Mylił się – wrócił na Ocean Atlantycki, by jako pierwszy pokonać go z kontynentu na kontynent. Za ten wyczyn został właśnie wybrany Podróżnikiem Roku National Geographic.

– Przez te trzy miesiące samotnego płynięcia ani razu nie poczułem nudy! Nie miałem też poczucia osamotnienia. Codziennie wiosłowałem od dziesięciu do dwunastu godzin. Obserwowałem niebo, ocean, stwory morskie – mówił w styczniu 2013 roku wywiadzie udzielonym "Travelerowi".

– Wieczorem gwiazdozbiory. Za każdym razem, gdy widziałem spadające gwiazdy, myślałem życzenia. Trochę ich było. Rozmyślałem. Raz na jakiś czas łączyłem się z rodziną przez telefon satelitarny. Musiałem konserwować i naprawiać rożne sprzęty na kajaku. Na przykład odsalarkę, by mieć na pokładzie słodką wodę. Cały czas miałem pełne ręce roboty!

– Burz na oceanie przeżyłem ponad 50 – wspominał trudne chwile. – One są bardzo towarzyskie. Łączą się ze sobą i wcale tak szybko nie chcą przejść. Najdłuższa trwała sześć godzin. Ale dzięki specjalnie zaprojektowanemu kajakowi udawało mi się z tego wyjść bez szwanku. Podczas pierwszej schowałem się do środka i starałem się je przeczekać.

Przeczytaj cały archiwalny wywiad z Aleksandrem Dobą po jego pierwszym rejsie przez Atlantyk.