Takie np. trąby powietrzne, owszem bywały w Polsce, ale teraz zdarzają się coraz częściej. A potężne wiatry, które przychodzą nagle i niespodziewanie? Owszem bywały, ale nie o tak niespotykanej sile niszczenia. Już w kwietniu 2007 roku eksperci z Międzynarodowego Zespołu do spraw Zmian Klimatu (IPCC) po raz pierwszy stwierdzili, że bezsprzecznie działalność człowieka jest główną przyczyną cofania się lodowców, przedwczesnych wiosen, wybielania koralowców czy fal morderczych upałów. Peter Stott i naukowcy z Uniwersytetu w Reading udowodnili, że emisja gazów cieplarnianych znacząco zaburzyła opady deszczu w XX wieku, powodując na półkuli północnej (Europa, Stany i Kanada) zwiększenie ich ilości o 50-85 procent, a na jej obszarach tropikalnych i subtropikalnych zmniejszenie o 20-40 procent, pogłębiając susze w Meksyku i na Saharze. Jednocześnie podwoiła ilość opadów zalewających Brazylię, Indonezję i południowe obszary Afryki. W ciągu dwóch stuleci przemysł stworzony przez człowieka zwiększył o 50 procent koncentrację gazów cieplarnianych w atmosferze, która pozostawała na stabilnym poziomie przez poprzednie 400 tysięcy lat!  Udowodniono też negatywny wpływ  działalności człowieka na temperaturę w atmosferze, ciśnienie na poziomie morza i na ciepłotę oceanów. Naukowcy podejrzewają, że nawet działania ogólnoplanetarne nie pozwolą już uniknąć klimatycznej zmiany – mogą zaledwie ją złagodzić. A to wymaga zmniejszenia emisji gazów cieplarnianych o prawie 60 procent do 2050 roku. Jak obliczył angielski ekonomista, Nicholas Stern, można to osiągnąć za cenę utraty jednego procenta PKB. Czy warto zainwestować, aby ochronić świat dla przyszłych pokoleń? Tekst: Agnieszka Budo