Badania trwają i jeśli zespół będzie nadal otrzymywał na nie piendze, to zapowiada testy na zwierzętach już w przyszłym roku. A badania dotyczą wielce potrzebnych implantów kostnych. W przypadku ubytków kostnych, powstałych po wyciętym nowotworze, niemożliwością jest uzupełnienie ich naturalną kością, gdyż otwór, przez który trzeba się do nich dostać ma około sześciu milimetrów. Czyli, jak stwierdza dr Tomasz Ciach z LIB: „można tam jedynie coś wstrzyknąć”. A co? Właśnie miękki implant żelowy, który wypełni przestrzeń w kości, powstałą po usunięciu nowotworu czy torbieli. „Zestali” się on w ciągu kilku minut i połączy z otaczającymi go tkankami, a po kilku miesiącach przebuduje w niemal naturalną kość. Genialne! Szczególnie w przypadku dzieci, których kości jeszcze rosną, a wraz z tym powiększa się, niczym nie wypełniony, ubytek, czego następstwem bywają skomplikowane złamania. Dodatkowo żelowe implanty kostne będą mogły miejscowo wydzielać leki, co w przypadku osób po usunięciach nowotworowych jest szczególnie ważne, gdyż ich organy gorzej się goją z racji kontynuowanego leczenia  przeciwnowotworowego. Naukowcy z Laboratorium Inżynierii Biomedycznej pracują również nad implantami sztywnymi, które będą potrzebne pacjentom w przypadkach skomplikowanych złamań, gdy kość zostaje pokruszona na drobne kawałeczki. Wiadomo, że nie przyrosną one do niej same, ale muszą zostać usunięte, a puste miejsca wypełnione. Czym? Właśnie implantem w postaci sztywnej, porowatej pianki albo konglomeratu kulek, które będą wytrzymałe od razu po ich wszczepieniu. Ich porowatość wynika z tego, że pierwszym etapem przebudowy jest konieczność wrastania naczyń krwionośnych do wnętrza implantu. Będą więc znakomite przy znacznych ubytkach kości lub w sytuacjach, gdy kość powinna zostać wydłużona. Jak wyjaśnia dr Tomasz Ciach w tym ostatnim przypadku kość długa zostanie przecięta i uzupełniona implantem sztywnym w formie odpowiednio ukształtowanego krążka.

Tekst: Małgorzata Sienkiewicz