Ataki irbisa śnieżnego a plan Charu

W 1996 roku Charu Mishra, wówczas 25-letni student z Delhi po raz pierwszy przybył do Kibber. Jest to mała wioska składająca się z kilkudziesięciu rodzin, które mieszkają w domach z błota i drewna skupionych na stromym zboczu z widokiem na dolinę Spiti. Będąca niegdyś częścią tybetańskiego królestwa, wioska od wieków mieściła buddyjską świątynię, w której mnisi codziennie w południe odmawiają modlitwy odbijające się echem w dolinie. Mieszkańcy Kibberu od pokoleń zajmują się hodowlą zwierząt i podobnie jak pasterze w całych Himalajach, traktują pantery śnieżne jako poważne zagrożenie dla ich utrzymania.

Planem Charu było zbadanie wpływu, jaki zwierzęta domowe mają na dziką przyrodę w dolinie Spiti. Wynajął pokój i ponad dwa lata spędził na badaniu wysoko położonych pastwisk. Zagłębił się również w życie wiejskie. W liceum brakowało nauczyciela matematyki, więc w nocy uczył matematyki. Kiedy ludzie chorowali, zwoził ich z gór do kliniki. Wykonywał obowiązki domowe, znajdował zagubione zwierzęta, grał w mecze krykieta, wstąpił do klubu młodzieżowego. "Rodzice mówili dzieciom: 'Możesz być jak Charu'" - relacjonował Thinley. "Byłem nim zachwycony".

Po tym jak zamieszkał w Kibberze, Charu poprosił starszyznę, by rozważyła przeznaczenie kilku górskich pastwisk dla dzikich zwierząt. Zgodzili się i bez konkurencji ze strony zwierząt hodowlanych, liczba nahurów górskich zwiększyła się czterokrotnie. Następnie zasugerował kilka nie zabójczych sposobów radzenia sobie z panterami śnieżnymi, które stanowiły zagrożenie dla ich zwierząt. Ale jak powiedział Thinley, grzecznie odmówili. "Wszyscy szanowali Charu, ale pantery śnieżne były jak przekleństwo. Nikt nie miał dla nich współczucia".

Turyści ustawiają się wzdłuż krawędzi głębokiego wąwozu w pobliżu wioski Kibber, aby zobaczyć śnieżnego lamparta na przeciwległym klifie. Od 2015 roku w wiosce rozwija się turystyka lampartów śnieżnych. / Photograph by Prasenjeet Yadav, National Geographic

 

Niezrażony tym Charu zwrócił się do młodych ludzi w Kibberze i zaproponował program ubezpieczenia zwierząt. "Nie wiedzieliśmy, czym jest ubezpieczenie" - powiedział Thinley. Charu wyjaśnił, że uczestnicy będą płacić równowartość pięciu dolarów rocznie, aby ubezpieczyć swoje młode jaki, warte około 340 dolarów, gdy dojrzeją - na wypadek strat spowodowanych przez pantery śnieżne. Aby zapobiec fałszywym roszczeniom, właściciel zostałby poproszony o przysięgę na zdjęcie Dalajlamy, że to pantera śnieżna zabiła zwierzę.

Samica z dwoma młodymi na klifie w dolinie Spiti. Młode pozostaną z nią przez 18 do 22 miesięcy. Z wyjątkiem krótkich spotkań godowych potomstwo płci męskiej będzie wiodło głównie samotne życie, podczas gdy samice większość życia spędzą z własnymi młodymi. / Photograph by Prasenjeet Yadav, National Geographic

 

"Nie byliśmy pewni, czy to zadziała" - powiedział Thinley. Ale pod koniec pierwszego roku, wypłacono cztery odszkodowania. "Płatności dokonano na oczach całej wioski" - relacjonuje. "Kiedy starszyzna to zobaczyła, wszyscy się przyłączyli".

Od tego czasu program ubezpieczeniowy, prowadzony przez radę lokalnych mieszkańców, w tym Thinley'a, wspierany przez Indyjską Fundację Ochrony Przyrody (NCF) i Snow Leopard Trust, rozszerzył się na inne wioski w Dolinie Spiti.