Skąd ten pomysł? Otóż dokładnie 80 lat po śmierci słynnego artysty, w rok 1907, dużo mniej znany, Brytyjski kompozytor Samuel Coleridge-Taylor zaczął publicznie przekonywać, że Niemiec był czarnoskóry.

 

 

Sam Coleridge-Taylor miał ciemną skórę. Jego angielska mama urodziła go w związku z człowiekiem pochodzącym z Sierra Leone. Angielski kompozytor dostrzegł podobieństwo swoich rysów twarzy do portretów Beethovena.

Powróciwszy nieco wcześniej z objętych segregacją rasową Stanów Zjednoczonych, przeniósł swoje doświadczenia na postać Niemca ogłaszając, że ”jeżeli największy z muzyków jeszcze by żył, to nie znalazł by miejsca w hotelach w kilku miastach USA”.

Szokująca dla wielu białych idea nie zniknęła razem z pamięcią o Coleridge-Taylorze. Powróciła w 1944 roku wraz z wydaniem książki ”Seks i rasa” historyka-dziennikarza Joela Augustusa Rogersa. Potem mantrę ”Beethoven był czarny” słychać było często w latach 60-tych XX wieku wraz z rozwojem ruchów walczących o prawa kolorowej części amerykańskiego społeczeństwa.

 

 

Na tej samej fali unosiło się bowiem przekonanie, że obalić należy myślenie jakoby ”kultura białych była lepsza od kultury czarnych”. Promowaniem tej idei zajął się m.in. aktywista Stokely Carmichael.

- Beethoven był tak samo czarny jak ty czy ja, ale to przed nami ukrywają – Carmichael ogłosił kiedyś na spotkaniu w Seattle. Słynny Malcolm X w jednym z wywiadów powielił ten pomysł twierdząc, że ojciec Beethovena był czarnoskórym najemnikiem walczącym w europejskich wojnach.

Szukający sensacji, nawet wykładowcy szkół muzycznych doszukiwali się w złożoności rytmicznej utworów niemieckiego kompozytora, szczególnie stosowanym tam rytmie synkopowym (często obecnym w muzyce jazzowej i bluesie) nawiązania do jego ukrytej tożsamości etnicznej i wiedzy o muzyce Afryki Zachodniej.

 

 

Jak czytamy w serwisie The Conversation, zdarzali się autorzy i krytycy muzyczni, którzy rytmów znanych z utworów reggae doszukiwali się w sonatach Beethovena. Ich zdaniem, kompozytor ”brzmiał jak czarny, wiec był czarny”. Niektórzy podpierali swoje domysły nawet faktem przyjaźni Beethovena i afro-europejskiego kompozytora i skrzypka, George’a Bridgetowera.

Hasło ”Beethoven był czarny” wracało na falach radiowych stacji nadającej muzykę soul, KDIA z San Francisco. Według ”New York Magazine” z czerwca 1969 roku, DJ Doug Cass przeprowadził własne śledztwo i z nieukrywaną radością odkrył, że Niemiec najpewniej był afrykańskiego pochodzenia. Do masowej wyobraźni, jak zauważa ”The Guardian”  trafiło dzięki magazynowi ”Rolling Stone”, który opublikował duży reportaż pod tytułem ”Beethoven był czarny i dumny [z tego]”.

W kolejnych dekadach idea ukrywania przed światem prawdziwego koloru skóry niemieckiego kompozytora wracała najczęściej albo z powodu zamieszek na tle rasowym albo rocznicy jego urodzin czy śmierci.

Obie ”okazje” by ożywić ponad 100-letnią plotkę wróciły w tym samym, obecnym 2020 roku. Z jednej strony mamy 250. rocznicę urodzin, z drugiej protesty w USA i Europie związane z przemocą amerykańskiej policji wobec czarnoskórych.  COVID-19 był tylko dodatkowym katalizatorem emocji wokół ruchu Black Lives Matter, który zdaje się przechwycił ”czarnoskórego Beethovena” do swoich działań w mediach społecznościowych.

A fakty? Genealogia rodziny Beethovena sięga do XV wieku i bezspornie pokazuje, że jego przodkowie byli Flamandami. Pościg za ideą ”czarnego Beethovena” jest podwójnie szkodliwa dla historii muzyki, uważa badacz kultury afro-amerykańskiej Nicholas Reinhart.

Z jednej strony czyni się ze znanej postaci kogoś ciemnoskórego próbując potwierdzić znaczenie wkładu osób tej rasy dla kultury. Z drugiej strony nieopacznie niszczy się faktyczny dorobek czarnoskórych artystów dając im przydomki odnoszące się do artystów białych, jak „czarny Mozart” czy ”afrykański Mahler”.