Badacze chcieli dowiedzieć się, dlaczego żyjące na wyspie nawałniki nie napotykają na problemy, z jakimi borykać się muszą inne ptasie kolonie. „Cofając się w czasie, mieliśmy nadzieję, że uda nam się znaleźć wskazówki, które pomogłyby w ochronie nawałnika tu i w innych miejscach” - piszą.

Udało im się pobrać próbki osadów datowane nawet na 5 800 lat. Wyniki analizy były dla badaczy zaskoczeniem. Okazało się bowiem, że populacja kolonii nie zawsze była stabilna i podlegała naturalnym fluktuacjom. Najwyższą liczebność osiągnęła ok. 2 700 lat temu, a następnie ok. 740 lat temu.

– Najwyraźniej duże kolonie ptaków morskich wahały się pod względem wielkości, jeszcze przed okresem ingerencji człowieka – zauważają autorzy badania.

Jednak wraz z nadejściem człowieka widać poważne załamanie w liczebności populacji.

– Populacja załamała się na początku XIX wieku, co zbiegło się w czasie z osadnictwem w Europie i początkiem produkcji świec z tłuszczu ptaków morskich, inwazją szczurów i zwiększającym się ruchem łodzi w tym rejonie – opisują naukowcy.

Chociaż kolonia nawałnika na Grand Colombier wydaje nam się stabilna i liczna, to obecnie stanowi zaledwie 16 proc. tej, jaka mogła tu istnieć przed przybyciem Europejczyków.

– Uświadomienie sobie, że obecna populacja petreli burzowych jest tylko ułamkiem jej dawnej wielkości, rozwiązuje problem systemowy w biologii konserwatorskiej, a mianowicie coś, co naukowcy nazywają „syndromem przesunięcia linii podstawowych”. W szczególności, jak wyznaczyć realistyczne cele ochrony, jeśli nie znamy wielkości naturalnych populacji, zanim ludzie mieli znaczący wpływ na ich wielkość? – pytają Duda i Smol.

Mają nadzieję, że lepsze zrozumienie przeszłych zmian oraz skali spadków w liczebności gatunków, do której przyczynił się człowiek, pozwoli szerzej spojrzeć na kolejne zagrożenia i podjąć właściwe kroki w celu ochrony ptaków.

 

Źródło: The Conversation