Poręczowaniem  zajmowały się podczas następujących po sobie 4 dniach 4 zespoły wyprawy startujące do tego zadania z obozu 1-szego o 1-2 w nocy i pracując w ścianie nawet i po 12 godzin. W nocy śnieg jest zmrożony, a pojawienie się słońca w kuluarze powoduje wyciskanie ostatnich sił  ze wspinaczy z powodu gorąca, ponadto śnieg  robi się bardzo miękki.  Ładunek do wyniesienia podczas poręczowania to liny, szable śnieżne,  śruby  lodowe, haki   a także ekwipunek osobisty tj. odzież awaryjna , czekany, apteczka osobista przygotowana przez lekarza wyprawy batony energetyczne i camelbag z piciem powodowały że plecaki  przekraczały wagę 12 kg. Zespoły wracały bardzo zmęczone, poparzone słońcem,  wszyscy narzekają na bóle mięśni nóg - praca w rakach w stromym terenie często lodowym daje się mocno we znaki. Mimo to potencjał jest nadal duży o czym  świadczy fakt zniesienia, pomyłkowo, przez jednego z kolegów liny z powrotem do bazy. Do tej chwili mamy położone liny do tego uskoku i wszystko wskazuje na to, że kolejny zespół pojutrze pokona uskok i założy obóz drugi. Powoli stabilizuje się sytuacja w bazie na froncie higienicznym i żywieniowym. Zmiana miejsca poboru wody dla kuchni  z rzeczki na pastwisku na rzeczkę w skałkach oraz ciągła edukacja kucharza, 2 kuchcików i 2 pomocników kuchcików by naczynia były wycierane szmatką o kolorze zbliżonym do bieli a nie do brązu powodują, że już tylko połowa składu narzeka na dolegliwości żołądkowe.
Wprawdzie kucharz  zaproponował nam specjalną miejscową herbatę na te dolegliwości, ale ponieważ miała ona smak palonej gumy to mało kto skorzystał z tego lekarstwa. Poprawia się też wyżywienie: tzw water zupa została zastąpiona zupami z prawdziwego zdarzenia, a podawana herbata jest robiona z tzw. hot boiling water zamiast dotychczasowej cold boiling water. Widzimy oznaki nadejścia wiosny w górach: zniknął śnieg z otoczenia bazy, świstaki podchodzą blisko namiotów, pojawiają się pierwsze kwiatki, widać też coraz więcej ptaków. Napełniony basen ogrodowy przyniesiony przez Olę czeka na pierwszego śmiałka ale kiedy to nastąpi nie wiadomo, gdyż woda w basenie wydaje się coraz zimniejsza. Po zejściu z góry pierzemy, kąpiemy się w tzw. shower tent , którym tym razem jest kawałek brezentu zwieszony z dużego kamienia: wystarczy tylko pobrać ciepła wodę z kuchni w czajniku  i kąpiel gotowa. W ramach zajęć kulturalnych  pozostaje oglądanie filmów na laptopie / jeżeli uda się naładować solarami akumulator, a nim laptop/, oraz sprawdzanie czym różnią się regionalne odmiany specjałów o wdzięcznych nazwach  miodówka, palinówka... wykonanych na miejscu przez kolegów hobbystów.


Jurek Natkański