Porzucone alabastrowe figurki znaleziono już jesienią, ale nie rozgłaszano tego, ponieważ najpierw dział starożytności słoweńskiego Muzeum Narodowego musiał przeprowadzić ekspertyzę. Wykazała ona ich autentyczność.
 

"Obiekty te są według muzeum autentyczne" - powiedział rzecznik policji Miran Szadl.
 

Skąd się tam wzięły?
 

Uważa się, że znalezione w obozie na granicy z Chorwacją statuetki pochodzą z nielegalnych wykopalisk archeologicznych w Syrii lub Iraku i należą do zabytków cywilizacji sumeryjskiej.
 

Muzeum Narodowe w Lublanie potwierdziło, że są to wotywne figurki orantów z Mezopotamii, które najprawdopodobniej wykonano w III tys. p.n.e. Takie statuetki ludzi modlących się w pozycji siedzącej lub na klęczkach stawiano w świątyniach, podpisane imieniem oranta.
 

"Ponieważ nie mają one żadnych znaków rejestracyjnych czy numerów inwentarzowych, uważamy, że pochodzą z nielegalnych wykopalisk" - powiedział archeolog Peter Turk. Według niego warte są z pewnością kilka tysięcy euro.
 

Wojna sprzyja grabieży
 

We wrześniu UNESCO ostrzegało, że w Syrii i Iraku trwa łupienie stanowisk archeologicznych "na przemysłową skalę", a zyski z rabunku zasilają Państwo Islamskie.
 

Figurki odkryto 4 listopada w opuszczonym namiocie w ośrodku Gruszkovje na granicy z Chorwacją. Przez Słowenię od połowy listopada, po zamknięciu granicy przez Węgry, przeszło pół miliona migrantów dążących na północ Europy.
 

Źródło: PAP