Geniusz a DNA: czy geniuszem się rodzi, czy staje?

Gdy neurofizjolodzy starają się zrozumieć, w jaki sposób mózg umożliwia rozwój procesów myślowych odpowiedzialnych za zmiany w oglądzie rzeczywistości, inni naukowcy borykają się z pytaniem, kiedy i z jakich początków rozwija się ta zdolność. Czy geniuszem trzeba się urodzić, czy można do genialności dojść pracą? Francis Galton, krewny Darwina, sprzeciwiał się temu, co nazywał „pretensjami do równości naturalnej”. Wierzył, że „geniusz” jest przekazywany dziedzicznie. Chcąc tego dowieść, wykreślił rodowody całej plejady europejskich sław w różnych dziedzinach – od Mozarta i Haydna przez Byrona, Chaucera, aż po Tytusa i Napoleona. Wyniki swoich rozważań ogłosił w 1869 r. w dziele Hereditary Genius (tj., Geniusz dziedziczny), które rozpętało debatę „natura czy kultura”. Dało początek chybionej koncepcji eugeniki. Galton doszedł do wniosku, że geniusze pojawiają się rzadko, szacował, że to jedna na milion osób. Zanotował też, że w wielu przypadkach osoby mniej lub bardziej znamienite miały wybitnych krewnych. Postępy genetyki umożliwiają dziś badanie cech człowieka na poziomie molekularnym.

W ciągu ostatnich dekad naukowcy szukali genów wpływających na inteligencję, sposób zachowania, a nawet takie szczególne zdolności jak słuch absolutny. W przypadku badań nad inteligencją zastrzeżenia natury etycznej wywołuje ewentualne wykorzystanie wyników tych badań. Trzeba też pamiętać, że badania są niezwykle skomplikowane, bo na inteligencję mogą wpływać tysiące genów, a efekt każdego z nich jest nieznaczny. A co z innymi rodzajami zdolności? Czy słuch muzyczny jest wrodzony? 

Wielu muzycznych geniuszy, wśród nich Mozart, miało, jak się uważa, słuch absolutny, co mogło odgrywać ważną rolę w ich karierze. Sam potencjał dziedziczny nie decyduje jednak o sukcesie. Aby wyrósł geniusz, konieczne jest zapewnienie warunków do rozwoju. Niekiedy wpływy społeczne i kulturalne układają się tak korzystnie, że w pewnych miejscach i okresach pojawiają się całe grupy geniuszy: jak w Bagdadzie w złotej epoce islamu, w Kalkucie w okresie renesansu bengalskiego czy dziś w Dolinie Krzemowej.

Chłonny umysł może też znaleźć potrzebne mu bodźce w dowolnym miejscu – np. na przedmieściach Adelaide w Australii, jak to było w przypadku Terence’a Tao, uznawanego za jednego z najwybitniejszych geniuszy matematycznych współczesności. Tao od dziecka miał wielkie zdolności językowe i rachunkowe, ale to rodzice stworzyli mu warunki, w których jego talent mógł rozkwitać. Dostarczali mu książki, zabawki i gry, zachęcali go do zabawy i nauki na własną rękę.

Takie postępowanie, zdaniem ojca Terence’a, Billy’ego, pobudziło u młodego człowieka twórczą oryginalność i umiejętność rozwiązywania problemów. Billy z żoną, Grace, zadbali o możliwości zaawansowanego uczenia się dla syna, gdy zaczął chodzić do szkoły. Miał to szczęście, że trafił na nauczycieli, którzy pomagali mu rozwijać umysł. 

Tao mógł uczęszczać na lekcje w szkole średniej, gdy miał siedem lat. W wieku ośmiu lat uzyskał 760 punktów na 800 możliwych w teście z matematyki na poziomie maturalnym. Przyjęto go na studia wyższe w wieku lat 13, a jako 21-latek został profesorem na Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles. „Talent to ważna rzecz” – napisał w swoim blogu – „ale to, w jakich warunkach się rozwija, jak się go pielęgnuje, jest jeszcze ważniejsze”.
Wrodzony dar i sprzyjające otoczenie jeszcze nie wystarczą, by stworzyć geniusza, jeśli zabraknie motywacji i wytrwałości do parcia naprzód. Takie cechy osobowości, które kazały Darwinowi przez 20 lat doskonalić wywód zawarty w O powstawaniu gatunków czy matematykowi indyjskiemu Srinivasie Ramanujanowi formułować tysiące wzorów, są inspiracją dla psycholożki Angeli Duckworth. 
Duckworth, która sama otrzymała stypendium Fundacji MacArthura zwane „nagrodą dla geniuszy” i która jest profesorem na Uniwersytecie Pensylwanii, twierdzi, że pojęcie geniuszu zbyt często owiane jest mistyczną mgiełką. Wierzy oczywiście, że ludzie różnią się między sobą talentami, ale niezależnie od tego, jak bardzo ktoś jest błyskotliwy, bez hartu ducha i dyscypliny nie ma sukcesu.

– Jeśli przyjrzymy się komuś, kto osiągnął naprawdę coś wielkiego, to doskonale widać, że nie odbyło się to bez wysiłku – zaznacza. Rzadko kiedy sukcesem kończy się już pierwsze podejście. – Najważniejszym prognostykiem przyszłego oddziaływania jest produktywność – twierdzi Dean Keith Simonton, profesor psychologii z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Davis. Wielka wygrana to efekt wielu prób – Większość artykułów naukowych nie jest cytowana przez nikogo  – tłumaczy Simonton – Większość kompozycji nie zostaje nagrana. Większość dzieł sztuki nie trafia na wystawy. 
Thomas Edison wynalazł fonograf i pierwszą żarówkę, która odniosła sukces rynkowy, ale to były tylko dwa patenty z tysięcy, jakie zgłosił w urzędzie patentowym.

Brak wsparcia może uniemożliwić potencjalnemu geniuszowi rozwój, nie dać mu szans na ujawnienie się w pełni. Przez całe dzieje ludzkości w takiej sytuacji znajdowały się geniusze-kobiety. Odmawiano im prawa do kształcenia się, zniechęcano do rozwoju zawodowego; nie doceniano ich osiągnięć. Starsza siostra Mozarta, Maria Anna, była wspaniałą klawesynistką, ale jej karierze szybko położył kres ojciec, gdy tylko doszła do wieku, w którym można ją było wydać za mąż. Połowa kobiet objętych badaniem Termana zadowoliła się rolą żony, gospodyni domowej. Ludzie urodzeni w biedzie, w ucisku, nie mają szans na jakąkolwiek pracę inną niż mozolna szarpanina o utrzymanie się przy życiu. 

– Jeśli się wie, że geniusz to coś, co można dostrzec, pielęgnować i rozwijać, to za wielką tragedię trzeba uznać fakt, że tysiące geniuszy czy potencjalnych geniuszy zwiędło i przepadło – żali się historyk Darrin McMahon.