fot. Marcin Dobas

Wypłynęliśmy rano z grupą uczestników fotowyprawy. Pogoda była wyjątkowo podła. Padał deszcz a mgła ograniczała widoczność do kilkudziesięciu metrów. Mimo słabych warunków ustawiłem w swym aparacie czułość ISO 200, po krótkich testach stwierdziłem, że czas optymalny to 1/30 sekundy. Po przymknięciu przysłony do f/8, ustawieniu stabilizacji obrazu wspomagającej panoramowanie. Zastosowałem ogniskową dającą kąt widzenia odpowiadający obiektywowi 150mm dla małego obrazka i zacząłem śledzić ruch lecących ptaków, wykonując seryjne zdjęcia.

Cała sztuka polegała na dopasowaniu prędkości ruchu aparatu do prędkości lotu pelikana. Cały czas starałem się, aby oko było w jednym miejscu na matrycy, tak aby można było pokazać je maksymalnie ostro. Oczywiście jest to trudne w przypadku lecącego i cały czas poruszającego się ptaka, ale jak widać było możliwe do uzyskania. Tło – w zasadzie jednolitą miękką płaszczyznę wody i mgły - mogłem rozmyć, a długi czas pozwalał również na rozmycie ruchu skrzydeł.

W pewnym momencie pomyślałem: „Mam to!”. Łeb pelikana powinien wyjść ostry, skrzydła wyszły rozmazane, a czarne lotki pierwszego rzędu ułożyły się tworząc woalkę na „twarzy” pelikana. Wydawać by się mogło, że ptak spoziera na mnie przez rozczapierzone „paluchy”. Po raz kolejny zdjęcie wykonane w inny sposób, troszkę niekonwencjonalny, okazało się być strzałem w dziesiątkę.

Osobiście je uwielbiam, oczywiście to rzecz gustu, ale dla mnie ma ono charakter graficzny, artystyczny a przede wszystkim jego wykonanie, dało mi dużo zabawy, jeśli chodzi o pracę z aparatem. A w sumie w fotografii to jest najważniejsze!


Zobacz też: Wcale nie praca w terenie. Marcin Dobas o tym, co najważniejsze w pracy fotografa przyrodniczego [FOTOGRAF MIESIĄCA]


fot. Marcin Dobas

W marcu zeszłego roku początek pandemii spędzałem w Indiach. Na początku wyjazdu fotografowałem tygrysy, zaś później przeniosłem się do miast, aby korzystać z szaleństwa związanego ze świętem Holi. Któregoś wieczora siedząc na obrzeżach jednego z parków narodowych zwróciłem uwagę na fruwające dookoła mnie świetliki. Fotografia to nie tylko wciskanie spustu migawki, to również zabawa. Zabawa światłem, ekspozycją, kadrami. Powinniśmy w fotografii eksperymentować. Aby zdjęcie przykuło uwagę i zainteresowało odbiorcę, powinno być inne niż wszystkie. ⁠

Zastanawiałem się w jaki sposób pokazać chmary świetlików i padło na długi czas ekspozycji. Najpierw wykonałem kilka zdjęć, żeby dobrać czas ekspozycji, następnie znalazłem odpowiednie miejsce, ustawiłem aparat na statywie i wykonałem zdjęcia, żeby sprawdzić jak będą wyglądały poruszające się świetliki.

Czasu ekspozycji nie można jednak wydłużać w nieskończoność, bo wpływa on na ekspozycję całej fotografii. Dlatego zdecydowałem się na wykorzystanie funkcji Live Composite, dzięki której na matrycy przy długim czasie ekspozycji zapisywane są tylko nowe elementy jaśniejsze od tła. Dzięki temu bez względu na czas otwarcia migawki cały obraz nie ulega rozjaśnieniu. Fotografia cyfrowa daje nam tę możliwość, że możemy próbować bez ograniczeń a efekty widzimy natychmiast.⁠


Czytaj też: „Fotografować zacząłem w późnym przedszkolu”. Marcin Dobas – Fotograf Miesiąca National Geographic