Był w grupie placebo. W pewnym sensie zarówno Pauletich, jak i Mödl brali udział w przedstawieniu, w którym my, ludzie, uczestniczymy od tysięcy lat, za każdym razem, gdy udajemy się do uzdrowiciela z nadzieją, że nam pomoże. I tak jak dobry spektakl teatralny potrafi nas zaabsorbować do tego stopnia, że mamy wrażenie, iż oglądamy coś prawdziwego, teatr uzdrawiania ma nas wciągnąć, tworząc w mózgach potężne oczekiwania. Uruchamiają one tzw. efekt placebo, który może wpływać także na to, co się dzieje w organizmie. Naukowcy wiedzą o tym od dawna i wykorzystują ten efekt do kontroli badań nad lekami. Obecnie jednak zaczynają uważać placebo za okno dające wgląd w mechanizmy neurochemiczne, które łączą umysł z ciałem, wiarę z doświadczeniem. W jaki sposób wiara może stać się tak silna, że potrafi leczyć? Wróćmy na moment do teatru – kluczową częścią porywającego przedstawienia są dekoracje i kostiumy. Kiedy Pauletich doświadczył poprawy swoich objawów, działo się to nie tylko za sprawą zagłębień, które mógł wyczć w swojej głowie, ani tego, co mówiono mu na temat operacji. W grę wchodziła cała scenografia, którą oglądał – lekarze w białych fartuchach, ze stetoskopami na szyjach, pielęgniarki, badania, testy, może nawet marna muzyka w szpitalnej poczekalni. Tę szpitalną otoczkę lekarze nazywają czasem teatrem medycyny. Ów kunszt dramaturgiczny rozciąga się na wiele aspektów leczenia i może działać na poziomie podświadomości.

Drogie placebo działają lepiej niż tanie. Placebo w opakowaniach z nazwami firm są skuteczniejsze niż te w zwykłych pudełkach z opisem. Placebo w czopkach sprawdzają się lepiej we Francji, zaś Anglicy wolą swoje połykać. Fałszywe zastrzyki często działają lepiej niż fałszywe pigułki. Wygląda jednak na to, że pozorowane operacje działają najsilniej. Najdziwniejsze jest to, że placebo potrafi działać nawet wtedy, gdy otrzymująca je osoba wie, że to placebo. Mówi o tym klasyczny już dziś artykuł opublikowany w 2010 r. przez Teda Kaptchuka ze Szkoły Medycznej Harvarda. Po 21 dniach zażywania placebo osoby z zespołem jelita drażliwego czuły się znacznie lepiej niż te, które nie dostawały niczego, pomimo iż poinformowano je wcześniej (i przypomniano później), że otrzymują specyfik obojętny dla organizmu. Ten eksperyment wykazał, że wspomagająca relacja pacjent–lekarz jest kluczem do wytworzenia wiary w pomyślny wynik. Pacjenci zostali poinformowani o sile placebo i pozytywnego nastawienia. Powiedziano im, że rygorystyczne badania kliniczne wykazały, że tabletki placebo inicjują znaczące procesy samoleczenia. Mieli zażywać pigułki sumiennie, nie opuszczając żadnych dawek. 

– Kontakt z oczekiwaniami jest bardzo trudny – mówi Kaptchuk, który bada efekty placebo przez całe życie – bo mamy do czynienia z bardzo nieprecyzyjnymi pomiarami bardzo nieprecyzyjnego zjawiska. I znaczna część z tego jest nieświadoma. Karin Jensen, dawna koleżanka Kaptchuka prowadząca dziś własne laboratorium w sztokholmskim Instytucie Karolinska, zaprojektowała eksperyment mający określić, czy jest możliwe wykorzystanie sygnałów podprogowych do wywoływania u badanych efektu placebo. Podczas warunkującej fazy eksperymentu badani oglądali na ekranie zmieniające się twarze. Jensen wykorzystała twarze, bo nasze mózgi są szczególnie biegłe w ich rozpoznawaniu. Połowa badanych otrzymała sygnały podprogowe – twarze pojawiały się zaledwie na ułamek sekundy, nie na tyle długo, by je świadomie rozpoznać.