Kusi i mami coraz intensywniej, gdyż ogłupiani i systematycznie oszukiwani konsumenci zaczynają powoli otrząsać się z dotychczasowego zaczarowania np. „wysokowartościowymi” zupkami w puszkach, składającymi się wyłącznie z wody, soli, cukru, sztucznych przypraw, wzmacniaczy smakowych i aromatów; daniami rybnymi, zawierającymi ekstrakty z wołowiny; mrożonymi sznyclami, w których panierka waży tyle, co mięso; wątrobianką cielęcą, nie zawierającą grama cielęciny; pizzą z szynką, która jest puddingopodobną imitacją z kawałeczkami mięsa; lodami z syntetyczną wanilią; ciastem cytrynowym, w którym brak śladu cytryny i t.d.
Wszystkie te produkty reklamowane są jako zdrowe, smaczne i wartościowe, a ich opakowania dekorują liczne pieczęcie jakości, czystości i wartości odżywczych! Ale klient coraz częściej zastanawia się, czy nie widnieją one tam wyłącznie dlatego, że takie są wymogi przepisów, a to, co faktycznie je, nie ma nic wspólnego z prawdziwą żywnością. Słynna była niedawna afera w RFN dotycząca sera, w którym zamiast mleka były wyłącznie tłuszcze roślinne. Sportowy napój owocowy ze "zdrowych owoców” zawierał w opakowaniu 12 procent soku uzupełnionego wodą i sześcioma kostkami cukru. Znakomitym przykładem są wyroby szynkopodobne, w których kawałki mięsa wymieszane są z żelem skrobiowym, wodą i tkanką łączną, a następnie gotowane tak długo, aż powstanie masa, dająca się  kroić. Trzeba przy tym podkreślić, że zawartość mięsa spadła w nich z około 80. do nieco ponad 50 procent. Działacze na rzecz ochrony konsumentów z niemieckiego stowarzyszenia Foodwatch udowodnili, że taki np. Actimel, reklamowany jako aktywizujący układ odpornościowy człowieka, różni się od jogurtu naturalnego jedynie tym, że jest droższy i zawiera dwa razy więcej cukru.     

Tekst: Małgorzata Sienkiewicz