Strapienie podąża za mną od stert gruzu leżących wzdłuż Morza Marmara po ponury i skalisty krajobraz we wschodniej Turcji. Geçmiş olsun - „Niech to się skończy” - powiedziałem to zdanie niezliczenie wiele razy do ocalałych z trzęsienia ziemi w pobliżu Stambułu. Wiem jednak coś, czego nikt nie chce usłyszeć: to się nigdy nie skończy. Nigdzie cywilizacja i natura nie prowadzą tak zawziętej wojny jak w tej części świata - od najbardziej wysuniętej na wschód części Turcji po zachodni kraniec Grecji.
 

W I wieku p.n.e., zapatrzony w siebie król Antioch I, władca starożytnej ziemi Kommageny, zbudował zuchwały grobowiec i pomnik ku swojej osobie na szczycie wznoszącej się na ponad 2100 metrów góry Nemrud Dagh. Tam, ogłosił, jego mauzoleum pozostanie „niewzruszone przez burze czasu”.
 

Skonstruował stożkowy tumulus wysoki na ponad 60 metrów ze skał wielkości pięści, wciągniętych i ułożonych niewyobrażalnym wysiłkiem. Na tarasach wokół niego stał panteon kolosalnych posągów - bogów i bohaterów, z którymi miał nadzieję zadawać się w życiu pozagrobowym.
 

Nie ulega wątpliwości, że wiedza Antiocha o geologii była tak wątpliwa, jak ta mojego kierowcy, który teraz wiezie mnie w dolmusie z tureckiego miasta Kâhta do Nemrud Dagh. – Dlatego mamy trzęsienia ziemi – stwierdza kierowca, wskazując zbiorowisko szybów naftowych urozmaicających skalisty krajobraz. – Wypompowują olej i wali się ziemia.
 

Kiwam głową, wiedząc, że nigdy nie przekonam go, jak mały wpływ mają ludzkie działania na tytaniczną moc Ziemi, nawet za pomocą licznych dowodów, które znajdę kilka godzin później na szczycie Nemrud. Mogiła skurczyła się do 46 metrów przez wszystkie kamienie, które sturlały się z góry. Pewnego dnia, chwilę z punktu widzenia geologii, grobowiec króla zniknie, a jego trumna zostanie obnażona przez wstrząsy, ponad które miał nadzieję się wznieść. Zatrzymuję się przed wielkimi kamiennymi głowami Zeusa, Heraklesa, Apolla, a także próżnego króla we własnej osobie. Wszystkie te manifestacje ludzkiej wyobraźni są spękane lub leżą na bokach. Mnie otaczają za to dowody na działanie geologii, prawdziwej władczyni tej ziemi - skały wapienne i łupki utworzone na dnie głębokiego basenu morskiego, które z czasem zostały wypchnięte w górę, tworząc pasma górskie. Nawet posągi Antiocha zostały wycięte z wapienia.
 

Ludzie w tej części świata od dawna obwiniają siły nadprzyrodzone za nagłe i gwałtowne zmiany Ziemi. W 464 p.n.e., gdy trzęsienie ziemi zniszczyło Spartę i pociągnęło za sobą powstanie niewolników, starożytni Grecy obwiniali Posejdona, który wstrząsa ziemią. Niedawno zresztą, po trzęsieniu ziemi, które zdewastowało przedmieścia Aten, kapłan w klasztorze św. Cypriana powiedział mi, że katastrofa była boskim ostrzeżeniem. – Zostało zesłane, by wytrząsnąć z nas grzechy – stwierdził.
 

Rob Reilinger, geofizyk z uczelni technicznej MIT, przedstawia naukowe wyjaśnienie. – Dochodzi tu do klasycznego zderzenia kontynentalnego – mówi. – Płyta afrykańska i arabska poruszają się na północ i dochodzi do kolizji z płytą eurazjatycką.
 

To zderzenie, trwające od pięciu milionów lat, stoi za złożonymi procesami geologicznymi, które fascynują naukowców w takim samym stopniu, jak oszałamiały i dewastowały starożytne kultury.
 

Zderzenie rozpoczęło się we wschodniej Turcji i wpływa nie tylko na Anatolię, czyli część państwa na półwyspie. Arabia, która porusza się na północ nieco szybciej niż Afryka, uderzyła pierwsza, a kiedy wepchnęła się w podbrzusze Eurazji, wypiętrzyła nie tylko Nemrud Dagh, ale również góry Kaukazu.
 

Zderzenie zwiększyło grubość skorupy kontynentalnej we wschodniej Turcji do obecnych około 48 kilometrów. Dla porównania w pobliżu Ankary płyta ma mniej więcej 40 kilometrów. W rezultacie region ten, położony na poziomie morza przed zderzeniem, jest teraz płaskowyżem wysokim na ponad 1,6 kilometra. W niektórych miejscach poszarpane resztki dawnego dna morskiego, które kiedyś leżały między zderzającymi się kontynentami, wyrastają ze ściśniętego krajobrazu jako góry. Jednak większość skał w tym dnie morskim została ściśnięta w kierunku płaszcza Ziemi. To stymuluje topnienie i tworzenie się magmy, która powróciła przez pęknięcia, tworząc wulkany takie jak Ararat, mityczne miejsce spoczynku Arki Noego.
 

Wysoki na 5 137 metrów Ararat i jego mniejszy brat (a w lokalnym języku siostra), Mały Ararat, dominują widok wzdłuż turecko-irańskiej granicy. Nic dziwnego, że starożytni wierzyli, że ten masyw z lodową koroną miałby być pierwszą ziemią, która wyłoni się po wielkiej powodzi. Dzisiaj jednak legendy krążące wokół góry zostały zapomniane przez mieszkańców Doğubayazit, czyli najbliższego miasta - bez wyrazu, handlowego i zniszczonego przez lata turecko-kurdyjskiego konfliktu.
 

– Ludzie w mieście nic nie wiedzą – mówi miejscowy hotelarz Feyyaz Salman – ale moja 110-letnia babcia, która mieszka w pobliskiej wsi, powiedziała mi, że te dwie góry to nienawidzące się siostry. Mały Ararat przeklął starszą siostrę, mówiąc: „Wyrośnij tak wysoka, byś zawsze miała śnieg na głowie”. Z kolei Wielki Ararat przeklął młodszą siostrę: „Bądź zawsze tak blisko, że będę mogła cię kontrolować. I byś miała zawsze węże we włosach”.
 

Żaden z wulkanów nie wybuchł w ostatnich czasach, ale mieszkańcy wschodniej Turcji powinni obawiać się trzęsień ziemi. Uciski wynikające z ruchu na północ płyty arabskiej pchają Turcję na zachód skokowo, trochę jakby wyciskać pestkę z owocu.
 

Żadne miasto w Turcji nie przeżyło przez wieki więcej bólu w wyniku trzęsień ziemi niż starożytna metropolia Antiochia. W 115 n.e. cesarz Trajan obarczył chrześcijan winą za trzęsienie ziemi, które zniszczyło miasto i rzucił biskupa Ignacego na pożarcie lwom. Ściany ponownie runęły w 458 n.e. W trzęsieniu ziemi z 526 roku zginęło, według historyka Prokopiusza, 300 000 ludzi. Jego dane są przesadzone, ale inne niszczycielskie trzęsienia ziemi wystąpiły w tym samym roku. Do tego zaraza zaatakowała w 542 roku, a perskie wojska w 573. Kolejne trzęsienie ziemi, w 588 roku, zamknęło ten druzgocący dla miasta wiek.
 

Nowoczesna Antakya, bo tak teraz nazywają ją Turkowie, stoi na miejscu starożytnego miasta i wciąż pada ofiarą częstych trzęsień ziemi. Jedna trzecia Antakyi została zrównana z ziemią w 1872 roku. Geolodzy wiedzą, że miasto leży koło skrzyżowania trzech dużych uskoków, w tym jednego biegnącego od Morza Martwego. Dlaczego więc ludzie ciągle odbudowują miasto? To skrzyżowanie, mówią niektórzy. Klimat jest łagodny, a ziemia jest bogata, mówią inni. – Poczucie ryzyka zawsze nam towarzyszyło – dodaje biznesmen Józef Naseh. – Gdy nie było trzęsienia ziemi, były inwazje.
 

Rzeczywiście, w Anatolii najazdy były niemal tak powszechne, jak trzęsienia ziemi. I jak na ironię, brutalne siły Ziemi tak naprawdę pomogły ludziom w sercu Turcji chronić się przed najazdami wojsk. W regionie zwanym Kapadocją ogniste pokłady pyłu wulkanicznego, chłodzone i rzeźbione przez erozję przez ostatnich kilka milionów lat, pokryły ziemię warstwami skał tak miękkich, że ludzie mogli w nich wyciąć schronienie, nawet całe tajne miasta, w obliczu inwazji hord.
 

– Kapadocja na horyzoncie! – wykrzykuje Lars-Eric Möre, pilot balona, który wyniósł mnie i kosz zwiedzających nad krajobraz usiany skałami w kształcie grzybów z drzwiami i oknami. Potem unosimy się nad kanionem zalesionym sterczynami i wieżami z kamienia w odcieniach różu, bieli, brązu, żółci i szarości. Dalej widać klify z kościołami wykutymi przez bizantyjskich mnichów. Tutaj ludzie i siły geologii współistniały harmonijnie i duchowo.
 

Wulkaniczne lawiny Kapadocji powstały w praktycznie ten sam sposób jak prawie każda inna geologiczna formacja w tym regionie, czyli w wyniku zbliżania się Afryki do Anatolii. Gęsta oceaniczna skała zbliżającego się kontynentu ulegała subdukcji pod Turcję, a gdy skały bogate w wodę schodziły głębiej i mieszały się z płaszczem, tworzyły wyjątkowo mocno nasyconą gazami magmę, która wybuchała w całej Kapadocji.
 

Choć geolodzy uważają, że epoka wulkanizmu skończyła się, na zachodzie, pod Morzem Egejskim, subdukcja dna morskiego trwa. Opadające dno z wielką siłą ciągnie płytę egejską w kierunku Afryki. To rozciągnęło i uczyniło skorupę pod Morzem Egejskim cieńszą, zmieniając kiedyś suchy ląd w zatopiony kontynent. Otwiera to również przestrzeń, w której stronę płyta anatolijska może się przemieścić, gdy jest ściskana przez arabską na wschodzie.
 

Duża część ruchu Anatolii w kierunku zachodnim odbywa się wzdłuż szczególnie niebezpiecznej geologicznej formacji zwanej uskokiem północnoanatolijskim. Oddziela on płytę anatolijską od reszty płyty eurazjatyckiej, biegnąc ze wschodu na zachód, na południe od Morza Czarnego. Na mniej więcej 120 kilometrach, zanim dotrze do Morza Marmara, uskok rozdziela się na co najmniej dwie nici. Morze, które sięga głębokości ponad 1200 metrów, to w rzeczywistości przepaść, rozrywana przez napięcie między tymi nićmi, które kontynuują swój bieg na zachód, przez Morze Egejskie, w stronę Grecji.
 

W obszarze Marmara uskok północnoanatolijski spowodował niezmierzoną dewastację. W ciągu ostatnich 2000 lat prawie 600 udokumentowanych trzęsień ziemi - 40 z nich o magnitudzie 7 lub większej - zaatakowało region. Izmit został wielokrotnie zniszczony, a sam Stambuł doznał poważnych zniszczeń cztery razy w wyniku wielkich trzęsień ziemi w ciągu ostatnich 500 lat.
 

Według Billa Ryana i Waltera Pitmana, geologów z Uniwersytetu Columbia, uskok mógł również wywołać najbardziej katastrofalne zdarzenie kiedykolwiek zaobserwowane wzdłuż Morza Marmara - olbrzymią powódź, która około 7,5 tysiące lat temu wypełniła basen Morza Czarnego. Niedawno wykazano, że pod koniec epoki lodowcowej Morze Czarne było położone znacznie niżej i miało o wiele mniejszą powierzchnię. Potem, gdy lodowce topniały, podnoszące się morza wycięły kanał - dzisiejszy Bosfor - od Morza Marmara w kierunku Morza Czarnego. Zdarzenie to, być może wywołane przez trzęsienie ziemi, spowodowało przelanie ogromnych ilości wody przez skarpę na północ od współczesnego Stambułu w okresie ponad stu dni, napełniając basen do poziomu morza. Powódź musiała przepędzić osadników z całego dawnego wybrzeża z ich wiosek. Być może, jak sugerują Ryan i Pitman, te właśnie wydarzenia zainspirowały historię potopu biblijnego.
 

W deszczowy, wietrzny dzień wybieram się w stronę Bosforu, by odwiedzić miejsce, gdzie legendarna cieśnina rozszerza się na Morze Czarne - przypuszczalne miejsce przełomu. Tam, gdzie Morze Śródziemne kiedyś tworzyło kaskadę wody cieśniny stają się wzburzone. Patrzę jak fale rzucają łodziami rybackimi, wracającymi z połowami makreli, lufarów i bonito - wściekłe wody wciąż wydają się żyć chaosem dawnych czasów. Nic dziwnego, że starożytni obawiali się tego miejsca. W mitologii greckiej wybrzeża po obu stronach Bosforu były wielkimi skałami, które stale się zderzały, uniemożliwiając statkom żeglugę do Morza Czarnego. Dopiero przepłynięcie tego odcinka przez odważnego Jazona i Argonautów zakończyło ich starcia na zawsze.
 

Uskok pólnocnoanatolijski odegrał rolę w tworzeniu się kolejnej tureckiej cieśniny, długiej na 61 kilometrów Dardanele, która łączy Morze Marmara z Morzem Egejskim. Podczas jazdy po półwyspie Gallipoli patrzę, jak statki pod banderami wielu różnych narodów płyną późnym popołudniem w kierunku dawnego Bizancjum, oświetlone promieniami chylącego się ku zachodowi słońca. Niewiele miejsc jest tak silnie powiązanych z ludzką historią. To tu, w 480 roku p.n.e., perski król Kserkses zbudował most z łodzi, aby przeprowadzić ostatecznie nieudaną inwazję starożytnej Grecji. Aleksander Wielki przeszedł tędy w 334 roku p.n.e. w drodze na podbój świata. Próby kontrolowania Dardanele wywołały zdeterminowane bitwy między Turkami i Aliantami w czasie I Wojny Światowej.
 

Dardanele występuje również w mitologii - w opowieści o starożytnej Troi, która strzegła wejścia do cieśniny Dardanele przez całą epokę brązu. W Odysei Homera grecki bohater Odyseusz wymyślił podstęp, który zakończył wojnę trojańską. Greccy żołnierze ukryli się w wielkim drewnianym koniu, którego niespodziewający się niczego Trojanie wtoczyli za mury miasta. Stoję przed jedną z tych ścian z Manfredem Korfmannem, archeologiem z Uniwersytety w Tybindze. Korfmann wyjaśnia inną teorię na temat konia trojańskiego.
 

– Widzisz te pęknięcia? – pyta Korfmann, wskazując na ciężkie szare kamienie wieży. – Większość ludzi uważa je za pęknięcia spowodowane przez trzęsienia ziemi.
 

Korfmann podejrzewa, że przez wiele stuleci Grecy prowadzili bitwy z Troją, ponieważ kontrolowała ona dostęp do zasobów metalu w pobliżu Morza Czarnego. Uważa się, że w pewnym momencie trzęsienie ziemi mogło zniszczyć mury Troi, pozwalając Grekom na ich przekroczenie. Aby uczcić zwycięstwo, Grecy mogli zbudować konia, aby podziękować Posejdonowi za trzęsienie ziemi, a koń był symbolem Posejdona.
 

Dwa szczególnie dewastujące trzęsienia ziemi około 500 roku n.e. zniszczyły Troję raz na zawsze. W efekcie, niespotykana fala wielkich trzęsień ziemi, trwająca od połowy czwartego do szóstego stulecia, uderzyła we wszystkie główne miasta południowo-zachodniej Turcji: Pergamon, Afrodyzję, Efez i Smyrnę. Ta zastanawiająca sekwencja, zwana początkiem bizantyjskiego paroksyzmu tektonicznego, może odzwierciedlać ogromne przesunięcie płyt od Palestyny po Kretę. – To nie był dobry czas do życia – mówi Brian Rose, archeolog z Uniwersytetu Cincinnati. – Nie było końca trzęsieniom ziemi.
 

Siła, która zrodziła większość trzęsień ziemi nękających region Turcji w pobliżu Morza Egejskiego nazywa się ekstensją. Wraz z rozciąganiem i zmniejszaniem grubości skorupy przez subdukcję płyty afrykańskiej, otwierają się wielkie pęknięcia znane jako rowy tektoniczne. Rowy te przeistaczają się w doliny, które wypełniają się żyznymi osadami.
 

Ekstensja na Morzu Egejskim wzbogaciła glebę w południowo-zachodniej Turcji. Jednak ten sam proces, odbywający się zbyt gwałtownie i z towarzyszącymi mu przez wieki wylesieniami, sprzyja gromadzeniu nadmiernej ilości mułu w wielu miejscach, obracając drogi wodne w bagna, a do niedawna pomagał też w rozprzestrzenianiu się malarii.
 

Z İlhanem Kayanem, geografem na Uniwersytecie Egejskim, odwiedzam Dolinę Mały Meander (Küçük Menderes) na południe od Izmiru. Gdy patrzymy na pola uprawne, İlhan wyjaśnia jak duże ilości mułu zgromadziły się w niektórych częściach regionu. – Osady sięgają na 27 metrów w dół w środku tej doliny – tłumaczy. – Jeśli można byłoby zbudować duży odkurzacz i zassać je wszystkie, popłynęłoby tu morze.
 

Połączenie trzęsień ziemi i stałego nagromadzania mułu uczyniło życie mieszkańców Efezu, najlepiej zachowanego ze starożytnych miast w regionie, wyjątkowo trudnym. İlhan prowadzi mnie na wzgórze z widokiem na pozostałości dawnej świątyni Artemidy, skonstruowanej na cześć bogini polowań w VI wieku p.n.e.
 

– Pewnie zbudowali tę wielką świątynię na wybrzeżu – stwierdza İlhan. Dziś ledwo widać Morze Egejskie; muł przesunął linię brzegową o osiem kilometrów na zachód. Odsunięcie tak daleko w głąb lądu zniszczyło gospodarkę Efezu. To i fakt, że chrześcijanie nie chcieli utrzymywać miasta pełnego pogańskich monumentów. Niezależnie od tego, ogromna marmurowa świątynia, którą kiedyś zbudowano na cześć greckiej bogini, była jednym z największych osiągnięć ludzkości, a także jednym z siedmiu cudów starożytnego świata.
 

Wzdłuż południowego wybrzeża Turcji proces ekstensji spowodował opadanie ziemi z brzegu do Morza Śródziemnomorskiego. W mieście Ŭçağiz wynajmuję łódź, aby przepłynąć zatokę, która kiedyś nie istniała. – Naukowcy mówią, że pod nami jest rzymski amfiteatr – mówi kapitan İbrahim Turan. Przepływamy do wyspy o nazwie Kekova, gdzie kiedyś leżało bizantyjskie miasto, które teraz tonie w morzu. Płyniemy obok zapadających się w morze budynków, a pod łodzią rysują się fundamenty domów.
 

Jednocześnie z opadaniem Kekovy do wody, ziemie po drugiej stronie Morza Egejskiego, w Grecji, gwałtownie się podnoszą. Stathis Stiros, geolog z Uniwersytetu w Patras, zabiera mnie na przejażdżkę po południowym wybrzeżu Zatoki Korynckiej, imponującej drodze wodnej oddzielającej Grecję kontynentalną od Półwyspu Peloponeskiego. Na wschodnim brzegu zatoki stoimy na pociętych skałach, które zostały, około 500 p.n.e., ułożone podczas budowy portu w Koryncie, bogatego miasta słynącego z eleganckiej ceramiki. Stiros wskazuje otwory wręcz wywiercone w skałach przez zwierzęta morskie.
 

– Otwory te zostały wykonane pod wodą – mówi. – Teraz są prawie 1,2 metra powyżej linii brzegu.
 

Podnosi się całe południowe wybrzeże wzdłuż zatoki. Stiros zabiera mnie dalej na zachód do skalistego tarasu, gdzie koralowce, które żyły 10000 lat temu około 9 metrów pod wodą, teraz wystają martwe na 6 metrów nad poziom wody. W opadających w stronę wybrzeża górach wędrujemy przez ruiny miasta Aigeira, prawie 300 metrów nad poziomem morza. Stiros tłumaczy, że około 120 000 lat temu bylibyśmy na poziomie morza.
 

W istocie, Zatoka Koryncka to pogłębiający się rów tektoniczny. Peloponez został odsunięty od lądu przez te same siły ekstensji, które rozciągają zachodnią Anatolię i region Morza Egejskiego. Jednak, co ważniejsze, ta sama ziemia jest również ściskana przez znanego nam sprawcę.
 

– Cała środkowa Grecja jest teraz w zakresie wpływu uskoku północnoanatolijskiego – mówi Rolando Armijo, geolog w Instytucie Fizyki Ziemi w Paryżu. – Północne odgałęzienie wypycha góry, w tym Olimp. Odgałęzienie południowe znajduje się na około 100 kilometrów na południe. Zatoka Koryntu i Ateny są na przedniej krawędzi. Teren wokół niej pęka wraz ze zbliżaniem się uskoku. Nazywamy to strefą szkód.
 

W dniu 7 września 1999 roku Ateńczycy z zaskoczeniem dowiedzieli się, że żyją w takim miejscu, choć na Partenonie widnieją rysy - pamiątki po trzęsieniach ziemi w minionych wiekach. Tego właśnie dnia trzęsienie o magnitudzie 5,9 wstrząsało Atenami przez 15 sekund, zabijając 143 osoby i pozostawiając ponad 50 000 bez domu.
 

Trzęsienia ziemi uderzały znacznie częściej na południowy-zachód od Aten, na Peloponezie, niszcząc niektóre z wielkich miast starożytnej Grecji. – Nie było tu dużo rozlewu krwi – mówi Iphiyenia Tournavitou, archeolog pracujący przy cytadeli w Mykenach. W mitycznej greckiej tragedii te złowrogie ruiny doświadczyły ludzkich katastrof. Tutaj Klitajmestra zamordowała Agamemnona za poświęcenie ich córki Ifigenii bogom, a Orestes zamordował matkę za zabicie ojca.
 

To właśnie z tego strategicznego pałacu na szczycie stromego wzgórza, elity rodzin w Mykenach wyrosły na jedną z największych sił greckiego świata w XIV i XIII wieku p.n.e. Jednak mury ich cytadeli okazały się tak samo narażone na działanie sił Ziemi jak władcy na ludzkie namiętności.
 

Mykeny, podobnie jak wszystkie wielkie cytadele regionu, przeżyły przez lata wiele trzęsień ziemi.
 

– W 1250 roku p.n.e. miasto doznało poważnych zniszczeń – mówi Tournavitou. – Znajdujemy ludzi zmiażdżonych pod murami domów.
 

Jednak cytadela została szybko odbudowana i rozbudowana. Pięćdziesiąt lat później Mykeny przeżyły większą katastrofę. – Nigdy się do końca nie podnieśli. Rządząca arystokracja musiała upaść – dodaje.
 

Inwazje najeźdźców zakłóciły handel na Morzu Śródziemnym i zapewne osłabiły mykeńską gospodarkę. Jednak archeolodzy coraz częściej postrzegają trzęsienia ziemi jako czynnik otwierający drzwi do zniszczenia, podobnie jak w przypadku zburzonych murów Troi, które pozwoliły wejść Grekom. Większość zgadza się, że trzęsienia ziemi, a zwłaszcza ogromny wybuch wulkanu około 1600 roku p.n.e. na wyspie Thera, doprowadziły do upadku potężnej kultury minojskiej na pobliskiej Krecie.
 

Floyd McCoy i Grant Heiken, naukowcy finansowani z grantów National Geographic Society, badali erupcję Thery, jedną z największych w historii. Mniejsza pierwsza erupcja, która rozrzuciła popioły po ziemi przed głównym wydarzeniem, mogła odstraszyć większość ludności - wykopaliska nie ujawniły żadnych szkieletów.
 

Drugi wybuch zaczął się od pumeksu, który pokrył położone niżej na zboczu miasto Akrotiri na wiele metrów. Potem woda morska wdarła się do wylotu walącego się wulkanu i utworzyła wybuchową mieszankę magmy i gazów. Powstały ogromne ilości pary, co zmieniło już gwałtowną erupcję w niewiarygodnie wybuchową i jak tłumaczy McCoy: „najgorszy rodzaj erupcji możliwy na tej planecie”.
 

Popiół i pumeks z Thery można znaleźć na Krecie 100 kilometrów na południe. Tsunami uderzyły w północne wybrzeże, potencjalnie zatapiając liczne minojskie statki - katastrofalne wydarzenie dla marynistycznej kultury. Popiół prawdopodobnie zniszczył uprawy wraz z trawami, na których pasły się zwierzęta hodowlane.
 

To nie była pierwsza katastrofa geologiczna na Krecie. – Przynajmniej wiek wcześniej wielkie trzęsienie ziemi zniszczyło pałac w Knossos, główny ośrodek władzy minojskiej – mówi Eleni Hatzaki, kurator z oddziału Brytyjskiej szkoły w Atenach w Knossos. – Minojczycy dokonali odbudowy na wielką skalę, a po tym nastąpił szczyt ich kultury.
 

Jednak kolejne duże trzęsienie poważnie uszkodziło pałac, w mniej więcej tym samym czasie jak erupcja na Thera. W następnych dziesięcioleciach, wszystkie główne pałace na Krecie zostały strawione przez ogień - prawdopodobnie podłożony przez najeźdźców - a ostatecznie Mykeńczycy przejęli kontrolę nad wyspą.
 

Trzęsienia ziemi wciąż wstrząsają Kretą wraz ze zbliżaniem się Afryki leżącej niewiele więcej niż 320 kilometrów na południe. Podczas gdy wschodnia część wyspy zapada się, zachodnia znacznie się podnosi. Datując muszle morskich zwierząt, żyjących zazwyczaj na poziomie morza, geograf Paolo Pirazzoli z Francuskiej Rady Naukowej znalazł dowody na zdumiewające podniesienie poziomu lądu o 8,2 metra w wyniku jednego wielkiego trzęsienia ziemi. Uważa, że stało się to 21 lipca 365 roku n.e., dacie ogromnego tsunami na Morzu Śródziemnym.
 

Na dalekim zachodnim wybrzeżu Krety to niesamowite wypchnięcie lądu podniosło helleński port Falasarna o 6,1 metra ponad poziom morza. W ostatnim dniu mojej podróży wspinam się na górę za miastem. Jej zbocze pełne jest bloków wyciętych z pobliskich klifów i przeciągniętych tu dawno temu do budowy fundamentów. Wspinaczka jest męcząca, a ja jednocześnie zaczynam odczuwać smutek. Tyle energii poszło w budowę tego miasta, a teraz nic, tylko ruiny.
 

Podmuch wiatru prawie powala mnie z nóg. Wyobrażam sobie, że smaga mnie oddech Posejdona. Nie. Jestem po prostu zmęczony podróżą i czuję się mały oraz bezsilny w obliczu wszystkich sił, które bóg wstrząsający Ziemię reprezentuje. Pamiętam, co widziałem po trzęsieniu ziemi w İzmit i zastanawiam się, dlaczego tak wiele osób musiało umrzeć. Czy wszystkie nasze trudy są daremne?
 

Kolejny podmuch i przypominam sobie Adapazarı, w pobliżu epicentrum trzęsienia ziemi w İzmit - odwiedziłem miasto trzy miesiące po tym, gdy tak duża jego część się zawaliła. Nowe budynki już wyrastały. Błotniste ulice pulsowały życiem. Choć wielu mieszkańców mieszkało w namiotach, energia powracała. Naklejka na tylnej szybie samochodu głosiła: „Kocham moje Adapazarı i go nie opuszczę.”
 

Na tej smaganej wiatrem górze dociera do mnie, że ludzie nie są jednak aż tak bezsilni. Jesteśmy wytrwali. Posiadamy spryt Odyseusza, finezję Homera, a nawet próżność Antiocha. Motywują nas siły wyobraźni i miłość, a także zdolność do płakania nad naszymi tragediami, a przede wszystkim, do wyobrażenia sobie nowego dnia. W ten sposób jesteśmy równi z trzęsącym naszą planetą bogiem. Odbijamy się od dna i naszym człowieczeństwem przykrywamy wszystko co najgorsze w arsenale natury.
 

Autor: Rick Gore