Niezależnie od tego, jak spojrzymy na ten fakt, to jednak nie ulega wątpliwości, że bardzo ułatwiają życie i gdyby nie zachłanność producentów, preferujących zysk ponad jakość, stanowiłyby usprawiedliwioną wygodę. Przemysł spożywczy każdego roku promuje 30 tys. nowych produktów! A wszystko zaczęło się od margaryny, która była jednym z pierwszych syntetycznych wyrobów spożywczych. Swoją karierę zaczęła już w XIX w. jako tani i małowartościowy produkt zastępujący masło. W 1883 r., czyli grubo ponad 100 lat temu, Julius Maggi wylansował swoje przyprawy do zup i pierwsze gotowe zupy – produkty laboratoryjne. Okazało się, że są wygodne „ w użyciu”, zwłaszcza dla leniwych. I tak przemysł spożywczy rozpoczął swój triumfalny pochód, by apogeum osiągnąć w XXI w. Margaryna, dzięki laboratoryjnym zabiegom, stała się „ulepszonym” masłem bez szkodliwych składników, takich jak np. cholesterol, ale też bez potrzebnych dla oczu witamin. Pojawiły się zupki w proszkach, tubkach, puszkach, doprawiane miksturami z maltodekstryny, cebuli w proszku i glutaminianu, bułeczki z piekarnianych dyskontów, które po dwóch godzinach są sflaczałe i dla ich stabilności dodaje się siarczan wapnia, używany w budownictwie pod nazwą gipsu, a ostatnio najnowszy hit, czyli kebab w kubku, jako danie gotowe. I byłoby pięknie, gdyby nie jeden drobny problem. Efektem takiego jedzenia jest otyłość - jeden z największych negatywnych skutków nowoczesnego odżywiania. Amerykański dziennikarz, Michael Pollan, by ułatwić w miarę zdrowe życie konsumentom, sformułował trzy żelazne zasady, których należy przestrzegać. Po pierwsze – nie jedz nic, czego by nie rozpoznała Twoja prababka jako pożywienie. Po drugie  -  unikaj wyrobów spożywczych, których nazwy nie umiesz wymówić i które zawierają więcej niż pięć składników, a po trzecie unikaj produktów, które są reklamowane jako  zdrowe.

Tekst: Małgorzata Sienkiewicz