- Z przyjacielem ze Szwecji, Andreasem Klarströmem wspięliśmy się nową drogą na ścianę Storpillaren w masywie Vågakallen na  Lofotach w Norwegii - opowiada Adam Pustelnik. Góra jest znanym celem wspinaczkowym. Pustelnik i Klarström na jej północnej ścianie wytyczyli drogę „Corner Kick” długości 900 m, która jest wariantem dla istniejącej już wcześniej drogi „Freya”. Wspinacze napotkali trudności wyceniane na 8a, przy czym największym wyzwaniem była niepewna asekuracja. To jedna z najtrudniejszych, jeśli nie najtrudniejsza nowa klasyczna wielowyciągowa droga pokonana na własnej asekuracji przez Polaka.

Dlaczego zdecydowaliście się podjąć to wyzwanie?

Na ścianie było już kilka dróg, ale żadna z przechodzących przez środek ściany  nie była klasyczna. To znaczy, że do jej przejścia pierwsi autorzy potrzebowali przyrządów do asekuracji, nie tylko po to żeby zatrzymały ich potencjalne loty, ale także po to żeby poruszać się do góry. Inaczej mówiąc: łapali się haków. My w tym najlepsi nie byliśmy i nie to sprawia nam frajdę we wspinaniu. Chcieliśmy przejść centralną część ściany tak, żeby wszędzie poruszać się do góry własnymi siłami, a asekurację mieć tylko na wypadek lotu. Wyzwaniem było to, że naszą drogę próbowaliśmy od dołu i nie wiedzieliśmy, czy kolejne odcinki będą w ogóle do przejścia. Asekuracja była momentami bardzo słaba, a trudności techniczne dość duże. Było to pierwsze "klasyczne" przejście czołowej części tej ściany. Wydaje mi się, że ważniejsze, niż miejsce albo trudności naszej drogi, były styl, w jakim podeszliśmy do tego pomysłu.

Co zainspirowało Cię do realizacji tego projektu?

Po pierwsze opowieści mojej dziewczyny, o tym, jak piękna jest Norwegia. Na miejscu inspirowały: natura i jej surowość, etyka wspinaczkowa i szaleństwo w oczach mojego partnera od liny.

Czy realizacja tego projektu zmieniła coś w Twoim życiu?

Było to bardziej zwieńczenie pewnej drogi, która prowadziła od rehabilitacji, przez kolejne wspinaczkowe wyzwania, do momentu, kiedy wszystkie zdobyte wcześniej umiejętności poruszania się w skale zejdą się w całość. Teraz, kiedy to się udało, można zacząć myśleć o innych wyzwaniach niż powrót na "znany" (choć trudniejszy niż wcześniej) grunt. W 2011 roku miałem poważny wypadek wspinaczkowy w Hiszpanii. To przejście było pierwszym tak wymagającym górskim przedsięwzięciem, jakiego podjąłem się od tamtego czasu... jeśli nie najbardziej wymagającym, jakiego podjąłem się kiedykolwiek.

Dlaczego to Ty powinnaś wygrać?

Nie czuję, że powinienem. Oczekiwanie jakichkolwiek nagród za szczęśliwe zakończenie kolejnej z tych nikomu niepotrzebnych (może oprócz nam samym) przygód, byłoby kompletną bzdurą. Poza tym nie ma co porównywać mojej i Andreasa wspinaczki do takich przedsięwzięć, jak te wyróżnione nominacją do nagrody za "Wyczyn roku". To było dla nas duże wyzwanie, którego realizacja wymagała połączenia wielu elementów wspinaczkowych i to było dla nas największą nagrodą. Marzę o podróży do... Celów jest zbyt wiele aby o nich pisać. A i tak w każdej przygodzie ważniejsze niż to dokąd mnie prowadzi, jest to z kim mogę ją przeżyć. W podróżach najbardziej lubię.... Chwilę w której odstawia się na bok plany, bo przygoda zaczyna brać górę nad tym, co mieliśmy rozpisane krok po kroku. Ciekawe, jak różne drogi prowadzą do tego samego celu, co misternie zaaranżowany plan działania. Pewne natomiast jest to, jak dobrze te "kreatywne"  rozwiązania pozostają nam w pamięci. Moje miejsce w Polsce to... Łódź.  Wspinaczkowo - ścianka AKG przy ul. Różyckiego. No dobrze… może po Hejszowinie (Parku Narodowym Gór Stołowych) - choć tam na pewno bywałem zbyt rzadko.

 

Więcej o Travelerach przeczytacie tutaj.