Jej ślady odkryli w prowincji Emeishan, w południowo-zachodnich Chinach, badacze z University of Leeds w Wielkiej Brytanii. Ich zdaniem z wulkanów wydobyło się wówczas pół miliona kilometrów sześciennych lawy, pokrywając obszar około jednej trzeciej powierzchni Polski.
Dzięki temu, że erupcja miała miejsce w otoczeniu płytkiego morza, warstwa zastygłej lawy jest dzisiaj wyraźnie widoczna w skałach osadowych i wygląda jak warstewka sera włożonego do środka kanapki. Niestety również ze względu na bliskość morza niszczycielskie skutki wybuchu zwielokrotniły się, przybierając postać globalnej katastrofy. Zetknięcie się lawy z wodą doprowadziło bowiem do gwałtownej emisji dwutlenku siarki do stratosfery. - Kiedy gorąca, lepka magma spotyka na swej drodze płytkie morze, to tak,  jak z wylaniem wody na rozgrzaną patelnię. Doszło do spektakularnej eksplozji i wytworzenia gigantycznych chmur pary - wyjaśnia badający tę sprawę prof. Paul Wignall, paleontolog z University of Leeds. - Chmury dwutlenku siarki rozprzestrzeniły się wokół całej planety, ochładzając ją i wywołując silne kwaśne deszcze.

Tekst: Agnieszka Budo