Takie rozłożenie obciążeń miałoby uratować europejską gospodarkę w czasie wychodzenia z pandemii. Naturalnie, nie wiązałoby się to ze zmniejszaniem płacy, a jedynie wymiaru przepracowywanych godzin, przekonują m.in. John McDonnell, były brytyjski kanclerz w gabinecie cieni, Katja Kipping, szefowa niemieckiej partii Die Linke, hiszpański poseł Íñigo Errejón z partii Más País czy Len McCluskey, sekretarz generalny brytyjskiego związku zawodowego Unite the Union.

 

 

Miało być lepiej

Idea krótszej pracy nie jest bynajmniej czymś nowym. Znany brytyjski ekonomista John Maynard Keynes, propagator m.in. interwencjonizmu państwowego w dziedzinie ekonomii i finansów państwowych, w środku Wielkiego Kryzysu w 1930r. prognozował, że dzięki zmianom technologicznym i tworzonemu z tą pomocą bogactwu tydzień pracy będzie wynosił kiedyś 15 godzin. 

O ile faktycznie, na świecie powstało więcej bogactwa, to wcale nie przełożyło się to na zmiany w czasie pracy. Autorzy apelu do europejskich liderów zwracają uwagę na fakt, że pomimo postępu technologicznego i wynalezienia urządzeń upraszczających wykonywanie wielu zadań, jak choćby komputery osobiste, od 40 lat nie zmniejszyła się ilość godzin przepracowywanych przez ludzi a tym bardziej nie zwiększył ”czas wolny”.

 

Pilna potrzeba

Okres pandemii, wyjaśniają dalej autorzy listu, to najlepszy moment by wprowadzić tak istotną zmianę. - Na przestrzeni dziejów krótsze godziny pracy wprowadzano zawsze w czasach kryzysu ekonomicznego i recesji jako formę równiejszego podziału pracy w gospodarce pomiędzy bezrobotnymi a tymi zbytnio obciążonymi pracą – lewicowi politycy i związkowcy napisali w otwartym liście

Czterodniowy tydzień pracy pomógłby nie tylko uregulować nierówności w zakresie zatrudnienia, ale pozwoliłby zmienić samo podejście do tego jak pracujemy. W efekcie możliwe byłoby zredukowanie zużycia energii i spowolnienie kryzysu klimatycznego. – Dla dobra społecznego i postępu cywilizacyjnego, teraz właśnie jest moment by wykorzystać okazję wprowadzając krótszy tydzień pracy bez redukcji płac – apelują sygnatariusze apelu.

 

Państwowe eksperymenty

Propozycje 4-dniowego tygodnia pracy zyskały już zainteresowanie władz niektórych państw i kierownictwa tak dużych firm, jak choćby Microsoft. Idea mniejszego obciążania pracownika wspierana była przed pandemią hasłami o konieczności dbania o jego zdrowie psychiczne.

Tym bardziej słuszne więc wydają się postulaty autorów listu w sytuacji, gdy wiele osób pozostających z konieczności w reżimie telepracy zatracając granicę między czasem prywatnym a tym oddawanym firmie zwyczajnie więcej pracuje. Niekoniecznie nadgodziny spędzane przy laptopie w domowej kuchni przekładają się na większą wydajność pracownika.

- Uważam, że ludzie zasługują na to, by spędzać więcej czasu ze swoimi rodzinami i bliskimi, pielęgnować swoje hobby i inne aspekty życia, takie jak kultura. To może być dla nas kolejny krok w życiu zawodowym – tłumaczyła w styczniu nowa premier Finlandii, Sanna Marin, przekonując o konieczności wprowadzenia 4-dniowego tygodnia pracy.

Szwecja już kilka lat temu wprowadziła 6-godzinny dzień pracy, Nowa Zelandia pracuje 4 dni w tygodniu od 2018 roku, Francja w 2000 roku zmniejszyła tygodniową ilość godzin pracujących z 39 do 35, a Brytyjska Partia Pracy podczas wyborów obiecywała, że jeśli wygra, zarządzi 32 godziny pracy w tygodniu, jednak Brytyjczycy nie mieli okazji się o tym, przekonać, bo ostatecznie nie została wybrana.