Z okna kuchni swej przyczepy mieszkalnej w Auburn w stanie Illinois Ashley Aldridge dobrze widziała odległy o jakieś 100 m przejazd kolejowy. Ta 19-letnia matka właśnie nakarmiła dwójkę swoich dzieci – roczne i trzyletnie – i zabierała się do zmywania po obiedzie, gdy nagle zwróciła uwagę na wózek inwalidzki, który zobaczyła chwilę wcześniej. Wózek się nie przemieszczał, utkwił na torach. Niepełnosprawny mężczyzna wołał o pomoc. Minął go motocykl i dwa samochody, ale żaden pojazd się nie zatrzymał. Ashley wybiegła z przyczepy i krzyknęła do sąsiadki, by rzuciła okiem na jej dzieci. Chciała pomóc człowiekowi na wózku. Wtedy usłyszała ostrzegawczy gwizd pociągu i dzwonki towarzyszące opadającym szlabanom. Ashley pobiegła boso po żwirze. Gdy dopadła do niepełnosprawnego, pociąg znajdował się w odległości niecałego kilometra i zbliżał się z prędkością ok. 125 km/h. Ashley nie zdołała uwolnić zaklinowanego wózka, objęła więc mężczyznę za pierś i próbowała go podnieść. Nie była w stanie. Dźwignęła jeszcze raz, ciągnąc z całych sił. Przewróciła się, a niepełnosprawny upadł na ziemię obok niej. Parę sekund później lokomotywa zmiażdżyła wózek.

Ashley Aldridge nie znała mężczyzny, któremu uratowała życie. Mimo to starała się go ocalić, narażając własne życie. Jej bohaterski czyn to przykład ekstremalnego altruizmu – tak naukowcy nazywają bezinteresowne akty pomocy obcym osobom, jeśli ten, kto im pomaga, ryzykuje przy tym poniesieniem olbrzymiej szkody. Nie jest zaskakujące, że wielu spośród takich bohaterów wykonuje profesje, w których narażanie własnego życia po to, żeby uratować innych, należy do obowiązków zawodowych. Tak jak w przypadku izraelskiego majora Roia Kleina, który rzucił się na odbezpieczony granat, by ocalić swoich żołnierzy. Ale inni są przeciętnymi ludźmi.

Mechanizm ewolucyjny

Zestawmy najszlachetniejsze czyny z okropieństwami, jakich dopuszczają się ludzie: morderstwami, gwałtami, porwaniami, torturami. Pomyślmy o rzezi dokonanej przez mężczyznę, który w październiku zasypywał kulami ludzi stłoczonych na festiwalu muzyki country w Las Vegas, zabijając 58 osób i raniąc aż 546. Takie okropieństwa są wprawdzie dalekie od normy, a jednak wydarzają się dostatecznie często, żebyśmy zdawali sobie sprawę ze smutnej prawdy: ludzie są zdolni do niewysłowionego okrucieństwa. Ekstremalni altruiści i psychopaci dostarczają nam przykładów najlepszych oraz najgorszych spośród ludzkich instynktów. Na jednym krańcu moralnego spektrum mamy poświęcenie, ofiarność i inne szlachetne cechy. Na drugim – egoizm, przemoc i niszczycielskie impulsy.

Według badaczy oba te typy zachowań mają korzenie w naszej ewolucyjnej przeszłości. Stawiają oni hipotezę, iż ludzie (i wiele innych gatunków, choć w mniejszym stopniu niż my) rozwinęli w sobie pragnienie pomagania sobie nawzajem, bo do przeżycia niezbędna była współpraca w ramach dużych grup społecznych. Ale że owe grupy musiały konkurować ze sobą o zasoby, kluczowe znaczenie miała też gotowość do okaleczania i zabijania przeciwników.

– Jesteśmy najbardziej społecznym, a także najbardziej skłonnym do przemocy gatunkiem na ziemi – twierdzi neurosocjolog Jean Decety. – Mamy dwa oblicza, ponieważ oba mocno przydawały się do przeżycia.

Przez wieki pytanie o źródła dobra i zła w człowieku było przedmiotem debaty filozoficznej bądź religijnej. Ale w ostatnich dziesięcioleciach badacze dokonali znacznych postępów, zbliżając się do naukowego zrozumienia tego, co skłania ludzi do takich zachowań. Jak się wydaje, jedno i drugie powiązane jest z kluczową cechą emocjonalną: empatią, czyli naturalną umiejętnością doświadczania przez mózg tego, jak czuje się inna osoba. Naukowcy odkryli, że to właśnie empatia wzbudza w naszych sercach gorące współczucie, skłaniając nas do pomocy cierpiącym. Badania wskazują również na związek stosowania przemocy, psychopatii oraz zachowań antyspołecznych z brakiem empatii. Ten zaś zdaje się wynikać z upośledzonego działania połączeń nerwowych.