Jednym z wyjątkowych projektów laboratorium jest mechaniczny ptak o nazwie PigeonBot, posiadający opierzone skrzydła wykonane przez Laurę Matloff, oraz system kontroli radiowej obsługiwany przez jej kolegę Erica Changa. Aby określić charakterystykę powierzchni piór i wzajemne relacje między sąsiednimi piórami, Matloff użyła mikroskopu rentgenowskiego, mogącego mierzyć z dokładnością do jednej milionowej metra. Szkielet i połączenia sworzniowe piór wykonano na drukarce 3D. PigeonBot jest wyposażony w akcelerometr, żyroskop, barometr, czujnik prędkości powietrza, GPS, kompasy i radiowe aparaty nadawczo-odbiorcze, przekazujące informacje o locie na laptop.

Spotykam ich oboje w pochmurny ranek w zaroślach w pobliżu Stanford. Mają przeprowadzić lot testowy. Kiedy Chung mówi „Gotowe!”, Matloff wyrzuca robota w powietrze. Patrzymy, jak leci z prędkością 10 m/s, dopóki Chung nie sprowadza go do lądowania. PigeonBot nie jest tylko na pokaz. Analiza budowy ptaka pozwala naukowcom badać mechanikę lotu 
w ramach stopniowego procesu i lepiej rozumieć funkcje każdej części ciała. To coś, czego Leonardo nie mógł zrobić.

Być może współczesna inżynieria nagrodzi któregoś dnia żarliwą ciekawość Leonarda rozwiązaniami zagadek, które go zajmowały.

– Myślę, że do tego dojdziemy – mówi Lentink.

Obok przypływów klarowności, których mnóstwo na jego kartach, notatniki Leonarda zawierają też bardziej niepewne rozważania. Rysunki z Kodeksu Atlantyckiego i kilku mniejszych zbiorów notatek skłoniły do badań polskiego pianistę Sławomira Zubrzyckiego, który marzył o usłyszeniu muzyki Leonarda.

Pośród swoich licznych zajęć da Vinci improwizował melodie na lirze da braccio – renesansowym instrumencie strunowym – i zgłębiał w swych notatnikach zawiłości akustyki oraz projektów muzycznych. 

W roku 2009 Zubrzycki zafascynował się szkicami violi organista, instrumentu klawiszowego, z którego strun dźwięki miał wydobywać smyczek. Zauroczony możliwością stworzenia instrumentu łączącego dwie rodziny muzyczne przystąpił do jego budowy. Żaden z rysunków Leonarda nie stanowi szczegółowego planu. Przez cztery lata Zubrzycki poświęcał pięć godzin dziennie na ich badanie i tworzenie projektu. Uznał, że potrzebuje 61 klawiszy. Testował próbki drewna i zastanawiał się, jak zbudować cztery okrągłe smyczki pokryte końskim włosiem, które mogłyby pocierać struny, tworząc muzykę. Kiedy budował ten instrument, kierował się tą samą żywotną siłą, która była napędem Leonarda – wyobraźnią.

Rezultat jest spektakularny. Zbudowana przez Zubrzyckiego viola organista, pełna gracji, pomalowana z zewnątrz na żywy niebieski kolor, a w środku czerwona, łączy w sobie polifoniczne możliwości instrumentu klawiszowego – pozwalające na jednoczesne odgrywanie wielu melodii – z wrażliwością i emocjonalnością smyczków. W muzyce, jak we wszystkim innym, norma nigdy nie zadowalała Leonarda.

– Interesowało go szukanie kolejnej możliwości – mówi Zubrzycki.

Pewnego letniego wieczoru muzyk, wystrojony w elegancką kamizelkę i lakierki, siada do instrumentu, by zagrać jedyny w swoim rodzaju koncert muzyki renesansowej w zamku Kalmar w południowej Szwecji. Choć jego viola organista wygląda jak fortepian salonowy, brzmi jak cały zespół smyczkowy. Jej złożone dźwięki przywołują na myśl blask malowideł Leonarda – muzyczne sfumato o miękkich krawędziach i wyraźnych tonach.