Od początku epidemii koronawirusa oficjalne wytyczne Światowej Organizacji Zdrowia są jasne - tylko dwie grupy osób powinny nosić maski: osoby chore i wykazujące objawy zakażenia oraz osoby opiekujące się chorymi bądź zakażonymi.

Inni nie muszą nosić masek ochronnych. Po pierwsze dlatego, że nie ma absolutnie żadnych dowodów na to, żeby ich noszenie dawało odpowiednią ochronę przed zakażeniem. Zwróćcie uwagę, że personel medyczny oprócz maseczek nosi też cały zestaw ubrań ochronnych: rękawiczki, fartuchy, kombinezony a nawet specjalne „przyłbice” ochronne.

Eksperci niemal od początku pandemii twierdzą, że znacznie ważniejsze od maseczek jest częste i dokładne mycie rąk. Ponadto – noszenie masek przez „laików” może prowadzić do „fałszywego poczucia bezpieczeństwa”. A też nie każdy wie, że zdjęcie maseczki ochronnej wymaga ostrożności, a po tej czynności i tak należy umyć ręce.

 

Mandat za brak maski

Jednak w niektórych częściach Azji, m.in. w Chinach kontynentalnych, Hongkongu, Japonii, Tajlandii i na Tajwanie praktycznie wszyscy noszą maseczki. Wynika to przede wszystkim z przekonania, że nawet jako zdrowy – alb tzw. cichy nosiciel – sam możesz nie mieć objawów, ale możesz zarażać innych. Dlatego maska ochronna jest obowiązkowa – w trosce o zdrowie innych.

Co ciekawe w części Chin za brak maseczki można nawet zostać ukaranym mandatem. Swojego czasu sieć obiegło nagranie, na którym policjanci zatrzymali kobietę, bo nie miała na twarzy maski.

Zresztą w części krajów azjatyckich widok przechodniów w maseczkach to nic nadzwyczajnego. Jeszcze przed epidemią koronawirusa modne były tam nie tylko zwykłe maski ochronne, ale też bardziej zaawansowane modele – w różnych kolorach, wzorach czy z motywami z filmów. Wszystko za sprawą wysokiego poziomu zanieczyszczenia powietrza.

Inny czynnik decydujący o powszechności masek ochronnych to czynnik kulturowy. W Azji Wschodniej wielu ludzi przyzwyczaja się do noszenia masek, gdy są chorzy lub gdy męczy ich katar sienny, ponieważ kichanie lub kaszel uważa się za zachowanie nieeleganckie.

Dodatkowo epidemia SARS z 2003 roku, która dotknęła kilka krajów w regionie, również uświadomiła mieszkańcom znaczenie noszenia masek ochronnych w trakcie choroby.

 

Maska jak mundur na czas pandemii

Donald Low, ekonomista behawioralny i profesor na Uniwersytecie Nauki i Technologii w Hongkongu, porównuje noszenie maski ochronnej do noszenia munduru, a walkę z epidemią do wojny.

– Codzienne zakładanie maski przed wyjściem jest jak rytuał, jak zakładanie munduru, a podczas rytualnego zachowania czujesz, że musisz żyć zgodnie z tym, co oznacza mundur – powiedział Low.

Jego zdaniem noszenie takiego „munduru” sprawia, że ludzie chętniej dostosowują się do ograniczeń związanych z pandemią – przestrzegania dystansu społecznego, unikania zgromadzeń, przestrzegania zasad higieny.

Ale niehigieniczne jest – i trzeba to mocno podkreślić – zakładanie tej samej maseczki drugi raz. Maseczki ochronne są w większości jednorazowe. Jeśli decydujemy się stosować maseczkę materiałową, powinniśmy ją uprać po każdym użyciu.

W krajach, w których noszenie masek jest powszechne, głośno krytykowani są ci, którzy ich nie noszą. Ale nie brakuje też odwrotnych sytuacji – w wielu europejskich krajach to ci, którzy zakładają maseczki ochronne muszą liczyć się z niechętnymi spojrzeniami. Często dlatego, że maska może być kojarzona jako oznaka, że nosząca ją osoba jest chora i zaraża.

Cisi nosiciele i dotykanie twarzy

Niewykluczone, że po pandemii koronawirusa maski na stale zagoszczą także na ulicach europejskich miast. Tym bardziej, że część ekspertów zaczyna podważać zalecenia WHO.

Ich zdaniem wprowadzenie powszechnego obowiązku noszenia masek ochronnych mogłoby uchronić nas przed częścią zakażeń wywołaną przez cichych nosicieli koronwairusa, którzy przechodzą Covid-19 bezobjawowo, ale zarażają innych.

Szacuje się, że w Chinach jedna trzecia wszystkich zakażonych nie wykazuje żadnych objawów. Wciąż nie potwierdzono, czy zakażeni bez objawów mogą zarażać innych, jeśli nie kaszlą albo nie mają kataru.

Dlatego tak ważne jest, aby ze względu na koronawiursa unikać dotykania twarzy. Dotykając ust, nosa czy oczu możemy przenosić wirusa z dotykanych powierzchni na wrażliwe błony śluzowe – lub odwrotnie – ze swoich ust i nosa na powierzchnie, których dotykamy.

 

Katarzyna Grzelak