Jednak ten „ktoś” z frazy „kogo spotykasz” zaczął się w tym układzie zmieniać. Dziś może oznaczać więcej wirtualnych, społecznościowych znajomych niż tych rzeczywistych; więcej informacji z Twittera czy Facebooka niż z doświadczeń spotkań w realu; więcej deklaracji ze sponsorowanych, 24-godzinnych serwisów informacyjnych niż z rozmów z innymi ludźmi. Żyjemy w złożonych społeczeństwach zbudowanych wokół procesów politycznych i ekonomicznych, które są źródłem ogromnych nierówności i rozdźwięku. Sam ten podział prowadzi do masy uprzedzeń i murów dzielących ludzi. Liczba interakcji, zwłaszcza w mediach społecznościowych, mnoży się dokładnie w czasie, gdy nasze społeczeństwa coraz bardziej się dzielą. Jakie mogą być tego skutki?

W dawnych czasach utrzymywaliśmy równowagę, okazując współczucie i sympatię i wspierając więzi, gdy tylko mieliśmy okazję do spotkań. Na platformach społecznościowych królują anonimowość i brak interakcji twarzą w twarz. W efekcie znika kluczowy element ludzkiej wspólnotowości – to zaś otwiera wrota częstszym i bardziej brutalnym przejawom agresji. Bycie wrogim, szczególnie wobec kogoś, z kim nie musimy stawać do osobistej konfrontacji, staje się dziś łatwiejsze niż kiedykolwiek. Jeśli – jak na platformach społecznościowych – działanie nie ma żadnych konsekwencji, rosną agresja, nieuprzejmość i zwyczajna niegodziwość.

Ci, których spotykamy w sieci, z pewnością będą mieć na nas wpływ. Zastanówmy się zatem, kogo chcemy spotykać? Jakie społeczeństwo tworzyć i przez jakie być kształtowani? Pytanie brzmi: jak zmieniamy tych, którzy zmieniają nasze ciała i umysły, i jak dzięki temu można zmniejszyć agresję?

Ludzie osiągnęli sukces ewolucyjny, ponieważ wielkie mózgi pozwoliły im tworzyć więzi i współpracować w sposób bardziej złożony i różnorodny niż jakimkolwiek innym zwierzętom. Zdolność do obserwacji funkcjonowania otaczającego nas świata, do wyobrażania sobie, jak można by go ulepszyć, i do urzeczywistniania (a przynajmniej próby urzeczywistnienia) tych wizji – to właśnie cechuje ludzkość jako gatunek.

W tym tkwi też klucz do rozwiązania problemu. Jesteśmy wyposażeni w umiejętności pozwalające zarówno tłumić agresję, jak i wspierać spójność. Od niepamiętnych czasów ludzie wspólnie karali i wyszydzali agresywne, antyspołeczne działania, takie jak prześladowanie słabszych czy wykorzystywanie.

W mediach społecznościowych, gdzie troll jest anonimowy i nie wiadomo, skąd atakuje, nawet najczystsze w założeniu osobiste wyzwanie może zmienić się w pyskówkę. Natomiast grupowa reakcja na hejtera – wyważona, wspólna replika zamiast indywidualnych wypowiedzi będących nieprzemyślanym odparowaniem ataku – może być skuteczniejsza.

Weźmy np. wpływ ruchów #MeToo czy Black Lives Matter (przeciwstawiający się rasizmowi w przestrzeni publicznej). Spójrzmy, jak społeczna presja wpłynęła na korporacje medialne, by zaczęły monitorować fake newsy i mowę nienawiści. To przykłady tego, jak ludzie mogą naciskać na social media, by wspierały pozytywne trendy, a karały to, co negatywne. Tak, wydaje się, że ilość agresji w świecie rośnie, ale nie dlatego, że jesteśmy źli do szpiku kości. Raczej dlatego, że nie dorośliśmy, jako ludzkość, do trudnych społecznych wyzwań, jakie stawia przed nami współczesna rzeczywistość. To oznacza przeciwstawianie się i niezgodę na szykanowanie, wykorzystywanie, przemoc i agresywne prześladowanie, a w zamian wspieranie postaw i zachowań prospołecznych.

Musimy to robić, zarówno osobiście, jak i w sieci.