I niezależnie od tego, czy były prawdziwe czy też wymyślone zawsze wzbudzały dreszczyk emocji. Przedmioty, niby martwe a zdające się żyć własnym "życiem", obdarzone złośliwością i wrednością, fascynowały nawet tych, którzy uśmiechali się ironicznie pod nosem. Przykładem tego niech będzie całkowicie oparta na faktach historia pewnego "przedmiotu". Rzecz dotyczy czerwonego, sześcioosobowego kabrioletu, w którym w 1914 r. zastrzelono na ulicy Sarajewa arcyksięcia Ferdynanda, co stało się zresztą pretekstem do wybuchu I wojny światowej. Po wojnie, którą samochód naturalnie przetrwał, odnowione auto służyło wysokiemu rangą urzędnikowi, narażając go na tak liczne wypadki drogowe, że w końcu podarował je przyjacielowi. Ten, chcąc przełamać złą passę, przemalował feralny wóz na niebiesko. Rezultat - zderzenie czołowe i śmierć nie tylko właściciela, ale również czterech jego pasażerów. Po tym zdarzeniu nikt już samochodu nie chciał więc, po gruntownym remoncie, czym prędzej oddano, bądź co bądź historyczny "przedmiot", do muzeum w Wiedniu W czasie II wojny światowej wyleciało ono w powietrze wraz z  samochodem.  
Równie feralny "przedmiot" posiadali Niemcy w czasie I wojny światowej. Była to łódź podwodna nękana bez przerwy przez jakieś pechowe wypadki. W jednym z nich zginął drugi oficer, który po śmierci straszył na niej swych towarzyszy, "plątając się" nieustannie po wszystkich pomieszczeniach. W końcu, w 1918 r. łódź zniszczył jakiś tajemniczy, nigdy nie wyjaśniony wybuch i wraz z całą załogą poszła na dno. W czyste fakty wplecione fatum. Tekst: Małgorzata Sienkiewicz