Występował w obronie prześladowanych chrześcijan w czasach krwawych rządów cesarza Dioklecjana. Był więziony i torturowany, a uwolniony dopiero przez Konstantyna Wielkiego, zmarł 6 grudnia 345 r. Legendy o cudach czynionych przez niego krążyły już za jego życia i roznosiły się z tego portowego miasteczka Licji, bo tak wtedy zwano te tereny, po całym świecie. Wspieranie własnym majątkiem potrzebujących i rozdawanie głodnym dzieciom miodowych paluszków uczyniło z niego opiekuna biednych panien i fundatora mikołajkowych prezentów. Ponoć jeszcze w Petarze, miasteczku, w którym przyszedł na świat i spędził młodość, jako zapalony myśliwy i żeglarz, niegardzący zresztą dzbanem wina, uratował trzy dziewice przed staropanieństwem, podrzucając im złoto na posagi. Podarunki swe zawsze rozdawał po kryjomu, w głębokiej tajemnicy i w mroku nocy. Po śmierci Mikołaja opowieści o jego hojności i cudach czynionych nocą przez jego ducha krążyły po całej Europie. O tym, jak ukazywał się biednym pasterzom, a gdy znikał zostawiał w ich szałasach złote monety, jak oświetlał drogę do portu zbłąkanym rybakom, jak uzdrawiał chorych, modlących się przy jego grobie, jak dawał radość smutnym i zgorzkniałym. Święty Mikołaj jest patronem nie tylko dzieci, panien bez posagu a nawet … kurtyzan. Stał się też opiekunem chłopów, pasterzy, kupców, zakonników, rybaków, żeglarzy, aptekarzy, prawników a nawet literatów. Głęboka wiara w opiekuńczą moc świętego sprawiła, że od dawien dawna w całej Europie czczono dzień jego śmierci, czyli 6 grudnia. W Polsce najbardziej uroczyście obchodzony był na wsi, jako dzień patrona rolników i pasterzy. Ci ostatni już 5 grudnia, czyli w przeddzień uroczystej daty, sumiennie pościli, a chłopi składali barany, kury, zboże i inne rolne produkty na ręce kapłanów, jako dary dla biskupa Mirry. Pasterze na noc z piątego na szóstego grudnia zostawiali na łąkach zatknięte wiechy, by nabrały czarodziejskiej mocy. Następnego dnia uderzali nimi każdą sztukę bydła, by ta wiedziała, w którą stronę uciekać przed wilkami. Zresztą św. Mikołaj strzegł przed tymi bestiami nie tylko zwierzęta domowe, ale też ludzi.
Świętego Mikołaja, jako rozdającego podarunki, znają wszystkie dzieci całego chrześcijańskiego świata. Z dawien dawna Mikołajki urządzano głównie maluchom, obdarowując je na początku medalikami, krzyżykami czy świętymi obrazkami. W końcu XVII wieku te symbole wiary zastąpione zostały ptaszkami w klatkach. Moda na nie miała głębokie uzasadnienie, gdyż opieka nad ptaszkami mogła nauczyć dzieci czułości i zrozumienia dla zwierząt. Natomiast od połowy XVIII wieku prezentami stały się słodycze, orzechy i zabawki przynoszone przez samego Mikołaja, ubranego w czerwony płaszcz i czapę, z pastorałem w dłoni i z długą siwą brodą. Chodził on od domu do domu w towarzystwie aniołów i diabła na łańcuchu i egzaminował dzieci z katechizmu. Jeśli nie znały go, to nie dostawały prezentu, a te, co były niegrzeczne obdarowywane były rózgą. Zwyczaj ten istnieje do dziś, choć został przesunięty na okres Bożego Narodzenia. Natomiast 6 grudnia w tzw. Mikołajki obdarowujemy się drobnymi i raczej symbolicznymi prezencikami. Mogą to być np. mikołajkowe przysmaki, czyli korzenne ciasteczka w kształcie ludzi, zwierząt i roślin. W Polsce piekło się je w tajemnicy przed dziećmi, nocą w przeddzień św. Mikołaja i były to na ogół półksiężyce, gwiazdeczki, choinki i zwierzątka. Stanowiły dodatek do prezencików, rozdawanych rankiem 6 grudnia. Jednak w poszczególnych krajach obowiązujące zwyczaje różnią się trochę od siebie i w takiej np. Holandii tradycja nakazuje spotkania rodzinne u seniorów, czyli dziadków i wręczanie sobie podarunków już wieczorem 5 grudnia. No cóż, co kraj to obyczaj.          Tekst: Agnieszka Budo