Jak media społecznościowe zmieniają kanon kobiecego piękna?

Media społecznościowe wzmocniły głosy mniejszości, toteż ich wołań o reprezentację nie można tak łatwo zignorować. A rozwój cyfrowych publikacji i blogów sprawia, że każdy rynek mówi płynniej językiem estetyki. Pojawiła się całkiem nowa kategoria rozdających karty – influencerki. To kobiety młode, niezależne i ogarnięte obsesją na punkcie wywierania wpływu i popularności. Nie przyjmują usprawiedliwień, nie tolerują protekcjonalnego traktowania, nie słuchają wezwań, żeby zachować cierpliwość, bo zmiany nadchodzą. One same chcą je generować. 

Współczesny kanon kobiecego piękna na Zachodzie zawsze była zakorzeniona w szczupłości. I kiedy otyłych osób było mniej, chude modelki stanowiły w oczach społeczeństwa tylko lekkie przerysowanie. Lecz w miarę jak wskaźniki otyłości rosły, powiększał się też dystans między rzeczywistością a fantazją. Ludzie tracili cierpliwość do fantazji na temat kanonu piękna, który nie wydawał się już, nawet z grubsza, osiągalny. Influencerki pluse size ostrzegały krytyków, żeby przestali namawiać je do schudnięcia i sugerować, jak mają kamuflować swoje ciała. Były całkowicie zadowolone ze swoich sylwetek. Chciały tylko lepszych ubrań. Chciały mody pasującej do nich rozmiarów – zamiast dłuższych spódnic i obcisłych sukienek z przerobionymi rękawami. Tak naprawdę nie domagały się, żeby uznawano je za piękne. Chciały mieć dostęp do stylu, bo uważały, że na to zasługują. W ten sposób uroda i poczucie własnej wartości były nierozerwalnie związane.

Większa troska o kobiety pełniejszych kształtów miała ekonomiczny sens. Trzymając się tradycyjnych kanonów piękna, branża mody rezygnowałaby z zarobków. Projektanci tacy jak Christian Siriano postanowili zaspokajać potrzeby klientek o pełniejszych kształtach, dzięki czemu zostali uznani za bystrych bohaterów kapitalizmu. Teraz nawet najbardziej oderwane od rzeczywistości marki całkiem często włączają do swoich kolekcji większe modele.

Ale w tym nowym sposobie myślenia nie chodzi tylko o sprzedawanie większej liczby sukienek. Gdyby to była tylko sprawa ekonomii, projektanci już dawno temu powiększyliby rozmiary oferowanych strojów, bo przecież zawsze istniały większe kobiety, mogące i chcące ubierać się modnie. Tylko po prostu one nie były uważane za piękne. Prawdę mówiąc, nawet Oprah Winfrey przed zapozowaniem do okładki Vogue’a w 1998 r. przeszła na dietę. Jeszcze w roku 2012 projektant Karl Lagerfeld, który zmarł w zeszłym roku, a sam w pewnym momencie miał ponad 40 kg nadwagi, został przywołany do porządku za to, że powiedział o Adele, gwieździe pop, że jest „trochę za gruba”.

Nastawienia się zmieniają. Ale świat mody pozostaje skrępowany dużymi kobietami – bez względu na to, jak są sławne i bogate. Bez względu na to, jak piękne mają twarze. Dla arbitrów piękna wynoszenie ich do statusu ikony pozostaje barierą psychologiczną. Ich kanony piękna muszą mieć smukły rozmach. Oni potrzebują długich linii i ostrych krawędzi. Potrzebują kobiet pasujących do wzornika. Tyle że nie działają w próżni, a dziś poruszają się w nowym środowisku medialnym. Przeciętni ludzie zwracają uwagę na to, czy projektanci angażują zróżnicowaną obsadę modelek.

Media społecznościowe zmieniły stosunek młodego pokolenia do mody i piękna. Trudno w to uwierzyć, ale w latach 90. ubiegłego wieku pomysł, że fotograf mógłby umieścić zdjęcia z wybiegu w internecie, był nie do przyjęcia. Projektanci drżeli na myśl, że całe ich kolekcje znajdą się w sieci, bo obawiali się, że doprowadzi to do powstania zabójczych podróbek. A choć podróbki i kopie nadal ich frustrują, prawdziwa internetowa rewolucja polega na tym, że konsumenci mogą oglądać, niemal w czasie rzeczywistym, pełny zakres estetyki branży modowej.

Dawniej w pokazach mody uczestniczyli wybrani. To nie były publiczne imprezy. Osoby siedzące na widowni mówiły tą samą modową gwarą. Rozumiały, że pomysłów z wybiegu nie należy traktować dosłownie, nie zważały na kulturowe przywłaszczenia, rasowe stereotypy albo wolały ich nie dostrzegać. Szare eminencje świata mody podtrzymywały tradycje dawnych szarych eminencji, ochoczo wykorzystując kolorowych jako scenografię do zdjęć przedstawiających białe modelki, które załapały się do tej pracy. Ale coraz bardziej zróżnicowana klasa majętnych klientów, rozleglejsze sieci detaliczne i nowe media zmusiły branżę mody do większej odpowiedzialności w ukazywaniu piękna. 

Jeśli nie, krytycy mogą wyrazić swój sprzeciw w mediach społecznościowych, gromadząc armię podobnie myślących osób, które domagają się zmian w postrzeganiu kobiecego kanonu piękna. Dzięki cyfrowym mediom historie o wyniszczonych, anorektycznych modelkach łatwiej docierają do publiczności, która może zawstydzać branżę modową i domagać się, żeby przestała zatrudniać te śmiertelnie chude kobiety. Strona Fashion Spot stała się strażnikiem różnorodności i regularnie publikuje analizy rozkładu demograficznego na wybiegach.

Ktoś mógłby pomyśleć, że w miarę jak projektantki same się starzeją, zaczynają zwracać większą uwagę na starsze panie. Ale kobiety ze świata mody wyznają kult młodości, który same stworzyły. Dyktatorki mody nadal używają frazy „stara dama” na określenie nieatrakcyjnej odzieży. Suknia „jak dla matrony” to taka, która wygląda niekorzystnie albo jest przestarzała. Język ujawnia uprzedzenia. Ale dzisiejsze kobiety, zmieniające kanon piękna, nie uznają tego za oczywistość. Buntują się. Stawianie znaku równości między tym co stare i tym co nieatrakcyjne po prostu się nie utrzyma. Piękno wymaga nowej definicji. Tylko kto to uporządkuje? I jaka ta definicja będzie?