po wiele sztuk naraz (w jednym przypadku aż 64).

Strażnicy z „Antylopowca” zakładali, że po sukcesie ich kolegów z poprzedniej ekipy kłusownicy uciekli. Tymczasem okazało się, że tego właśnie ranka, poukrywani wśród drzew otaczających obóz, otworzyli ogień i zabili pięciu strażników. Szósty zbiegł ze wzgórza i zniknął; w końcu uznano go za zmarłego. Kucharz oddziału został ranny, ale zdołał pokonać 18 km i znaleźć pomoc. Wszystko wskazuje na to, że sprawcami byli członkowie armii sudańskiej podporządkowanej prezydentowi Omarowi al-Baszirowi. 

Kraje przodujące w handlu kością słoniową

Sudan jest w kłusownictwie słoni tym, czym Somalia w piractwie morskim. W 2012 r. co najmniej setka sudańskich i czadyjskich kłusowników wtargnęła konno przez Republikę Środkowoafrykańską do Parku Narodowego Ndjidah w Kamerunie. Rozbili tam obóz i w ciągu czterech miesięcy zabili ok. 650 słoni. Fakt, że wojskowi sudańscy wymieniają broń na kość słoniową z Armii Bożego Oporu, budzi wątpliwości, co do postawy władz Sudanu.

W 2009 r. Baszir stał się pierwszą na świecie urzędującą głową państwa, która została oskarżona przez Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze o zbrodnie wojenne i zbrodnie przeciwko ludzkości. Wnosząc oskarżenie, prokurator MTK Luis Moreno-Ocampo podkreślał, że grupy, które stoją za sudańskim przemytem kości słoniowej, podlegają Baszirowi: Michael Onen, uciekinier z armii Kony’ego, powiedział mi, że LRA i dżandżawidzi prowadzili walki o kość słoniową, rabując ją sobie nawzajem. Podobno to właśnie sukcesy tych ostatnich w obrocie tym towarem podsunęły Kony’emu pomysł zabijania słoni. Armia Bożego Oporu handluje z Siłami Zbrojnymi Sudanu, twierdzi Onen. Sudan odgrywa rolę schronu dla różnych grup parających się kłusownictwem i przemycających kości słoniowe. Natomiast samo państwo nie jest postrzegane przez organizacje międzynarodowe jako kłusownicze.

Konwencja o międzynarodowym handlu dzikimi zwierzętami i roślinami gatunków zagrożonych wyginięciem (CITES), organizacja kontrolująca m.in. międzynarodowy handel kością słoniową, uznała osiem państw za państwa „pierwszoplanowej uwagi”. Są to: Chiny, Kenia, Malezja, Filipiny, Tajlandia, Uganda, Tanzania i Wietnam. Osiem krajów zostało zakwalifikowanych do kategorii „drugoplanowej uwagi”: Kamerun, Kongo, Demokratyczna Republika Konga, Egipt, Etiopia, Gabon, Mozambik i Nigeria. Trzy państwa: Angola, Kambodża i Laos – uznano za „wymagające obserwacji”.

Sudanu w tych zestawieniach nie ma, choć to głównie tamtejsi kłusownicy odpowiadają za zabijanie słoni, dla ich kości, na terytoriach państw wymienianych przez CITES. Jest też dowiedzione, że Sudan dostarcza kość słoniową do Egiptu. Ponadto Chińczycy prowadzą tam duże inwestycje infrastrukturalne, a wiadomo, że w wielu rejonach Afryki zajmują się przemytem kości słoniowej.

Według sekretarza generalnego CITES Johna Scanlona Sudanu nie ma na tych listach, bo CITES kwalifikuje państwa do poszczególnych kategorii. Przede wszystkim na podstawie ilości skonfiskowanej kości słoniowej. Konfiskaty w ostatnich latach nie były związane z Sudanem. Rodzi się więc pytanie: skoro kłusownicy pozyskujący kość słoniową są Sudańczykami, to co się z nią dzieje?

W poszukiwaniu przywódcy afrykańskich kłusowników 

Moje sztuczne ciosy słoniowe tkwiły bez ruchu przez kilka tygodni jako para niebieskich znaczków na ekranie komputera, który wyświetla cyfrową mapę. Nagle drgnęły. Przesunęły się o parę kilometrów. I nagle ruszyły równym tempem na północ, ok. 20 km dziennie, wzdłuż granicy z Sudanem Południowym, unikając dróg. Piętnastego dnia przekroczyły granicę, a potem dotarły do enklawy Kafia Kingi, terytorium spornego (między Sudanem i Sudanem Południowym) w Darfurze kontrolowanego obecnie przez Sudan. 

Kafia Kingi jest powszechnie uznawana za terytorium opanowane przez Kony’ego; w kwietniu 2013 r. grupa organizacji pozarządowych, w tym Invisible Children, Enough Project i Resolve, wydały wspólny raport pt. Na oczach wszystkich: Sudan udziela schronienia Armii Bożego Oporu w enklawie Kafia Kingi, 2009–2013. Kilka dni później ciosy słoniowe docierają do Songo, targowego miasta w Sudanie, gdzie podobno ludzie Kony’ego sprzedają kość. Tam czekają trzy dni w miejscu wyglądającym na porębę za miastem. Potem cofają się 10 km, do Kafia Kingi.

Jakie ambicje napędzają handel kością słoniową?

Séléka to koalicja zbrojnych ugrupowań rebelianckich, która 24 marca 2013 r. dokonała zamachu stanu i objęła rządy w Republice Środkowoafrykańskiej.

Tak jak rywalizująca z nią milicja Antybalaka podpalali ludzi, zrzucali ich z mostów i siali ślepy terror, przekształcając RŚA w państwo bezprawia – czyli środowisko, w którym doskonale prosperują takie ekstremistyczne siły jak ugrupowanie Kony’ego. W maju 2013 r. wspierani przez Sélékę kłusownicy sudańscy zaatakowali Dzanga Bai, oazę słoni w Parku Narodowym Dzanga-Ndoki na południowym zachodzie Republiki Środkowoafrykańskiej i zabili 26 słoni. Dzanga Bai nazywane jest też wioską słoni. Jest to zagłębienie obfitujące w sole mineralne, gdzie licznie gromadzą się zwierzęta.

W poprzednich miesiącach zdezerterował od Kony’ego jeden z wyższych dowódców, Dominic Ongwen. Opowiadał on przedstawicielom sił zbrojnych Unii Afrykańskiej, że żądzę kości słoniowej wzmogła u Kony’ego właśnie Séléka – jej rebelianci mieli zapas ok. 300 ciosów. Sprzedali je i kupili za to sprzęt i wyposażenie, które pozwoliło im obalić prezydenta Republiki Środkowoafrykańskiej Françoisa Bozizé.

Według Ongwena Kony postanowił zgromadzić tyle kości słoniowej, ile zdoła, żeby mieć zabezpieczenie na przyszłość, jeśli nie uda mu się obalić rządu Ugandy. Ma też zamiar stworzyć ekipę, której zadaniem będzie nawiązanie stosunków z Boko Haram, nigeryjskim ugrupowaniem terrorystycznym odpowiedzialnym za liczne zabójstwa i porwania setek kobiet i dziewcząt. 

Czy uda się powstrzymać przemyt kości słoniowej?

W chwili gdy piszę ten tekst, sztuczne słoniowe kły meldują się z sudańskiego miasteczka Ad-Duajn, 800 km na południowy zachód od Chartumu. Wiem, w którym domu są przechowywane: za pomocą Google Earth mogę oglądać na swoim ekranie jego jasnoniebieski dach. Są w miejscu, gdzie temperatura jest niższa o 1,2 stopnia Celsjusza od temperatury otoczenia; pewnie kości słoniowe zakopano w ogródku.

Przewędrowały dotychczas 950 km, z puszcz na pustynię, i zajęło im to niecałe dwa miesiące. Ich trasa zgadza się z tym, co o szlakach kości słoniowej do siedziby watażki w Kafia Kingi mówili mi dezerterzy z oddziałów Kony’ego. Gdy będziecie to czytali, ciosy mogą być już w Chartumie. Albo nawet pokażą się w Chinach – kraju, który jest największym odbiorcą nielegalnej kości słoniowej.

Tymczasem – gdy przywódcy państw Europy, Bliskiego Wschodu i Stanów Zjednoczonych zastanawiają się, jaką strategię obrać, by powstrzymać rozrastającą się sieć międzynarodowych organizacji terrorystycznych – gdzieś w Afryce stoi na posterunku strażnik parku narodowego, trzyma starego kałasznikowa z garstką nabojów i broni pierwszej linii frontu – w interesie nas wszystkich.