Podczas misji na Arktyce dzieliłem namiot z Marvinem Atqittuqiem i jego ojcem Jacobem, który choć przekroczył już siedemdziesiątkę, pozostawał jednym z najbardziej szanowanych myśliwych w Gjoa Haven. Jacob Atqittuq urodził się w igloo, a jego angielszczyzna wystarczała ledwie na sytuacyjne dowcipy. Przeżył w swym życiu ciężkie arktyczne zimy i głodne niedźwiedzie, odmrożenia do kości, wypadki łodzi, a nawet głodowy sezon, gdy zmarło wielu Inuitów. Co rano budził się pierwszy i w nogach szerokiego materaca, na którym wszyscy spaliśmy, przyrządzał bannock, słodki zakalcowaty placek, nucąc w języku inuktitut stare psalmy.

Któregoś wieczora, gdy leżeliśmy już w śpiworach, Marvin powiedział mi, że kiedyś próbował wyjechać z Arktyki. Znalazł szkołę zawodową na południu Kanady oferującą kształcenie w zawodzie mechanika. Wiele lat wcześniej Jacob widział jednak, jak drugiego syna zabrano z domu i zmuszono do nauki w jednej z osławionych szkół z internatem, w których lokalne zwyczaje i tradycje były ostro tępione. Poprosił Marvina, by został. Uczył się tradycyjnie. Zadbał o trwałość rodziny. Marvin nie żałuje swojej decyzji. Sam został ojcem i strażakiem Arktyki, ochotnikiem w Gjoa Haven.

Znalazł pracę w firmie naprawiającej linie telefoniczne i stopniowo uczył się wszystkiego od ojca. Wydaje się jednak, że Jacob mieszkał w prostszej, starej Arktyce. Ta, którą zna Marvin, jest bardziej złożona. Mniej w niej możliwości, a więcej narkotyków. Są media społecznościowe i internet. Marvin rozumie, że jego Arktyka staje się czymś nowym. Czyta, że lody topnieją, że na północ może przyjść kolejna wojna. Wie, że pogoda jest teraz inna niż ta, którą znał z dzieciństwa. Niekoniecznie cieplejsza, ale bardziej nieprzewidywalna. Jeśli zaś chodzi o gorączkę złota, o której ciągle się mówi, to jej nie zauważył.

– Wszystkie te rzeczy mają się wydarzyć – powiedział mi, odnosząc się do przewidywań dotyczących powstania nowej infrastruktury i miejsc pracy związanych z pozyskiwaniem ukrytych bogactw regionu. – Ja nie czuję tych zmian.A już z pewnością nie czuję się ich częścią.

Następnego ranka razem z Atqittuqiem i kilkoma innymi opuściłem obóz w poszukiwaniu karibu. Gdy nadciągnęła arktyczna burza śnieżna i ogarnęła naszą myśliwską drużynę, to Jacob doprowadził nas z powrotem do obozu, wykorzystując GPS i wewnętrzną mapę. Wolno jechałem za Marvinem, niemal na ślepo przez warstwę lodu, jaka pokryła moje gogle. Wystarczyła chwila, by świat stał się tak biały, że nie potrafiłbym powiedzieć, gdzie się kończy ziemia, a zaczyna arktyczna zawieja. W pewnym momencie kominiarka trochę zsunęła mi się z twarzy, odsłaniając parę centymetrów nagiej skóry.

Poczułem pieczenie, jakby ktoś przytknął mi do policzka gorącą monetę, ale byłem skupiony na tym, by trzymać się grupy. Parę godzin później, w namiocie, Jacob zobaczył odmrożenie. Nacisnął na nie kciukiem. – Dobrze – powiedział.

Kim są kanadyjscy strażnicy Arktyki? 

Mniej więcej po tygodniu wyprawy pogoda na Arktyce w końcu się zmieniła, a Marvin Atqittuq zdecydował, że pora postrzelać do Ruskich. Razem z sierżantem Deanem Lushmanem, byłym kawalerzystą, który został instruktorem w programie dla strażników. Wyciągnęli zwój brązowawych papierowych tarcz, przypięli je do kijów i ustawili pół tuzina w arktycznego śniegu za obozem. Każda tarcza miała wyrysowaną podobiznę nacierającego żołnierza z ustami otwartymi do krzyku i bagnetem nasadzonym na karabin. Cele zostały wyprodukowane dla sił NATO w czasach zimnej wojny. Stojąc jeden przy drugim, były najwyższymi obiektami w promieniu kilometrów, tak oczywistymi na tle śniegu, że wydawało się niemożliwością, aby nie dało się w nie trafić. 

Atqittuq wyrysował na arktycznym śniegu linię 100 m od celów i ustawił wzdłuż niej swój oddział. Każdemu dał garść nabojów, strażnicy uklękli na foczych skórach lub parkach i zaczęli strzelać ze swoich nieporęcznych, przedpotopowych karabinów. Marvin zażartował, że wiek był ich jedyną zaletą. Stara broń miała tak mało ruchomych części, że nie zamarzała. Spytałem Lushmana, który przesłużył kilka zmian w Afganistanie, czy sądzi, że nadchodzi nowa zimna, ale tym razem arktyczna, wojna. Roześmiał się.