Międzynarodowy charakter Doliny Krzemowej oznacza, że nawet najmniejsze firmy są mozaiką kultur i języków. Widać też jak na dłoni, kto do Doliny Krzemowej nie pasuje. Afroamerykanie i Latynosi stanowią ledwie 12 proc. zatrudnionych w dużych firmach technologicznych. Kobiety również są niedoreprezentowane w tzw. męskiej kulturze w Dolinie Krzemowej: stanowią nieco ponad 30 proc. pracowników w Google, Apple i Facebooku. Wyniki opublikowanej we wrześniu ankiety pokazały, że kobiety stanowią tylko 13 proc. założycieli startupów i posiadają zaledwie 6 proc. kapitału założycielskiego. Powoli zyskują jednak teren. W 2018 r. zajmowały 24 proc. stanowisk technicznych i 18,5 proc. kierowniczych – według danych z sondażu AnitaB.org, organizacji działającej na rzecz wzmocnienia pozycji kobiet w świecie technologii.

 ZDJĘCIE LAURA MORTON

Jeśli chodzi o płace, to kobiety zatrudnione w firmach technologicznych dostają mniej ni mężczyźni na tym samym stanowisku w ponad 60 proc. przypadków (średnia luka wynosi 4 proc.), jak wynika z raportu firmy rekrutacyjnej Hired. Technologiczni giganci twierdzą, że chcą bardziej zróżnicowanych zespołów, ale trudno jest zmienić skład pracowników z dnia na dzień. – Młode kobiety przyznają, że Dolina Krzemowa to miejsce mało przyjazne kobietom i przygotowują się na to – opowiada Shriya Nevatia.  Stworzyła grupę o nazwie Violet Society, aby pomóc kobietom i osobom nieheteronormatywnym w ciągu pierwszych 10 lat pracy w branży technologicznej, aby wspomóc rozwój startupów.

CORAZ CIAŚNIEJ

Ponieważ strumień przyjezdnych nie wysycha, podnosząc ceny nieruchomości i czynszów, wielu ludzi spoza branży technologii narzeka, że życie jest coraz trudniejsze. Największy tłok panuje chyba w prawie 30-tysięcznym East Palo Alto, które na północy sąsiaduje z Facebookiem, a na południu z Googlem. Przez ostatnie 50 lat miasto było w dużej mierze mozaiką rodzin afroamerykańskich i latynoskich. Teraz wprowadzają się biali i Azjaci. Według portalu Zillow średnia cena domu przekroczyła już milion dolarów
(w 2011 r. było to 260 tys.). Dla wielu długoletnich mieszkańców, którzy nie są beneficjentami boomu technologicznego, czynsze osiągnęły kosmiczny poziom, a kupno domu znalazło się poza ich zasięgiem. Wyprowadzają się na dalekie przedmieścia, tracąc na dojazdy po kilka godzin dziennie. Albo wprowadzają się do przyjaciół. Albo w ogóle się wyjeżdżają. – Domy warte milion dolarów powstają tuż obok schronisk dla bezdomnych – mówi pastor Paul Bains, który wraz z żoną Cheryl prowadzi organizację pomocową.

Michael Seibel dostrzega z grubsza pokoleniową zmianę w Dolinie Krzemowej. Młodsi pracownicy oczekują, że firmy będą zatrudniać pracowników o różnym pochodzeniu i wykazywać większą wrażliwość społeczną. Jeśli Dolina Krzemowa ma centrum duchowe, to będzie nim Archiwum Internetowe – organizacja non proft w dawnym kościele w San Francisco. Jej serwery archiwizują ogromne zasoby publicznych sieci w różnych formach. Prawie każdy artykuł z Wikipedii. Około 4 mln tweetów dziennie. Ponad pół miliona flimów z YouTube’a tygodniowo. Zarchiwizowano już ponad 340 mld stron internetowych. Istne biuro rzeczy znalezionych. Wśród ław w Wielkiej Sali archiwum stoi 120 metrowych posągów osób, których wkład jest wart odnotowania. Internetowa terakotowa armia. Niektórych nawet rozpoznaję.

Scena wywołuje u mnie ciarki na plecach. Posągi jak żywe, niektóre z książkami lub kubkiem albo gitarą, jakby zostały zaskoczone przy pracy nad projektem albo w trakcie śpiewania. Albo podczas kłótni na temat pryncypiów.