– Dla nas byłoby najlepiej, gdybyśmy mieli dobrze zarządzaną branżę komercyjną, która potrafiłaby utrzymywać liczbę kangurów na poziomie dostosowanym do warunków pastwiskowych i wodnych. Ale do tego potrzeba odpowiednich narzędzi, możliwości zachowania równowagi. Tego właśnie domagają się obecnie właściciele ziemi.

Wrześniowym popłudniem w Woronora, pół godziny drogi od Sydney, 82 letni członek starszyzny Yuinów, Wujek Max „Dulumunmun” Harrison, wyjaśnia złożone relacje rdzennych Australijczyków z kangurami – kulturowe, społeczne i duchowe powiązania sięgające co najmniej 50 tys. lat wstecz. Aborygeni zawsze jedli kangury, ale robili to według ścisłych reguł. Wujek Max mówi, że rodzime prawa dopuszczają polowania, ale tylko sezonowe, nie w okresach rozrodczych. I nic nie powinno się marnować.

Każda część kangura powinna zostać wykorzystana – mięso do jedzenia i dzielenia się z innymi, ścięgna na nici, skóra do wytwarzania ciepłych, wodoszczelnych odkryć zszywanych igłami zrobionymi z kości, futro na torby i odzież. Lecz w tych relacjach chodzi nie tylko o użyteczność. Kangury odgrywają centralne role w bogatym świecie symboliki Aborygenów, Czasie Snu – zbiorze opowieści objaśniających życie i tworzenie. Jego częścią są linie pieśni – ścieżki w buszu wyznaczające trasy, którymi wędrowali przodkowie. Wujek Max mówi, że odstrzały kangurów niszczą te szlaki.

Pomimo swoich długich związków z kangurami rdzenni Australijczycy mają niewiele do powiedzenia w sprawie traktowania narodowego symbolu przez ich kraj. Choć raczej nie wypracowali jednolitego stanowiska – grupy są zbyt zróżnicowane geograficznie i kulturowo – większość zgadza się, że odstrzały stanowią poważny problem. Siedząc w swoim biurze na uniwersytecie Macquarie w Sydney, Phil Duncan, członek starszyzny ludu Gomeroi, mówi, że Australia to dziwne miejsce:

– To jedyny kraj, który zjada własny herb. Podobnie jak Wujek Max jest przerażony traktowaniem kangurów. – Odstrzały – mówi – zaburzają naszą zdolność uczenia przyszłych pokoleń związku z naszym krajem, z naszym gatunkiem totemicznym. Rozwiązanie problemu jest proste: należy pozwolić pierwszym mieszkańcom Australii mieć ostatnie słowo w sprawach kangurów. W końcu radzili sobie z nimi przez tysiące lat.

– Jeśli zamierzasz prowadzić ubój kangurów – mówi Duncan – to powinna istnieć odpowiednia branża. Ale powinna być ona zmonopolizowana przez Aborygenów. Pozwólcie nam to robić. Na już Duncan ma bardziej bezpośrednie przesłanie:

– Kiedy turyści przyjeżdżają do Australii, chcą uściskać kangura, potrzymać niedźwiadka koala i spotkać Aborygena. To trzy powiązane elementy naszej tradycji. Zrozumcie ten związek. Nie przyjeżdżajcie tu zabijać, tylko brać w objęcia.