Owszem. W baśniach, poezji i pobożnych życzeniach. Od zawsze skupiał uwagę poetów i mędrców we wszystkich kulturach, nieobcy był pospólstwu. Stare polskie poradniki i księgi botaniczne przedmiot substancji powodujących chciwość ku niewieście czy też męskich rzeczy posilenie roztrząsały dość obszernie. Szukając konkretów, szybko przekonamy się, że skuteczny afrodyzjak w przyrodzie znaleźć dużo trudniej niż w literaturze. Mimo to sprawa nie jest beznadziejna. I jeszcze jedna uwaga ogólna: mężczyźni mają łatwiej.

Intymne spotkanie zakończy się sukcesem, gdy zadziała złożony system zarządzający hormonami, naczyniami krwionośnymi i neuroprzekaźnikami. Po pierwsze, musi pojawić się libido, o którym decyduje prawidłowy poziom testosteronu. Ciekawe, że jest on istotny nie tylko dla mężczyzn, kobiety też muszą go mieć trochę we krwi – bez tego ani rusz. Co się dzieje dalej? Rządzi nami czysta chemia: testosteron podnosi stężenie insulinopodobnego czynnika wzrostu we krwi i pojawia się pożądanie.

– Jednak samo chciejstwo nie oznacza, że fizycznie można się spełnić – mówi prof. Maciej Kurpisz, kierownik Zakładu Biologii Rozrodu i Komórek Macierzystych Instytutu Genetyki Człowieka PAN w Poznaniu. Potrzebny jest jeszcze drugi środek, który rozszerzy naczynia krwionośne, tzw. Substancja naczynioruchowa. Trzeba pobudzić oba mechanizmy bodźcowe naraz. – Wyjaśniła to współczesna medycyna – dodaje profesor. Mężczyzna musi dostać testosteron, żeby podnieść libido, oraz coś, co pobudzi produkcję tlenku azotu (w farmakoterapii używa się w tym celu np. viagry). – Jednak przyszłość nie należy ani do afrodyzjaków, ani leków – mówi prof. Kurpisz. – Za kilkanaście lat sami sobie będziemy dostarczać części zamiennych, korzystając z własnych komórek macierzystych. Już teraz bliznę na sercu po zawale można załatać, pobierając komórki macierzyste z uda pacjenta. Może kiedyś dzięki tej technologii lekarze będą umieli zahamować procesy starzenia zachodzące również w organach płciowych?

Zostawmy jednak przypuszczenia i wróćmy do realiów. Gdy już się chce i układ naczynioruchowy jest sprawny, musi nastąpić trzeci bodziec, psychiczny, czyli namiętność. – Żeby krew zeszła właśnie w to miejsce, o które nam chodzi – wyjaśnia profesor.

Na razie nikt nie wynalazł substancji, która działałaby na wszystkie trzy elementy systemu. Ale można pokusić się o ułożenie skutecznego koktajlu z dostępnych środków.

 

Pokrzywa w winie

uwarzona pobudza

i wzmacnia uczynek męski

ku żonie, i zasię także żony

ku mężowi. A jeszcze lepiej

będzie, gdy nasienie

pokrzywiane z pieprzem

a przaśnym miodem

zmieszać,

stłukłszy w moździerzu,

potwierdza mocnie

uczynek małżeński,

 choć już ozimiały.

 Zbigniew Kuchowicz

Miłość staropolska

Najpierw libido

Gdzie w przyrodzie szukać testosteronu i jak go podać? Teoretycznie najłatwiej znaleźć go tam, gdzie powstaje: w jądrach. I skonsumować, oczywiście. Mądrość ludowa w wielu kulturach na świecie ów organ w tym celu wykorzystywała od setek lat. Kamasutra zaleca przysmak przyrządzony z gotowanych jąder barana lub kozła skąpanych w mleku z cukrem.

W innych częściach świata popularne były przysmaki z jąder zwierząt obdarzonych silnym popędem seksualnym, takich jak byk, ogier czy kogut. Niestety dowodu naukowego, że ta hormonalna terapia zastępcza rzeczywiście działa, na razie nie ma. A sam zwyczaj jest zapewne owocem przekonania, iż myśliwy, zjadając konkretne organy zwierzęcia, przejmuje zawartą w nich moc. Prawdopodobnie leżało też ono u podstaw tradycji spożywania penisów jelenia w Chinach czy zupy z organów byków na Jamajce. W tym przypadku złudzeń nie ma. Ewentualne działanie naukowcy przypisują efektowi placebo.

Badacze nie ustają jednak w poszukiwaniach. W latach 70. XX w. wydawało się, że odkryli tajemnicę popularnego afrodyzjaku o wdzięcznej nazwie buzdyganek naziemny (Tribulus terrestris). Ta skromna roślinka z żółtymi kwiatkami występująca w Afryce, Azji i na południu Europy zdobyła światową sławę, gdyż zawiera substancję imitującą testosteron. Wyniki badań nie są jednak jednoznaczne. W eksperymencie przeprowadzonym w 2005 r. na młodych mężczyznach nie zaobserwowano, by spożycie tabletek z cud-roślinki dawało znaczący wzrost poziomu testosteronu, androstendionu lub lutropiny odpowiedzialnej za produkcję męskiego hormonu.

– Natomiast my, podając ją pacjentom, uzyskujemy czasowe podniesienie testosteronu, a u panów bez plemników w ejakulacie udaje się nawet okresowo przywrócić spermatogenezę – mówi prof. Kurpisz. Wykazano też efekt leczniczy buzdyganka na układy moczowy, sercowo-naczyniowy i pokarmowy. Grunt to wszechstronna kuracja.

Teraz mała dygresja hormonalna. Jedzeniem można sobie libido nieco podnieść, ale też je obniżyć, na co szczególnie powinni uważać mężczyźni. Soja na przykład ma właściwości proestrogenne, sprzyja wytwarzaniu hormonu żeńskiego, co na sprawność panów ma działanie przeciwskuteczne. Na oziębłe kobiety zaś większego wpływu mieć nie będzie. Panie w ogóle mają w tym aspekcie gorzej. Ich natura erotyczno-seksualna jest bardziej skomplikowana niż u panów, więc dużo trudniej im o dobre afrodyzjaki. Niektórzy endokrynolodzy zalecają – szczególnie kobietom w okresie pomenopauzalnym – terapię niewielkimi dawkami testosteronu. W całym tym galimatiasie testosteronowo-afrodyzjakowym może się zatem okazać, że najskuteczniejszą metodą na podniesienie libido jest nie tyle spożywanie wyszukanych potraw, lecz... gonienie króliczka.

Szkopuł w tym, żeby potraktować to powiedzenie wprost i pójść pobiegać, na przykład. Mechanizm jest prosty: – Aktywność fizyczna powoduje wzrost testosteronu i ma się chciejstwo – mówi prof. Kurpisz. Ostatnio coraz popularniejszą metodą na poprawienie sobie samopoczucia są wizyty w kriokomorze. Dwu-, trzyminutowy pobyt w temperaturze dochodzącej nawet do –160OC wywołuje w organizmie stres fizjologiczny, który m.in. powoduje wyrzut hormonów z gruczołów endokrynnych do krwi. W takiej sytuacji doprawdy trudno nie być pobudzonym.

 

Słynne konforatywy:

Ostrygi, małże oraz żabie udka sławione były przez Casanovę, ale ich cudowne właściwości nie zostały udokumentowane naukowo.

Szparagi ongiś uznawane za wybitny afrodyzjak miały Kupidyna poruszać oraz rodzić czucie lubieżne i skłaniać do miłostek. Kiedyś może to była prawda, bo dostarczały cennych witamin. Teraz, gdy jesteśmy dobrze odżywieni, można śmiało uznać, że są przereklamowane.

Alkohol. Za wyjaśnienia wystarczy fraszka Odegna Nasha w tłumaczeniu Stanisława Barańczaka:

Herbata

Też zbrata

Ale martini

Szybciej to czyni.

 

Chęci są. Pora na ciąg dalszy

Substancje rozszerzające naczynia krwionośne i podnoszące ciśnienie w przyrodzie znaleźć jest dużo łatwiej niż testosteron. Wielką sławą w tej materii cieszy się hiszpańska mucha, czyli niepozorny chrząszcz, i produkowana przezeń toksyna zwana kantarydyną. Roztwór ze sproszkowanego owada stosowano już 2 tys. lat temu w Chinach i Afryce. Historia mówi, że specyfik działa, powodując przekrwienie okolic krocza i podnosząc ciśnienie. Historia uczy także, że bywa on niebezpieczny. Zbigniew Kuchowicz w Miłości staropolskiej podaje, że nadużywane napojów miłosnych mogło spowodować w XVI w. przedwczesną śmierć Stanisława i Janusza, ostatnich książąt mazowieckich, i przyśpieszyć wygaśnięcie możnego rodu Ostrogskich. Cytuje też pewnego pamiętnikarza: w kilka niedziel po ożenieniu [hetman Stanisław Koniecpolski], od konforatytywy [afrodyzjaku], którą zażywał dla młodej żony, a którą przesadzono, bo mu aptekarz na razy kilka był dał a on razem zażył, i tak swego życia wiek dokonał. Dziś wiadomo, że zaledwie 10 mg hiszpańskiej muchy może być dla człowieka dawką śmiertelną.

Z dozowaniem tego specyfiku rzeczywiście trzeba uważać. Jeśli niecierpliwy mężczyzna zamiast poczekać 15–30 minut, aż mucha zadziała, łyknie nadprogramową dawkę, pojawia się zagrożenie wystąpienia tzw. odruchu zastawkowego. – Zastawki się zamykają i mogą nie zechcieć się otworzyć, by pozwolić na odpłynięcie krwi z naczyń jamistych członka. To jest objaw priapizmu, zesztywnienia. Gdy utrzymuje się ono przez kilka godzin, lekarz powinien cierpiącemu podać środki przeciwkrzepliwe i uspokajające – radzi prof. Kurpisz. I dodaje: – Czasem kładzie się pacjentowi lód w tyłek.

Gwoli ścisłości należy dodać, że stosowanie afrodyzjaków podnoszących ciśnienie jest przeciwwskazane u mężczyzn z nadciśnieniem i chorobą wieńcową, leczonych nitratami. Nadmierna mobilizacja słabego układu naczyniowego może wywołać niebezpieczny skok ciśnienia i zawał serca. Tego typu afrodyzjaków gwarantujących sukces jest więcej. Dwa lata temu naukowo dowiedziono skuteczności żeń-szenia (Panax ginseng).

Korzeń tej rośliny zawiera bioaktywną substancję, która znacząco zniwelowała u panów trudności lekkiego i średniego stopnia z erekcją. Zapewne zadziałał mechanizm z tlenkiem azotu we krwi. Naukowcy zaobserwowali też pozytywny efekt działania żeń-szenia na kobiety przechodzące menopauzę. Badane deklarowały wzrost pobudzenia seksualnego i satysfakcji, zaś kobiety z grupy kontrolnej, którym podano placebo nic takiego nie odczuły. Czyli jednak coś na płeć piękną działa.

Poczesne miejsce wśród substancji pochodzenia roślinnego zapewniających poprawę erotycznych doznań zajmuje też johimbina – alkaloid uzyskany z wywaru kory z johimby lekarskiej (Pausinystalia johimbe), drzewa rosnącego w Afryce Zachodniej. Rozszerza ona naczynia krwionośne i wypełnia krwią ciało gąbczaste penisa, co doceniają mężczyźni z zaburzeniami erekcji z przyczyn psychicznych. Byli zadowoleni z jej działania tak bardzo, że specyfik zatwierdzono jako lek na tę dolegliwość. Niestety u panów mających zaburzenia z przyczyn somatycznych johimbina daje efekty mniej spektakularne.

Listę przebadanych na ludziach i skutecznych afrodyzjaków zamyka szafran. Już w XVIII w. utrzymywano, że powoduje chciwość ku rzeczy cielesnej. W 2009 r. przeprowadzono badania na jego skuteczność u 20 mężczyzn skarżących się na zaburzenia sprawności seksualnej – znaczna część problemów za sprawą przyprawy zniknęła. Jednak porcja szafranu musi być duża, 200 mg substancji dziennie. Wyszło to w badaniu rok później, gdy panom zaaplikowano dawkę siedem razy niższą i tak pozytywnego efektu już nie odnotowano.

Ale to wszystko mało. Potrzebny jest ostatni składnik miłosnego koktajlu: bodziec psychiczny. Na to niestety nie ma żadnej tajemnej metody. Musi zaiskrzyć.