Władze naszej stolicy jeszcze na ten pomysł nie wpadły, natomiast projekt taki, dotyczący Londynu, odbił się szerokim echem w całej Anglii. Władze Brixton proponują mianowicie swoim mieszkańcom brixtońskiego funta, jako antidotum na lepsze współżycie społeczności, zamieszkujących podupadłe śródmiejskie dzielnice wielkich miast. Chodzi o zatrzymanie pieniędzy w danym miejscu i dla jego mieszkańców. Pomysłodawcy tłumaczą, że pomoże to zintegrować ludzi mieszkających w Brixton oraz zwiąże ich z miejscem zamieszkania, a często i pracy. Funt brixtoński ma również poprawić częstotliwość lokalnego obiegu pieniądza. Krótko i łopatologicznie miałoby wyglądać to tak: żyjemy w danej dzielnicy, pracujemy w niej, a więc na ogół robimy tu zakupy, chodzimy do lokalnych knajp, kin i teatrów, leczymy się u lokalnych dentystów, korzystamy z usług lokalnych zakładów fryzjerskich, kosmetycznych itp. Zarabiając więc „lokalne” pieniądze wydajemy je także w tym samym miejscu i wszyscy są zadowoleni. Budujemy podstawy ekonomiczne  i kapitał społeczny lokalnej społeczności. Pozostaje jedynie zasadnicze pytanie. Po co nam wobec tego narodowa waluta, a tym bardziej ujednolicona, europejska? Pomysłodawcy kontrargumentują: spójność społeczna polega na tworzeniu wspólnych przestrzeni i wartości , choć na małą skalę, a banknoty z Brixton będą równie bezpieczne, co te emitowane przez Bank Anglii. I co o tym sądzicie? Czy aby nie pachnie to zaściankowością?

Tekst: Małgorzata Sienkiewicz