Potworna choroba płuc dotykająca palaczy w USA pokazywana jest jako dowód na szkodliwość zaciągania się aerozolami. Jeżeli jednak poznać szczegóły, cierpienie ludzi okazuje się skutkiem ich skrajnej nieodpowiedzialności. Śledztwo Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób, CDC, ostatnią falę przypadków uszkodzeń płuc uznaje za rezultat używania czarnorynkowych (i źle przygotowywanych) olejków z ekstraktem z marihuany.

Uwagę mediów przykuł niedawno pierwszy znany przypadek płuc poranionych metalem z vaporyzatora. Urządzenie doprowadziło człowieka do stanu w którym dotychczas widziano jedynie pracowników przemysłu metalurgicznego wdychających opiłki żelaza. Tam badania nad częstotliwością zjawiska jeszcze trwają.

To powyżej jawi się jako odstępstwo od e-papierosowej rzeczywistości, a tej nikt jeszcze dobrze nie zbadał. Choć elektronicznym dymkiem ludzie zaciągają się już od 2003 roku, nie było dotąd badań pokazujących długofalowe oddziaływanie tej metody przyjmowania tytoniu przez te same osoby. I tu pojawia się właśnie 16 grudnia nastąpiła zmiana.

W czasopiśmie ”American Journal of Preventive Medicine” opisano pierwsze rezultaty wieloletniego badania na 32 tys. dorosłych Amerykanach. Od 2013 roku prowadzą je wspólnie FDA i NIH, czyli Federalna Administracja Leków oraz Narodowy Instytut Zdrowia. Wpływ papierosów był ujęty jako element szerszego egzaminowania wpływu tytoniu na zdrowie obywateli (Population Assessment of Tobacco and Health Study, PATH). Przedstawiono właśnie wyniki za lata 2013-2016.

Posługując się modelowaniem statystycznym wykluczano różne, wpływające na zdrowie czynniki pozostające jednak w bezpośrednim związku ze stylem życia. W ten sposób zidentyfikowano vaping jako bezsprzeczne źródło chorób płuc u osób dorosłych, niezależnie od tego, czy równocześnie paliły one tytoń w sposób tradycyjny.

W trakcie objętego badaniem okresu 3 lat, negatywny wpływ e-papierosów był doskonale widoczny. – Byłem nieco zaskoczony, że wyniki typowe dla badań wieloletnich ujawniły się już w tak krótkim odcinku czasu – mówi autor opracowania i profesor na wydziale zdrowia publicznego Uniwersytetu Kalifornijskiego, Stanford Glantz. 

Zwraca on uwagę, że chroniczne choroby płuc objawiają się zwykle po jakimś czasie od wejścia w stały kontakt z papierosami. Glantz nie spodziewał się zobaczyć negatywnego wpływu vapingu w danych z pierwszych lat monitorowania palaczy. – Fakt, że coś tak szybko znaleźliśmy pokazuje, jak złe są dla nas e-papierosy – mówi naukowiec.

Jest 1,3 razy bardziej prawdopodobne, że użytkownicy e-papierosów zapadną na choroby płuc, jak gruźlica, astma czy rozedma niż gdy chodzi o tych, którzy nie mieli styczności z vapingiem. To samo badanie pokazało też, że jeżeli ktoś woli tradycyjnego tytoniowego dymka, elektroniczne papierosy są relatywnie dobrą alternatywą. W stosunku do osób nieużywających tytoniu, prawdopodobieństwo pojawienia się chorób płuc u regularnych palaczy papierosów, fajki czy cygar wynosi 2,6.

Badanie z Kalifornii obala jednocześnie popularny mit określający vaping jako metodę na rzucanie palenia. Przez niego jest gorzej, bo większość vapujących – twierdzą naukowcy – jednocześnie nadal pali tytoń w tradycyjny sposób. Tą metodą stają się podwójnymi użytkownikami, obarczonymi ryzykiem choroby 3,3 razy większym niż ci niepalący.

 

Jan Sochaczewski