Głównym celem jego wyprawy w góry Bodmin Moor było zebranie środków finansowych na stworzenie leczniczego ogrodu w tamtejszym Królewskim Szpitalu (Royal Cornwall Hospital). Po wspięciu się 420 metrów nad poziomem morza w towarzystwie żony i bardzo niesprzyjającej aury dziarski 84-latek, któremu kilka miesięcy wcześniej lekarze dawali 5 procent szans na przeżycie koronawirusa, powiedział: “Czuję się fantastycznie, że to się nam udało”, a zapytany o to, jakie wyzwanie szykuje dla siebie jako następne, żartobliwie odpowiedział dziennikarzowi: “Zejdź mi z drogi, idę do pubu na piwo”.

Robin Hanbury-Tenison był jedną z pierwszych osób na południowym zachodzie Wielkiej Brytanii, które poważnie zachorowały na koronawirusa. Objawy uderzyły w niego na początku marca, kilka dni po tym, jak wrócił z wycieczki narciarskiej we Francji, a gdy się nasiliły, mężczyzna został przewieziony do szpitala Derriford w Plymouth, w którym spędził aż pięć tygodni na oddziale intensywnej terapii. Mężczyzna twierdzi, że w pełnym powrocie do zdrowia pomógł mu szpitalny ogród i kontakt z przyrodą, przyznając, że chwilą, w której uwierzył że będzie żyć dalej, było zawiezienie go na wózku do leczniczego ogrodu na terenie placówki.

"Otworzyłem oczy, dostrzegłem słońce, zobaczyłem kwiaty i wtedy wiedziałem, że moje życie zostało uratowane dzięki uzdrawiającej mocy natury" – powiedział w jednym z wywiadów. Ogród, o którym tak ciepło mówi Hanbury-Tenison, został stworzony z pomocą doświadczonego projektanta Toma Masseya, po tym, jak rośliny wyhodowane specjalnie na odwołane z powodu pandemii koronawirusa targi kwiatowe Chelsea Flower Show zostały przekazane szpitalowi.

 

 

Po pięciotygodniowej wizycie w szpitalu i powrocie do swojego domu w Bodmin weteran odbudował swoją kondycję fizyczną z pomocą żony Louelli i specjalistów. "W ramach darmowej opieki medycznej miałem wielu wspaniałych fizjoterapeutów, którzy przychodzili i kazali mi wykonywać wszelkiego rodzaju głupie ćwiczenia. (...) Kiedy wyszedłem ze szpitala, mogłem przejść z balkonikiem około pięciu metrów i od tego czasu Louella wyciąga mnie na szczyty i zbocza niewysokich gór" – powiedział emerytowany odkrywca, który jest znany z tego, że w 1977 roku prowadził na Borneo wyprawę Królewskiego Towarzystwa Geograficznego, która pomogła uratować las deszczowy Mulu. 

Cichy bohater

Wyprawa na Borneo, pokonanie koronawirusa i zdobycie szczytu Brown Willy to tylko wierzchołek góry lodowej, jeśli chodzi o życiowe osiągnięcia Robina Hanbury-Tenison.  

W 1957 r. jako pierwszy podróżował on jeepem z Londynu na Sri Lankę (znaną wówczas jako Cejlon), w 1958 r. wraz z Richardem Masonem jako pierwsi przeprawili się przez Amerykę Południową w jej najszerszym punkcie lądu, a w latach 1964-65 dokonał pierwszej przeprawy z północy na południe Ameryki Południowej. W ciągu kolejnych lat wziął udział w amazońskiej wyprawie magazynu “Geographical Magazine, a także założył organizację charytatywną Survival International, z którą zjeździł kawał świata. 

Hanbury-Tenison pozostał aktywny praktycznie do momentu uderzenia pandemii, która na kilka tygodni wycięła go z normalnego życia, ale nawet to nie powstrzymało go przed powrotem do swoich celów – nic tylko brać przykład.