W najnowszych badaniach uwzględniono dane dotyczące wszystkich pacjentów powyżej 18 roku życia, u których potwierdzono wystąpienie Covid-19, i którzy byli hospitalizowani w dwóch najważniejszych szpitalach w Wuhan – Jinyintan Hospital oraz Wuhan Pulmonary Hospital. Eksperci z China-Japan Friendship Hospital and Capital Medical University w Pekinie prześledzili losy pacjentów od momentu ich przyjęcia do szpitala do chwili wypisu bądź zgonu.

Łącznie przeanalizowano historię choroby 191 pacjentów. Średni wiek w tej grupie wynosił 56 lat (od 18 do 87). Większość – 62 proc. – stanowili mężczyźni. 48 proc. chorych zmagało się z przewlekłymi chorobami, z czego najczęściej występowała cukrzyca (u jednej trzeciej chorych) oraz choroba niedokrwienna serca (8 proc. pacjentów). W całej grupie odnotowano 54 zgony.

Z badań wynika, że ryzyko śmierci było większe właśnie u chorych cierpiących na cukrzycę lub problemy z sercem. Co oczywiste, ryzyko śmierci było też wysokie wśród osób w starszym wieku i u chorych, u których rozwinęła się sepsa. Co warte odnotowania – sepsę stwierdzono u ponad połowy hospitalizowanych.

W toku badań ustalono również, że osoby u których już rozwinęła się choroba mogą zarażać innych średnio przez 20 dni lub do czasu śmierci. Najdłuższy zaobserwowany okres emitowania wirusa wyniósł 37 dni.

 

Koronawirus - jak jest śmiertelny?

Wciąż trwają badania nad koronawirusem. Początkowe szacunki mówiły o 2-procentowej śmiertelności. W ostatnim tygodniu WHO poinfrmowała, że wzrost zachorowań i rozprzestrzenienie się epidemii (obecnie już pandemii koronawirusa) na europejskie kraje sprawiło, że śmiertelność wzrosła do poziomu 3,4 proc. To o wiele więcej niż w przypadku sezonowej grypy, z którą zestawiany jest koronawirus, a w przypadku której śmiertelność wynosi 0,1 proc.

Warto podkreślić, że w przypadku pandemii SARS-CoV-2 mówimy tylko o przypadkach zakażeń potwierdzonych oficjalnie. Część epidemiologów twierdzi jednak, że niektórzy mogą przechodzić Covid-19 bezobjawowo albo bardzo łagodnie, jak zwykłe przeziębienie.

Timothy Russell, epidemiolog z London School of Hygiene and Tropical Medicine, postanowił przeprowadzić obliczenia dotyczące śmiertelności koronawirusa na przykładzie pasażerów Diamond Princess.

Według stanu na 20 lutego testy większości spośród 3711 osób na pokładzie wycieczkowca potwierdziły, że 634, czyli 17 procent, miało wirusa. 328 z nich nie miało objawów w momencie diagnozy. Russell i jego współpracownicy obliczyli, że wśród osób z objawami wskaźnik śmiertelności wyniósł 1,9 procent. Wśród wszystkich zainfekowanych odsetek ten wynosił 0,91 procent. Osoby w wieku 70 lat i starsze były najbardziej narażone, a ogólny wskaźnik śmiertelności w tej grupie wyniósł około 7,3 procent.

Ekstrapolując te liczby na Chiny, zespół szacuje, że 1,1 procent przypadków zakażenia, w których pojawiają się objawy, zakończy się zgonem pacjenta. Biorąc pod uwagę przypadki bezobjawowe poziom spada do około 0,5 procent w Chinach.

Poziom śmiertelności jest silnie powiązany z dostępnością środków ochrony zdrowia – zauważa Russell. Podkreśla też, że liczby wciąż nie są „twarde”, ponieważ wciąż nie znamy dokładnego przebiegu choroby ani sposobów rozprzestrzeniania się wirusa.

 

 

Zostań w domu

Najlepszym środkiem zaradczym w walce z epidemią koronawirusa – lepszym nawet niż osławione mycie rąk – jest pozostanie w domu. Ostatnio pisaliśmy o tym, jak wielkie znaczenie w dobie epidemii ma zamknięcie szkół i odwołanie imprez masowych.

Ograniczenie kontaktów między ludźmi – zwane dystansowaniem społecznym – odgrywa kluczową rolę w szybkości rozprzestrzenią się wirusów w populacji.

– Wiele osób zastanawia się, dlaczego dystansować się społecznie, jeżeli większość z nas i tak będzie mieć styczność z wirusem prędzej czy później. Przede wszystkim dlatego, że wtedy mniej osób umrze. Szpitale nie są w stanie wyleczyć w krótkim czasie wszystkich pacjentów, a ponieważ chorych będzie przybywać teraz lawinowo, za chwilę może zabraknąć dla nich miejsc w szpitalach. Jeżeli zaś wprowadzone zostaną zasady dystansowania społecznego, to nie obciąży w tak dużym stopniu służby zdrowia, bo chorzy będą stopniowo pojawiać się w szpitalu w mniejszej ilości – wyjaśnia dr Rafał Mostowy, biolog chorób zakaźnych i epidemiolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego w rozmowie z PAP.

Dr Mostowy skrytykował porównywanie koronawirusa do grypy i uznał je za „szkodliwe”. - To stwierdzenie jest nie tylko nieprawdziwe, ale również może przeszkodzić nam w walce z pandemią koronawirusa – powiedział.

 

 

W polskich mediach społecznościowych popularność zdobywa hashtag #zostańwdomu. Politycy, aktorzy, influencerzy a nawet niektóre firmy zachęcają użytkowników do pozostania w domach. Z pewnością decyzję o pozostaniu w domu wymusi na wielu osobach zamknięcie szkół i przedszkoli.

– Na ten moment jedno jest pewne – liczba chorych będzie w najbliższych dniach przyrastać lawinowo, dlatego nasze osobiste działania będą miały przełożenie na zdrowie nie tylko nas samych, ale również naszych bliskich a także krewnych i znajomych. Zastosujmy dystansowanie społeczne we własnym życiu już dzisiaj – podkreśla epidemiolog.

 

Katarzyna Grzelak